Nagroda Adama Włodka? - Poproszę...

Obrazek użytkownika Obywatel Cohen
Kultura

Zapowiedź przyznawania nagrody literackiej imienia Adama Włodka, poety, byłego męża Szymborskiej i przy okazji ubeckiego kapusia wzbudziła liczne kontrowersje. Wojciech Wencel prorokuje, że „wśród młodych pisarzy raczej nie znajdzie się nikt, kto stypendium im. Włodka odrzuci”. Marek Nowakowski proponuje, by najnowszy pomysł Fundacji Szymborskiej „po prostu ośmieszyć jakąś dobrą kpiną”. Tak się przypadkowo (nie wiem, czy szczęśliwie) składa, że jestem autorem literackiego tekstu, który wydaje mi się tu bardzo a propos. A propos pomysłodawców nagrody – ze względu na pomysł fabularny i tematykę, a propos proroctw Wencla, bo zamierzam swój utwór zgłosić i a propos rady Nowakowskiego, której mój tekst wychodzi jak najbardziej naprzeciw. Próbkę zamieszczam poniżej.

 

    (...) Zaraz po odejściu kelnera kobieta skierowała pilota w stronę telewizora i nacisnęła przycisk zmieniając program. Czynność tę powtórzyła kilkakrotnie, obserwując przy tym bacznie obraz na ekranie. Gdy w końcu odnalazła kanał, którego szukała, przycisnęła guzik zwiększając siłę głosu i odłożyła pilota na blat stołu. Na ekranie widać było obszerne studio a w nim mężczyznę i kobietę siedzących po przeciwnych stronach wymyślnej, przezroczystej bryły pełniącej funkcję stolika. Scenografia, z tyłu za nimi, przedstawiała rozświetlone nowoczesne centrum wielkiego miasta z usytuowanym po środku przeszklonym budynkiem, na którego zwieńczeniu widniał czerwony napis, niby neon, „WIĘCEJ EUROPY”. On może czterdziestoletni ciemny blondyn ze starannie ułożoną przy pomocy żelu fryzurą, z nalaną gładką twarzą niemowlaka, w granatowym garniturze z perfekcyjnie zawiązanym krawatem na tle niebieskiej koszuli. Za partnerkę miał, raczej młodszą od niego, szczupłą kościstą blondynkę z krótkimi włosami uczesanymi na chłopięcą modłę, ubraną w czarną skromną sukienkę.

    - Pani Karolino, chciałbym panią zapytać, co nowego u profesor Poniedziałek? Zdążyliśmy przyzwyczaić się już do jej celnych, chociaż dla niektórych kontrowersyjnych, uwag i komentarzy. Mam wrażenie, że w minionym tygodniu, w którym tyle się wydarzyło, pani profesor gdzieś znikła i konsekwentne milczała. A może jestem w błędzie, może w bitewnym zgiełku całego tygodnia umknęło mi coś ważnego?

     Mężczyzna mówiąc intensywnie gestykulował w sztuczny, wyuczony sposób, a przy tym zabawnie nadymał policzki, co sprawiało, że jego twarz wydawała się jeszcze bardziej okrągła i nalana.

   - Tak, ma pan rację, dzieje się sporo i w międzyczasie niemało się wydarzyło. Niestety, coraz więcej rzeczy budzi nasz niepokój. Wciąż jesteśmy bez pardonu atakowani przez ciemnotę i powszechną nietolerancję. Kto zna panią profesor ten wie doskonale, tak, że właśnie głównie z powodu walki z panoszącą się w naszym kraju nietolerancją jest ona najbardziej zapracowaną na świecie kobietą. Tym niemniej musi dzielić swój czas pomiędzy sprawy publiczne a pracę naukową na uniwersytecie, tak? Aktualnie górę wzięło to drugie – musiała niemal cały swój bezcenny czas poświecić obowiązkom akademickim. Jeśli chodzi o sprawy publiczne od czasu do czasu staram się swoją skromną osobą ją reprezentować i w miarę swoich skromnych możliwości wyręczać.

     Kobieta była w gestach zdecydowanie bardziej oszczędna niż siedzący naprzeciw rozmówca i ograniczała się w trakcie mówienia do kilku wyrazistych min i grymasów, które nieco ożywiały jej zmęczone blade oblicze.

   - To jest jasne. Zawsze chętnie gościmy w naszym studio zarówno panią profesor, jak i jej niezawodną asystentkę. Właśnie korzystając z pani obecności chciałbym zapytać, czy do profesor Poniedziałek dotarły tak skrajnie różne reakcje na jej,…no przyznajmy…brzmiące dość sensacyjne, ostatnie oświadczenia. Mam na myśli oczywiście jej kontakty z naszą niedawno zmarłą noblistką, o których profesor poinformowała opinię publiczną za naszym pośrednictwem…? Sądząc po medialnym oddźwięku, było to jedno z ważniejszych wydarzeń minionych dni. Czy profesor ma świadomość tych, czasami skrajnie negatywnych reakcji? A jeżeli tak, to jak przyjęła te kontrowersje, jak je ocenia?

   - Osobiście nie doszukiwałabym się w wyznaniu pani profesor niczego szczególnie sensacyjnego, ani kontrowersyjnego, tak? Mam szczęście znać panią profesor Poniedziałek od wielu lat i jako socjolożka potrafię obiektywnie ocenić jej naukową rzetelność dla faktów, dlatego z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że nie ma żadnego powodu, by jakkolwiek kwestionować ostatnie zdarzenia, których pani profesor, tak, była uczestniczką i o których, wiele ryzykując, sama poinformowała opinię publiczną. Przeciwnie, to najbardziej wiarygodne z możliwych…

     Tymczasem przy stoliku oglądających program telewizyjny pojawił się niezmordowany kelner z dwoma kieliszkami na małej srebrnej tacy. Był wyraźnie czymś podekscytowany i z jakiegoś powodu poufale się uśmiechał. Postawił na stole szkło z alkoholem i bezceremonialnie zakłócił im oglądanie telewizji, znów zajmując ich swoją osobą.

   - Tak mi się właśnie wydawało, że skądś panią redaktor znam, że gdzieś kiedyś widziałem już pani twarz. Nawet miałem zapytać o to szefa… No i miałem rację, dobrze pamiętałem. Zaraz, chwila, już to widziałem - ten program, zdaje się to było przedwczoraj.

   - Zgadza się. To wczoraj, dzisiaj jest powtórka.

   - Ma pani twarz stworzoną do telewizji, z przyjemnością się panią ogląda i słucha. Wiem, co mówię. Znam się na tym, znam się na ludziach.

   - Naprawdę? Bardzo pan dla mnie miły. Na razie dziękuję panu, nie potrzebujemy nic więcej. Gdyby coś, to dam panu znak. Dziękuję.

     Najwyraźniej kelner miał jej jeszcze coś miłego do powiedzenia. Właśnie, gdy odprawiała go swoim chłodnym „dziękuję”, zdążył zabawnie szeroko otworzyć usta – zapewne po to, by dać wyraz swojej radości, że obsługuje kogoś znanego, kogo tysiące, a może nawet miliony, ludzi mogą zobaczyć w telewizorze. Ostatecznie, kryjąc swoje widoczne rozczarowanie za kelnerską usłużnością, pokiwał głową pogodzony ze swoim losem odrzuconego i powrócił do bufetu. Podparłszy się łokciami o kontuar mógł dzielić swoją uwagę pomiędzy obserwowanie obecnych w lokalu klientów, a oglądanie telewizji. Nadal się uśmiechał, choć już bez wcześniejszej poufałości.

   - …jak wiadomo wielka poetka za życia nigdy nie założyła rodziny, właściwie nie żyła też z nikim, tak, w stałym związku i nie pozostawiła po sobie żadnego potomka. A że była osobą bardzo dyskretną, tak, czy wręcz skrytą, mnożyły się więc przypuszczenia co do jej orientacji seksualnej. Dzięki pani profesor możemy teraz wiarygodnie zweryfikować liczne fakty z jej długiego życia. Okazuje się, że po śmierci wciąż pozostaje osobą upartą i konsekwentną, z czego znana była przecież tu na ziemi. Na szczęście jest teraz dużo bardziej skora do wypowiadania się na temat swojego życia prywatnego, jak i do wyrażania opinii i komentowania ważnych spraw publicznych - dużo bardziej niż wcześniej, kiedy to zabierała głos niezwykle rzadko, tak? Według relacji profesor Poniedziałek z ich ostatniego spotkania noblistka absolutnie nie żałuje swoich życiowych wyborów i, na przykład, tak, nadal uważa, że poświęcanie siebie dla tworzenia tradycyjnych związków damsko-męskich jest przesadną ofiarą i nie ma większego sensu. Użyła wręcz konkretnego argumentu, że nie byłaby w stanie znieść nawet przez godzinę bliskości czyjegoś nieświeżego oddechu, tak samo, jak nie zniosłaby świadomości, że ktoś inny jest skazany na jej nieświeży oddech. W tym kontekście przywołała także opinię swoich rodziców, z którymi teraz po swoim zgonie znów po dziesięcioleciach mogła nawiązać bliski kontakt. Proszę sobie wyobrazić, że oboje rodzice, aż trudno w to uwierzyć, zgadzają się z nią i przyznają, tak, że ich trwające prawie pięćdziesiąt lat małżeństwo było błędem, który każde z nich kosztował zbyt wiele i z osobna mogliby w życiu osiągnąć znacznie więcej – czerpać z życia więcej i więcej dać z siebie innym ludziom. Pani Wiesława nie kryła dumy i podziwu wobec pośmiertnej postawy rodziców, tak, nawet jeżeli jest dla niej całkiem jasne, że, gdyby nie rodzicielski błąd, jaki zdarzyło się im razem popełnić, ona nigdy nie poznałaby zapachu kwitnącej wiosną łąki, która tak ją inspirowała, a miłośnicy jej poezji nie mieliby szansy zachwycać się jej wierszami. Cóż, jej bezinteresowna skromność była przecież legendarna, i po swoim odejściu poetka nic się pod tym względem nie zmieniła, pozostała cichą i mądrą przyjaciółką zwykłych ludzi i genialną obserwatorką świata, tak?

   -   Uff, mocne! Mam wrażenie, że dzięki pani unosimy się gdzieś wysoko w przestworzach. Muszę przyznać, że po plecach przechodzą mi zimne dreszcze. Czuję…wiem, że jesteśmy świadkami czegoś nadzwyczajnego i dla takich chwil, proszę wybaczyć mi patos, warto być dziennikarzem.

   - Proszę pamiętać, iż moje zasługi są tu minimalne tak? Ja tylko mam to szczęście, że profesor Poniedziałek wtajemnicza mnie w swoje niezwykłe przeżycia i pozwala mi je publicznie relacjonować. Wiem, że dzięki niej, tak, doświadczam czegoś absolutnie wyjątkowego. Jesteśmy świadkami nadzwyczajnych rzeczy. Podobnie jak pan traktuję to jak wielką intelektualną przygodę. Przepraszam, zdaje się, że udzielił mi się pański patos…

   - Dobrze, to chyba odpowiedni moment, żeby zejść nieco na ziemię i zapoznać państwa z, jak sadzę, bardzo interesującym materiałem. Po ostatniej wizycie profesor Poniedziałek w naszym studio i przedstawionej przez nią wtedy relacji z jej… że tak się wyrażę…ostatniego spotkania ze zmarłą poetką zleciliśmy badania sondażowe na temat tego, co nasi widzowie myślą o nietypowych kontaktach obu pań, czy w ogóle uznają je za możliwe… Wszak, o ile mi wiadomo, z czymś podobnym nie mieliśmy jeszcze do czynienia – co niektórzy próbują wykorzystać do zdezawuowania profesor Poniedziałek.

   - Oo, to może być rzeczywiście bardzo ciekawe. Świetny pomysł, brawo! - Pani Karolino, pozwoli pani, że zacznę?... I tak…na pytanie, czy przytrafił ci się kiedyś pozazmysłowy kontakt ze zmarłą osobą, tylko trzy procent respondentów odpowiedziało, że tak; osiem procent – wydaje mi się, że tak, ale nie jestem pewien i w końcu osiemdziesiąt dziewięć procent zdecydowanie zaprzeczyło. Na pytanie, czy wierzysz w możliwość porozumiewania się ze światem zmarłych, dziewiętnaście procent zadeklarowało, że tak, dalej, dwadzieścia procent nie miało na ten temat zdania, a reszta, czyli sześćdziesiąt jeden procent, wykluczyło taką możliwość. No i kolejne pytanie, dotyczące wprost historii profesor Poniedziałek i zmarłej poetki, następującej treści: „czy twoim zdaniem jest możliwe, by pomimo śmierci Wiesławy Miłoszewskiej obie panie kontaktowały się i wymieniały między sobą myśli?” Proszę sobie wyobrazić, iż na tak sformułowane pytanie czterdzieści osiem procent badanych odpowiedziało, że jest to możliwe, z kolei czterdzieści cztery procent nie dopuszcza takiej możliwości. Pozostała mniejszość nie ma na ten temat wyrobionego zdania. Ciekawe, prawda? Pani Karolino, czy to jednak nie zdumiewające? Co te wyniki nam mówią? Jak by pani jako socjolog to skomentowała?

   - No cóż, nie będę ukrywała – jestem pod wrażeniem. To świetny materiał do głębszych, tak, bardziej wnikliwych przemyśleń. Odnosząc się do niego na gorąco, przede wszystkim bardzo, bardzo optymistyczny. Dwie sprawy wydają mi się tu szczególnie ważne, tak? Po pierwsze widać wyraźnie, że nasze społeczeństwo się zmienia, tak? Chciałoby się powiedzieć – nareszcie! Pomału nasi rodacy wyzwalają się z pęt typowo polskiego myślenia magicznego, tak, a coraz bardziej otwierają się na racjonalny europejski przekaz, pozbawiony tradycyjnego, tak, wręcz niewolniczego ukierunkowania na przeszłość i narodową mitologię. Po drugie, tak, co sprawia mi wyjątkową radość, wyniki, które pan przed chwilą przytoczył, pokazują niezaprzeczalny społeczny autorytet profesor Poniedziałek, osoby nadzwyczajnej, znanej do niedawna głównie jednak w dość wąskich kręgach akademickich. Widać, że i to się zmienia, a myśl pani profesor dociera pod przysłowiowe strzechy. W jej opinie wsłuchuje się już nie tylko intelektualna elita, co naturalne i zrozumiałe, ale także szeroko rozumiana opinia społeczna, dla której nierzadko poza racjonalną naukową argumentacją liczy się, czy nam się to podoba, czy nie, coś takiego, jak instynkt, tak, i zwykła intuicja. I ci zwykli ludzie to po prostu widzą - czują, że pani profesor można ufać, że po ludzku to bardzo dobry człowiek, którego warto wspierać, bo ktoś taki nie może nie mieć racji. Swoją drogą jest coś wspaniałego i symbolicznego w tym, że to właśnie dwie wybitne, tak, i spełnione kobiety, wnoszą fundamentalny wkład w przeobrażanie naszej zbiorowej świadomości i otwieranie jej na nowe uniwersalne idee. Nie ma co ukrywać, obie panie za życia Wiesławy Miłoszewskiej raczej za sobą nie przepadały, tak? Zresztą, moim zdaniem z jakiś nie najważniejszych, charakterologicznych, może nawet całkiem błahych przyczyn. Nie wykluczam nawet, że wszystko sprowadzało się do tego, iż jedna związana była z warszawską elitą uniwersytecką, a druga z Krakowem, z krakowską bohemą artystyczną. Wydaje się, że to nieprawdopodobnie błahy powód, tak, ale przecież każdy ma jakieś słabości. Nawet osoby tak wybitne. W końcu jesteśmy tylko ludźmi, tak? Mimo to dziś w ten niezwykły, bezprecedensowy, sposób obie potrafiły zjednoczyć swoje siły, pokazując nam, że ludzie rozumni zawsze powinni się łączyć i mówić jednym wspólnym głosem. Historia Wiesławy Miłoszewskiej i profesor Poniedziałek dowodzi, że nigdy nie jest na to za późno…

   - Pani Karolino, myślę, że panią ucieszę, pójdźmy za ciosem, bo to oczywiście nie koniec naszego sondażu, zadaliśmy naszym widzom jeszcze inne ciekawe pytania. Czy jest pani gotowa? (...)

Brak głosów