Surkonty, 21 sierpnia 1944. Pamięci Bohaterów ppłk. Kalenkiewicza.

Obrazek użytkownika wilre
Idee
POLSKIE TERMOPILE - SURKONTY 1944
65 rocznica bitwy pod Surkontami i śmierci ppłk. Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza"

65 lat temu, w poniedziałek 21 sierpnia 1944 r., w kresowej wsi Surkonty, podczas przygotowań do kolejnej odprawy  Komendanta Nowogródzkiego Okręgu Armii Krajowej ppłk.inż. Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza" oddział polski liczący 72 żołnierzy został zaatakowany przez wojska NKWD. Po wielogodzinnej walce w okrążeniu  mjr Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz", hubalczyk, cichociemny, kawaler Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari i dwukrotny Krzyża  Walecznych,  poległ wraz z 35 swoimi żołnierzami, z których część sowieci dobili bagnetami.



Mjr/ppłk cc Maciej Kalenkiewicz ps. "Kotwicz"

Na skutek donosu naczelnik raduńskiego rejonowego Oddziału Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych kapitan bezpieczeństwa państwowego Czikin skierował w okolice wsi Surkonty, celem likwidacji "zgrupowania bandyckiego", Grupę Wywiadowczo-Poszukiwawczą 3. batalionu 32. Zmotoryzowanego Pułku Strzelców Wojsk Wewnętrznych NKWD.
Przybywające ciężarówki dostrzeżono w chwili, gdy zahamowały i zaczęli z nich wyskakiwać bojcy. Cichy alarm wśród chłopców "Kotwicza", rozrzuconych po odległych gospodarstwach, spowodował sprawne zajęcie stanowisk przez obsługę rkm. Spokojnie obserwowano przez lornetki Sowietów, gdy milczkiem podkradali się do zabagnionej łąki. Tam oczka wody rozbiły rytmicznie rozstawioną tyralierę i skupiły Sowietów w małe grupki. Wtedy, na rozkaz "Kotwicza", otwarto zmasowany ogień. Jego skuteczność była ogromna.

Rozpiętość frontu liczyła około 1000 metrów. W pierwszej fazie walki zginęło 16-30 żołnierzy sowieckich i było kilkunastu rannych, w tym obaj sowieccy dowódcy. Straty po stronie polskiej ograniczały się do kilku zabitych i rannych. Około godz. 15.00 nastąpiła krótka narada. Część partyzantów wycofała się  z lżej rannymi, "Kotwicz" postanowił zostać do wieczora, by zabrać ciężko rannych. Nie doczekał...
W tym czasie oddziałom sowieckim przybył z odsieczą dowódca Grupy Wywiadowczo-Poszukiwawczej 3/32 zmot. pułku strz. kpt. Szulga i naczelnik rejonowego oddziału NKWD kpt. bezp. państw. Czikin. Według dokumentów sowieckich: "w wyniku 5-godzinnego boju[bandę] całkowicie zniszczono - zabito 53 bandytów, w tym 6 oficerów białopolskiej armii. Schwytano do niewoli - 4".

Żołnierze 1 kompanii I batalionu 77. pp AK. Na białym koniu siedzi mjr/ppłk Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz".

W Surkontach atakował, według ocen ocalałych oficerów AK, sowiecki batalion dowieziony na 30 ciężarówkach. Stosunek sił wynosił 10:1 na niekorzyść Polaków. W drugiej fazie bitwy oddziały sowieckie zaatakowały lewe skrzydło obrony, starając się przełamać opór polskich stanowisk, wedrzeć się na tyły obrońców i odciąć drogę odwrotu. Na prawym skrzydle rozpoczęły natarcie świeżo przybyłe oddziały NKWD. W tej fazie Sowieci zdobyli wzgórze, na którym ustawili cekaem. W tym czasie nastąpił nalot kilku sowieckich samolotów, które ostrzelały pozycję Polaków z broni pokładowej. Sowiecki cekaem swoim ogniem ze wzgórza zniszczył polski punkt dowodzenia, zabijając polską obsługę rkm, majora Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza", rotmistrza  Jana Skrochowskiego "Ostrogę" i adiutanta pchor. Henryka Nikicicza "Orwida". Ten fakt spowodował wycofanie się pozostałych partyzantów.
Straty sowieckie wyniosły 132 zabitych. Po stronie AK poległo 36 żołnierzy.

Nie wszyscy zginęli w walce. Jedna z ocalałych sanitariuszek tak wspomina ostatnią fazę walk: "Ale najgorsze było to, że oni razem ze mną robili obchód placu boju i wszystkich nieżyjących, ciężko rannych i lekko rannych, wszystkich dobijali bagnetami. Wszystkich! Pamiętam twarz kapitana "Hatraka" [kpt. cc Franciszek Cieplik]. On miał taką złotą szczękę i patrzył na mnie przytomnie, patrzył na mnie tak, jakby jemu było mnie żal. Ja to widziałam po jego oczach. Sołdat podszedł i pchnął go bagnetem w bok. Ja tylko widzę jego zęby wyszczerzone, bo on jego walił w brzuch, w klatkę piersiową, ile tylko chciał. I tak po kolei, każdego".

Obecny widok cmentarza żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach. Przez pół wieku pole bitwy i zbiorowa mogiła żołnierzy AK mjr. "Kotwicza" w Surkontach były kołchozowym pastwiskiem, pokrytym zeschłą skorupą krowiego łajna. Pod tą skorupą leżeli ONI.

Kpt. dr Alfred Paczkowski "Wania", cichociemny, napisał po latach: "Maciej - to Poniatowski. Jego śmierć była demonstracją i sprawą honoru". 
Według mjr. "Kotwicza" obecność żołnierzy polskich na Kresach Wschodnich miała „dokumentować wobec świata przynależność ziem kresowych do Rzeczypospolitej”. 
Oddziały AK i oddziały samoobrony polskiej trwały na straży polskości na  Kresach  i dokumentowały tą przynależność aż do lat 50., tocząc nierówną walkę z bolszewicką okupacją i sowietyzacją tych ziem. 

GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat mjr. "Kotwicza" i bitwy pod Surkontami czytaj w tekście: Mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” i bitwa pod Surkontami - 21 VIII 1944 r.

Powyższy tekst w wersji angielskiej dostępny jest na stronie The Doomed Soldiers - Polish Underground Soldiers 1944-1963 - The Untold Story:

Zainteresowanych walką polskich partyzantów na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej (m.in. por. Jana Borysewicza "Krysi", ppor. Czesława Zajączkowskiego "Ragnera", ppor. Anatola Radziwonika "Olecha") po wkroczeniu sowietów, zapraszam do lektury kategorii im poświęconej:

Strona główna>

 http://podziemiezbrojne.blox.pl/2009/08/POLSKIE-TERMOPILE-SURKONTY-1944.html

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

Zwyrodnialcy zapłacą za to pastwisko na grobach.
Może już pokutują...

Vote up!
1
Vote down!
0
#377956

Surkonty - Rosjanie dobijali rannych
Data publikacji: 2013-08-20 06:00
Data aktualizacji: 2013-08-22 09:54:00

Kotwicza” i adiutanta „Orwida” pochowano w trumnach wykonanych przez miejscowego stolarza, który za to został skazany na zesłanie i już nie wrócił do domu. Sowieci odkopali trumny i sprawdzili, czy jest w niej „bezrukij major” – mówi dla PCh24.pl Maria Danuta Wołągiewicz, córka ppłk. dypl. Macieja Kalenkiewicza „Kotwicza”.

 

 W lutym 1944 roku Pani ojciec, Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”, cichociemny, został delegowany na Nowogródczyznę jako inspektor Komendy Głównej AK z pełnomocnictwami w zakresie unormowania stosunków w Okręgu AK Nowogródek. Pojechał razem z innym cichociemnym – Janem Piwnikiem „Ponurym”. Dodam, że „Ponury” zginął pod Jewłaszami 16 czerwca 1944 r. Jakie były dalsze losy Pani ojca na Nowogródczyźnie?

 

- Na Nowogródczyznę wyjechał 20 lutego 1944 r. jako stolarz zatrudniony w niemieckiej organizacji Todta. Żegnając go na przystanku moja mama, a jego żona Irena, powiedziała: „Pamiętaj, wsiadasz do tramwaju przednim pomostem!”. Tym wejściem bowiem wchodzili Niemcy.

 

Objął dowództwo nad Zgrupowaniem Nadniemeńskim. Rejonem jego działania był teren na południe od Lidy i po obu stronach Niemna, między jego dopływami: Lebiodą i Gawią.

 

W kwietniu 1944 r. wraz z komendantem Okręgu Wilno ppłk. Aleksandrem Krzyżanowskim „Wilkiem” opracował plan „Ostra Brama” – zdobycia Wilna przez Okręgi Nowogródek i Wilno AK przed nadciągającą Armią Czerwoną. W Okręgu Nowogródek organizował szkolenia wojskowe dla partyzantów, powołał Szkołę Podchorążych, dowodził oddziałami 77. pułku piechoty AK. Był dowódcą VIII baonu „Bohdanki”, dowodził w bitwach z Niemcami, atakowany był też przez sowieckie oddziały partyzanckie.

 

24 czerwca, w starciu z Niemcami pod Iwiem, został ciężko ranny w prawe ramię. Gdzie był leczony?

 

- W rannej ręce rozwinęła się gangrena. Trzeba było ją amputować. Zrobiono to 29 czerwca w Antoniszkach pod Oszmianą, potem przebywał w szpitalu polowym w Onżadowie. W związku z tym nie brał udziału w zdobywaniu Wilna.

 

Po operacji „Ostra Brama” większość dowódców Armii Krajowej na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie została podstępnie aresztowana.

 

- Dziewiątego lipca, ciągle gorączkując, zameldował się gen. „Wilkowi” w Wołkorabiszkach. Na zgrupowanie w Boguszach 17 lipca 1944 r. nie zdążył z powodu zbyt późnego zawiadomienia go – kurier nie dotarł na czas z wiadomością o terminie.

 

Jan Erdman, autor „Drogi do Ostrej Bramy” podaje inny powód. Sprawa została wyjaśniona w liście tegoż kuriera do Erdmana, po ukazaniu się książki. „Kotwicz” kazał go za niesubordynację uwięzić, ale po otrzymaniu wiadomości o aresztowaniu akowców przez NKWD podziękował mu, bowiem dzięki temu zdarzeniu ocalał i pozostał jednym z niewielu wyższych oficerów na Nowogródczyźnie.

 

Pani ojciec wraz z oddziałem przedostał się na teren Puszczy Rudnickiej, a później Puszczy Ruskiej. Jaka była koncepcja Macieja Kalenkiewicza jeśli chodzi o pozostanie na terenach zajętych przez wojska sowieckie?

 

- Przenosząc się tam starał się nawiązać kontakty z poszczególnymi oddziałami, organizował zerwaną sieć łączności, prowadził narady dotyczące bliższej i dalszej przyszłości, m.in. w sprawie zimowego zaopatrzenia. Jednym słowem, planował dalszą przyszłość partyzancką (w swoim przypadku niekonspiracyjną z racji widocznego inwalidztwa) do czasu unormowania granic tych ziem i pozostawienia ich w ramach państwa polskiego. Nie orientowali się bowiem dobrze w sytuacji geopolitycznej, oddania tych terenów przez aliantów Stalinowi. Walka miała się toczyć w obronie miejscowej, polskiej ludności przed gwałtem wojsk i władz sowieckich.

 

Z datą 18 sierpnia 1944 r. otrzymał nominację na komendanta Podokręgu Nowogródek i awansowany został na podpułkownika. Nie wiadomo, czy ta wiadomość zdążyła do niego dotrzeć przed śmiercią.

 

21 sierpnia 1944 r. doszło do bitwy pod Surkontami. Jaki miała przebieg?


- Tego dnia oddziały NKWD otoczyły zaścianek zamieszkany przez Polaków w miejscowości Surkonty koło Lidy. W obejściu Kreczów stacjonował sztab z „Kotwiczem”, żołnierze, w tym wielu rannych, cywile i cztery kobiety, razem około 72 osób. Po pierwszej fazie bitwy, kiedy Sowieci wycofali się czekając na posiłki – odbyła się dyskusja, czy odejść zaraz zostawiając rannych na pewną śmierć, czy czekać, by pod osłoną nocy ewakuować wszystkich. Zdecydowano czekać. Gdy nadciągnęły posiłki NKWD na 30 ciężarówkach, siła sowietów była jak 10 do 1.

 

Poległo 36 Polaków, w tym obok „Kotwicza” dwóch cichociemnych – kpt. Franciszek Cieplik „Hatrak” i rtm. Jan Kanty Skrochowski „Ostroga”. Sowieci oficjalnie przyznali się do 18 zabitych.

 

W raporcie wysłanym do Warszawy przez następcę „Kotwicza”, kpt. Stanisława Sędziaka „Wartę” czytamy o 132 zabitych Rosjanach. Zostali pochowani na placu w pobliskim Raduniu. Polaków pogrzebano na miejscu bitwy, w pobliżu starego, zdewastowanego cmentarzyka z czasów powstania styczniowego 1863 r.

 

W jednym z meldunków znalazły się słowa, że Rosjanie dobijali rannych. Wie Pani coś więcej na ten temat?

 

- Tylko tyle, co znalazło się w relacji Teresy, sanitariuszki, cytuję za Janem Erdmanem: „Oni robili obchód pola bitwy. Naszych rannych, wszystkich: lekko rannych i ciężko rannych, żyjących i nieżyjących, przebijali bagnetem. Wszystkich! Pamiętam twarz kapitana Hatraka… Miał złotą szczękę, patrzył przytomnie, patrzył tak, jakby jemu było mnie żal. Widziałam to po jego oczach. Sołdat pchnął go bagnetem w bok. Hatrak zęby wyszczerzył, a on go w brzuch, w pierś kilka razy. Obok twarzą w dół leżała Gienka. Nie żyła. Potrącił ją nogą, przewrócił na wznak, chciał też przebić, ale oficer zawołał: Nie trogaj! Poszli dalej”.

 

Jakie były dalsze losy doczesnych szczątków Macieja Kalenkiewicza?

 

- „Kotwicza” i adiutanta „Orwida” pochowano w trumnach wykonanych przez miejscowego stolarza, który za to został skazany na zesłanie i już nie wrócił do domu. Sowieci odkopali trumny i sprawdzili, czy jest w niej „bezrukij major”. Teren pochówku był przez 45 lat pastwiskiem dla pobliskich kołchozowych krów przepędzanych tamtędy kilka razy dziennie. Miejscowi Polacy, mimo represji i zaorywania ich zagród, nie pozwolili zaorać terenu z mogiłami.

 

Dopiero po przemianach w Polsce i w Związku Radzieckim Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i jej sekretarz Cezary Chlebowski, na wniosek rodziny, wybudowała cmentarz wojenny, którego poświęcenie odbyło się uroczyście 8 września 1991 r. z Mszą św., udziałem żołnierzy kompanii honorowej Wojska Polskiego, pocztów sztandarowych, kombatantów i rodzin poległych z Polski oraz licznie zgromadzonej miejscowej ludności. Naszą rodzinę reprezentowała mama Irena Kalenkiewiczowa oraz moja siostra Agnieszka z mężem Władysławem Mironowiczem.

 

Spokój cmentarza został zakłócony w tym roku, bowiem ośrodek hodowli krów ma zostać powiększony i rozbudowany o nowe obory z bramą główną w odległości trzydziestu metrów naprzeciw cmentarza. Zastępca przewodniczącego kołchozu do spraw ideologii Swietłana Wilkiewicz nie widzi w tym problemu! Nie wiem, czy protest polskiego konsula w Grodnie u władz obwodu złożony 15 maja 2013 r. odniósł jakiś skutek! Bardzo się tym martwię.

 

Pani ojciec był bardzo religijny. Zachowane są teksty jego autorstwa, które o tym świadczą. Także to, że zamiast trucizny przy skoku do Polski miał przy sobie szkaplerz z Hostią. Co na ten temat opowiadała Pani mama?

 

- Matka nasza, osoba również głęboko wierząca, uważała, że postać ojca wyróżniała się pod tym względem od innych oficerów i niewątpliwie była z tego dumna. Wielokrotnie w ten sposób wyrażała się zarówno do nas jak i podczas rozmów z innymi osobami. Uważała ten fakt za postawę godną katolika.

 

Pani mama wybaczyła Rosjanom, którzy zamordowali jej męża. W 1990 r., gdy po raz pierwszy mogła pojechać na grób Macieja Kalenkiewicza w Surkontach na Białorusi, zamówiła Mszę św. w kościele w pobliskiej Pielasie za poległych w tej bitwie Polaków, a także Rosjan. A czy Pani wybaczyła Rosjanom śmierć swojego ojca?

 

- Matka była z nami – córkami i zięciami: ze mną i moim mężem Ryszardem Wołągiewiczem oraz Agnieszką i Władysławem Mironowiczami, w Surkontach pierwszy raz w 1990 r. Jeżeli chodzi o moje odczucia, to już jako dziecko przyjęłam, że ojciec „poległ na wojnie”. Tak mówiłyśmy obcym ludziom. Przez wiele lat właśnie wojnę winiłam za to. Jako dorosła już nie rozpatrywałam tego. Było to dla mnie oczywiste.

 

Czy Pani również zobaczyła grób swojego ojca po raz pierwszy w 1990 r.?

 

- Na pastwisku, które kryło mogiłę ojca i jego towarzyszy w Surkontach, jako pierwsza z rodziny byłam w maju 1981 r. Towarzyszył mi mąż Ryszard Wołągiewicz, zmarły w 1994 r. Odbyło się to bardzo konspiracyjnie, był to jeszcze przecież ZSRS, a u nas trwał karnawał "Solidarności". Wiozła nas z Wilna (mieliśmy paszport do Litewskiej Republiki) tamtejsza znajoma kombatantka. Mieliśmy się nie odzywać, by nie zdradzić języka. Tymczasem w autobusie wielu mówiło po polsku, bo droga do Lidy wiodła przez tereny zamieszkane przez Polaków.

 

W Raduniu przesiedliśmy się na lokalny autobus do wsi Pielasa zamieszkałej przez Litwinów i stamtąd w trójkę poszliśmy pieszo do pani Joczowej do Surkont. Z nią, niby na spacer, poszliśmy na miejsce bitwy. Pokazała nam miejsce z leżącym słupkiem kamiennym z napisami z 1863 r., który znaczył teraz mogiłę z 1944 r. Wzięłam ziemię i fiołki do zasuszenia. Potem oficjalnie poszliśmy na miejscowy cmentarz na grób męża pani Joczowej.

 

Były pomysły ekshumacji zwłok Macieja Kalenkiewicza i przeniesienia ich na tereny dzisiejszej Polski?

 

- Sprawa ekshumacji szczątków ojca do kraju była aktualna na początku lat 90. Wówczas przeniesiono Fredrę, Witkiewicza, „Ponurego”. Matka stanowczo uważała, że po pierwsze miejsce dowódcy jest z jego żołnierzami, po drugie „Kotwicz” był synem tej ziemi, jej bronił i za nią poległ, wreszcie po trzecie, jeżeli wszystkie szczątki Polaków zostaną przeniesione i znikną te ślady polskości, to co będzie o niej świadczyć? A w Polsce jest obecny w naszych sercach oraz naszej – Polaków pamięci, czego dowodem jest między innymi tablica z nazwą "Surkonty" na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, liczne inne upamiętnienia oraz szkoła imienia ppłk. Macieja Kalenkiewicza „Kotwicza” w Kętrzynie.

 

Dziękuję za rozmowę.

  

Rozmawiał: Kajetan Rajski

 
 

 

"Państwo Polskie jest opanowane od wewnątrz przez groźną, obcą strukturę, która toczy go, niczym rak, niczym demon który opętał Duszę człowieka"

Vote up!
2
Vote down!
0


,,żeby głosić kłamstwo, trzeba całego systemu, żeby głosić prawdę, wystarczy jeden człowiek”.

#377975