Wątek OT: „Zamiast liści mieli wisieć komuniści” - a wisimy MY!

Obrazek użytkownika obiboknawlasnykoszt@tlen.pl
Idee

Pod tym wątkiem możliwe są najróżniejsze offtopicowe opowiastki przedstawione w rzeczowy i kulturalny sposób nie mający bezpośredniego związku z tematem głównym jakim są zbliżające się kolejne rocznica polskich tragedii narodowych jak wprowadzenie stanu wojennego w dniu 13 grudnia 1981 roku oraz kolejnej rocznicy krwawego i tragicznego Grudnia 1970 na polskim Wybrzeżu.

Również wcześniejsze oraz późniejsze wydarzenia związane w jakikolwiek sposób z historią Polski i Polaków też jak najbardziej wchodzą w grę.

Grudzień, to dwa bardzo tragiczne wydarzenia w historii najnowszej Polaków i rzekomej polskiej państwowości pod nazwą Polska Rzeczypospolita Ludowa, której kontynuatorka i sukcesorką w prostej linii jest kolejne jej przepoczwarzenie pod zmienioną nazwą na III Rzeczpospolita Polska.

Jeden twór ma korzenie wyrosłe na tragedii Polaków na wschodzie, w ZSRR – Rosji sowieckiej i pełnych dołach Polaków umęczonych a następnie zamordowanych strzałami w potylicę w Katyniu, Kozielsku, Ostaszkowie, Bykowni, Charkowie czy w „ewakuowanych więzieniach” tak jak lwowskim i innych polskich miastach na wschodnich kresach.

Drugi twór narodził się w Magdalence za namaszczeniem tej samej Rosji sowieckiej przy aktywnym i przewodnim współudziale przywiezionych na czołgach rosyjskich komunistycznych turystów i ich przewodników ideowych szerzenia rewolucji proletariatu ze wschodu na zachód.

Magdalenka wzrastała tak jak i cały PRL na polskich doły śmieci polskich patriotów mordowanych przez okupantów, co do których od samego wybuchu wojny stosunek polskich komunistów był przyjazny, a czasami wręcz wspomagający dwóch agresorów Polski, Niemiec i Rosji sowieckiej.

Literacką fikcją są propagowane po wojnie przez komunistów przykłady bohaterskiej postawy komunistów w czasie agresji Niemiec pod przywództwem Adolfa Hitlera na Polskę, na II Rzeczpospolitą Polską.

Polska i Polacy winni wrócić do państwowości i symboliki II Rzeczpospolitej Polskiej.

GODŁO II RP:

W tym do ustawa zasadnicza jaką była Konstytucja kwietniowa Rzeczypospolitej Polskiej z okresu międzywojennego, bo odrodzona po niemieckiej i komunistycznej okupacji Wolna Polska winna nawiązać ciągłość ustrojową, systemową, prawną i społeczną z II RP i jej Konstytucją kwietniową z 23 kwietnia 1935 roku, bo tylko w ten sposób Rzeczpospolita może szczycić się swoją ciągłością, a przy tym wyrzucić ze swojego ustawodawstwa wszystko to, co było i zaistniało od 1 września 1939 roku.

 

KONSTYTUCJA KWIETNIOWA:

 

Dzisiejsza III RP jest oderwanym substytutem polsko pochodnym i ciągłością systemowa, ustawodawczą, sądowniczą z Polską Rzeczpospolitą Ludową i jej wszystkimi komunistycznymi sojuszami i poddaństwem moskiewskim.

Dlatego proponuję byśmy jako Niepoprawni uczcili te obie tragiczne rocznice pisząc w jednym, offtopicowym wątku, w którym jest miejsce na jakieś fajne, anegdotyczne wspomnienia z polskich nie tylko Grudniów, dni przed i dni po oraz kolejnych dni z polskiej historii.

Niech powstanie takie Nasze kompendium spraw poważnych i niepoważnych, smutnych i wesołych, wzruszających i rozbawiających – ważnych z tego czy innego powodu dla Polski i Polaków lub tylko jednostek.

I jak napisał @TŁ:

[quote]@TŁ: - Było jak było... Czasem człowiek płakał, a czasem śmiał się... do łez... [/quote]

Piszmy więc od siebie i od serca o tym, co przytrafiło się Nam w tych wszystkich bananowych republikach okupacyjnych poczynając od okupacji w III Rzeszy, w Generalnej Guberni, w Socjalistycznej Zachodniej Białorusi i takiej Ukrainy w ramach ZSRR, w słowackiej, w litewskiej, w PRL i w III RP.

Bo jeszcze Polska nie zginęła póki My żyjemy, My Polacy z dziada i pradziada z własną, a nie gęsią mową, jak mają to niektóre narody.

Tematyka jest od Sasa do lasa, a więc zaczynajmy.

Omłoty cepowych też są mile widziane ;O))

Brak głosów

Komentarze

Pozdrawiam.
contessa

_______________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być".
Lech Kaczyński
_______________
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten aldd meg a Magyart

"Urodziłem się w Polsce" - Złe Psy :
http://www.youtube.com

Vote up!
0
Vote down!
-2

contessa

___________

"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński

 

 

#310101

Proszę powtórz lub napisz tu coś nowego ze swoich wspomnień z grudnia 1970 roku, no i rzecz jasna z lat wcześniejszych.

Pozdrawiam serdecznie,

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#310105

Mnie jest bardzo ciężko wracać do roku 1970, zbyt drastycznie odbił się na psychice nastolatki jaką wtedy byłam. Niech przemówi o tym choćby fakt, że wspomnienia tamtych dni grudniowych, ten śnieg poplamiony ludzką krwią, nieruchome ciała po seriach atakującej milicji zdecydowałam się opisać dopiero po 40 latach tutaj :

http://niepoprawni.pl/blog/1792/snieg-tamtej-zimy-byl-jak-ojczysta-bialo-czerwona-i-pachnial-krwia

Bardzo ciężko mi żyć z tym wspomnieniem.
Pozdrawiam.
contessa

_______________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być".
Lech Kaczyński
_______________
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten aldd meg a Magyart

"Urodziłem się w Polsce" - Złe Psy :
http://www.youtube.com

Vote up!
0
Vote down!
0

contessa

___________

"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński

 

 

#310111

A w grudniu 1970 roku, to ja byłem w klasie maturalnej. Wraz z kolegą, Kaziem Ossowskim, postanowiliśmy nie brać udziału w studniówce. Strzelają do Polaków... to nie wypada.

Ale wszyscy inni osiemnastolatkowie - niektórzy z kościami porządni, naprawdę - poszli na studniówkę...

Wcale im tego nie mam za złe.

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0
#310124

Bydlak w milicyjnym płaszczu z takim kaskiem motocyklowym i okularami na nim, który z około 15-20 metrów strzelił w kierunku naszych twarzy z rakietnicy pociskiem z magnezji - dym-błysk, która niedopalona wbiła się w gałki oczne i pod skórę - stąd wiem co to było za draństwo.
Równie dobrze mogli to być ORMOwcy, a nie milicjanci z MO.
Wylądowałem wpierw w mieszkaniu, do którego zaprowadził mnie mniej ranny kolega, a później do szpitala gdzie przeszedłem okulistyczny zabieg chirurgiczny.
Korzystając z okazji muszę podziękować i Bogu i tym wszystkim lekarzom, pielęgniarkom ze szpitala, a szczególnie jednej z pielęgniarek, która uratowała moje życie nastolatka, który chciał się targnąć na własne życie z powodu nagłej ślepoty. To oni uratowali mój wzrok i moje życie, bo oprawcy po raz pierwszy przesłuchiwali mnie nim odzyskałem wzrok, zastraszając, szantażując, grożąc.....
Moje przeżycia z opozycji non stop są związane z okularami, wzrokiem, no bo aparat fotograficzna czy kamera filmowa to jakby takie Nasze wieczne oko, które potrafi zatrzymać na swoich nośnikach Nasze doczesne obrazy oczne, prawda?

O tych przeżyciach związanych z wzrokiem aparatu fotograficznego już tu na Niepoprawnych swego czasu pisałem i nie będę powtarzał.
Jednozmianowy dziki strajk w dniu 25 czerwca 1976 roku też miał coś wspólnego z okularami, spawalniczymi, a właściwie maską spawalniczą - jak by nie patrzeć, to taki inny model okularów, prawda?

Jakieś fatum czy CÓŚ?

Drugi raz z takimi okularami, a także okularami przeciwsłonecznymi, które miał na oczach cały eskortujący nas z Antonim Macierewiczem oddziału ZOMO do Sali BHP Stoczni Gdańskiej im. Lenina w dniu 16.12.1981 roku.
Z tych okularów przeciwsłonecznych ZOMO -wców naśmiewał się idący ze mną ramię w ramię Antoni Macierewicz przez cała drogę z Gdańskiej Stoczni Remontowej, aż do Sali BHP.
Tam nas rozdzielono.Jego zatrzymali, ja miałem farta. Chociaż nogi się ugięły pode mną gdy stałem z rękoma u góry opartymi o ścianę, w chili brania z mojej ręki mojej przepustki stałej GSR (mam ją do dziś) przez esbeka, który wypowiadał te słowa: - Ty pójdziesz z nami - zabrać go.
Gdy zrezygnowany opuściłem ręce i się odwróciłem usłyszałem - Nie ty, ty! - i ręką wskazał na Antoniego Macierewicza.
Mi oddał przepustkę i nic więcej nie powiedział.Korzystając z zamieszania i tym, że ten eSBek zajął się wraz z innymi z innymi wyprowadzaniem Antoniego Macierewiczem i trzymając przepustkę w ręku tak by każdy z eSBeków i ZOMOWców ją widział zacząłem przemieszczać się w stronę drzwi wyjściowych.
Przy drzwiach stojący zomowcy powiedzieli bym wychodził pojedynczo w kierunku bramy i pomnika.
W pewnym momencie pozwolono dla mnie wyjść.
Szedłem w kierunku bramy nr 2 i pomnika w szpalerze ZOMO, uzbrojonych żołnierzy LWP, czołgów i transporterów opancerzonych pod dowództwem obecnego dziś wiceministra MON wówczas porucznika, z którym rozmawiałem dzień wcześniej.
Mijając pomnik zakręciły się w oczach łzy na widok stoczniowych kasków i kwiatów tam leżących.
Byliśmy wyprowadzeni gęsiego przez rozbitą bramę Nr 2, przy rozbitej portierni, na której dziś potomkowie i wyznawcy komunistycznej zbrodniczej ideologii wiecznie żywego Lenina montuje nad nią jego imię. A przewodzi tym pomiotom PObolszewickim dzisiejszy prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, ps. "Budyń" - członek i działacz PO.

HAŃBA!!!! PO trzykroć HAŃBA!!!!

Nie pamiętam dokładnej godziny, bo byłem na tyle mocno poobijany w czasie zatrzymania na terenie GSR, że pora nie była na tyle istotnym elementem tamtych dramatycznych wydarzeń.
Pacyfikowano Nas tak, jakbyśmy byli nie ich braćmi, Polakami lecz jakimiś śmiertelnymi wrogami, których można byłoby w każdej chwili uśmiercić, zabić.

Było to wówczas gdy trwały już zamieszki w okolicy hotelu "Monopol", "Zieleniak" i Dworca Głównego PKP w Gdańsku.
Zatrzymałem się tylko na chwilę i pieszo udałem się do domu.
Na strajk też dotarłem pieszo, pisałem o tym w swojej wcześniejszej notce.
Zapewne ktoś by chciał zapytać i wiedzieć dlaczego nie zostałem w Gdańsku i nie uczestniczyłem w zamieszkach?

Bo wszyscy członkowie komitetu strajkowego mieli wcześniej zaplanowane zadania do wykonania oraz umówione spotkanie ocalonego składu komitetu strajkowego w kościele Św. Brygidy, by podjąć decyzje co i jak mamy dalej robić.
W tym dniu pomagaliśmy też przy rozładunku darów, śp. prałat H.Jankowiski namawiał nas byśmy brali paczki, gdyż obawiał się, ze dary mogą być zarekwirowane przez komunistów.
O le dobrze pamiętam nikt z członków strajkowego GSR, który przybyła tam szczątkowej postaci nie wziął paczki.

W każdym bądź razie zaopatrzyłem się w 1982 roku w szczelne okulary, w których uczestniczyłem w kolejnych manifestacjach, podczas których wykonywałem dokumentację fotograficzną.
I z po raz kolejny okulary i oko aparatu było przy mojej kolejnej historii gdy wpadłem w łapy siepaczy komunistycznych.
Później były ścieżki zdrowia i bicie przez trzy doby w areszcie milicyjnym, areszt śledczy, niekończące się przesłuchania, eSBek pod celą udający aresztanta, głodówka, szantaże, karmienie gęsi, palenie bandażu z opatrunku, trawy z materaca, wyparzonej herbaty, liścia zawianego na spacerniak aresztu, papierosa rzuconego z okna prokuratury na spacerniak przez pracowników prokuratury, ususzonej trawy lub ususzonych chwastów ze spacerniaka.
Te trudności papierosowe wynikały m.in. z tego, że trafiłem do areszty ze zbyt małą kwotą gotówki, która nie mieściła się w kwocie minimalnej koniecznej na dokonania zakupów w więziennej kantynie tzw. wypiski.Do minimum brakowało tylko 8 ówczesnych złotych, bo minimalna norma wynosiła 120 złotych.
No i mam coś wspólnego z TW Bolkiem, a mianowicie to, że tak jak on polował z Czesławem Kiszczakiem będąc w luksusowym ośrodku wczasowym resortu bezpieki w Arłamowie, tak ja polowałem kamieniami, ułupanymi z muru areszty kawałkami cegieł lub ususzonym specjalnie na ten cel więziennym chlebem.
Trudno było w jakiegoś szczura nie trafić, bo wylegało ich całe morze, po tym jak tylko więźniowie remontujący oddział szpitalny AŚ w Gdańsku schodzili z placu budowy.

Ważne - szczury nie jedzą KAKAO w proszku.

W międzyczasie poza murem aresztu moja żona z kolegą ewakuowała bezpiecznie trzy maszyny poligraficzne z osprzętem, matryce i farby drukarskie do powielacza.

No pomijając okres od 14 sierpnia 1980 roku doszliśmy prawie do końca 1982 roku.
Okres od 14 sierpnia 1980 roku musiałbym opisać posiłkując się kalendarzami i zapiskami w kajetach związkowych, w których posiadam odnotowane nawet zapytania uczestników zebrać związkowych czy pracowniczych.
Zachował się mój rękopis opisujący w szczegółach dzień 13 grudnia 1981 roku, poczynając od teleranka WRONiego ruskiego janczara.

O tym jak przez swoją zapobiegliwość niechcący nakarmiłem bandytów z ZOMO, którzy dokonali pacyfikacji Gdańskiej Stoczni Remontowej swojską wędzonką napiszę później.

No i sami oceńcie, czy mógłbym kiedykolwiek pokochać komunistów, nawet w parku sztywnych, prawda?

Obibok na własny koszt

Vote up!
1
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#310149

Wydaje się, że już pisałem już o tym jak wychodząc z mieszkania w grudniu 1981 roku na strajk do GSR przeciwko wprowadzonemu stanowi wojennemu oraz o uwolnienie więźniów politycznych zabrałem cała torbę turystyczną weków (takie słoiki z gumową uszczelką i szklaną pokrywką ze sprężynami) ze swojskimi wędzonkami, które zrobiła moja siostra do spółki ze mną z kupionego u rolnika świnki.
Z wielkim trudem je dotargałem do stoczni idąc z domu aż do bramy nr 2 przy pomniku, a później przejeżdżając wózkiem akumulatorowym dzięki uprzejmości kolegów z komitetu strajkowego Stoczni Gdańskiej im. Lenina na mój wydział w GSR.
Na wydziale wraz ze strajkującymi postanowiliśmy, że te wędzonki będą naszą żelazną rezerwą gdy stocznia zostanie całkowicie odcięta od miasta, skąd nadal można było dowieźć żywność, którą dostarczali też i mieszkańcy Gdańska i okolic.
Wędzonki schowaliśmy w skrzynce p.poż. na zewnątrz hali i szatni, z której usunęliśmy wąż strażacki.
W dniach 14 i 15 grudnia mieliśmy wybór pomiędzy kaszanką lub pasztetową z chlebem i czarną niesłodzoną kawą zbożową.
Wędzonka kusiła lecz nikt nawet nie śmiał zaproponować by ruszyć tą naszą żelazną rezerwę.
Zakup chleb większej ilości dla strajkujących stoczniowców GSR w gdańskich piekarniach i jego przewóz został zorganizowany przez komitet strajkowy GSR.
Samochody z chlebem szczęśliwie przemknęły pod nosem ZOMO i LWP obok czołgów do stoczni.
Tak jak i mieszkańcy i rzemieślnicy dostarczali wytwarzaną przez siebie żywność pod bramę Nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina.
Stoczniowcy GSR mieli gorzej, bo nie był możliwy bezpośredni kontakt z mieszkańcami Gdańska z powodu lokalizacji całej stoczni na wyspie Ostrów i za Socznią Gdańską.
Też przywiozłem z miasta pod sortami mundurowymi odebranymi celowo ze Spółdzielni Robotniczej "Jedność" w dniu 14.12.1981 roku na gdańskim Przymorzu około 200 bochenków chleba.
Musze pochylić się i uszanować pamięć mojego Kolegi śp. Romana Dettloff, który zorganizował ugotowanie zupy krupnik na kurczakach znalezionych po włamaniu się do chłodni stoczniowej stołówki przy historycznej zaspawanej w sierpniu 1980 roku bramie między stoczniami.
Zostało wówczas wydanych około 3.500 porcji tej zupy, co wskazywałoby,że udział w strajku brało około 3.000 stoczniowców.
Za ten czyn śp. Roman Dettloff (niczym za przemyt żywności do getta podczas okupacji) był oskarżony i skazany w procesie przeciwko pojmanym członkom komitetu strajkowego GSR.
W dniu 16 grudnia 1981 roku komuniści wysłali na nas swoich siepaczy z ZOMO i LWP, którzy w brutalny sposób dokonali pacyfikacji Naszej Stoczni, bijąc pojmanych stoczniowców GSR pomimo tego, że nie stawiali im czynnego oporu.
Przy tej brutalnej pacyfikacji aktywie asystowali żołnierze z czynnej i zawodowej służby LWP uzbrojeni w lekką broń z ostrą amunicją - wyposażeni w czołgi oraz pojazdy opancerzone.
Po wyrzuceniu strajkujących stoczniowców nastąpiła okupacja stoczni gdańskich w tym i Naszej GSR.
Jeszcze przed Nowym 1982 Rokiem przeskoczyłem płot stoczniowy.
Wszedłem na teren stoczni po to by zabrać dokumentację związkową i prywatną, pieczątkę komisji wydziałowej, które bezpiecznie przetrwały w moim schowku i posiadam je do dziś w swoich archiwalnych zbiorach.
Gdy chyłkiem zajrzałem przez okno na stołówkę i szatnię wydziału zobaczyłem ZOMOwców tam siedzących przy stołach, na których stały puste słoiki po wędzonkach, na podłodze leżała moja torba turystyczna, w której przytargałem na strajk pieszo kilkanaście kilometrów.
Za to jak sprawdziłem, to wąż strażacki był na swoim dawnym miejscu.
W taki oto sposób zostałem żywicielem tych bandyckich kanalii z ZOMO, gdy tymczasem te wędzonki bardzo by się przydały w domu, bo święta jak i Nowy Rok były w mojej rodzinie świętami bardzo ubogimi.
Nowy 1982 Rok moja rodzina zaczęła bez kartek żywnościowych, bo to ja pobierałem wszystkie kartki żywnościowe w GSR.
Szczególny brak kartek odczuliśmy z powodu braku kartek na mleko w proszku dla naszego 8 miesięcznego syna, tego, który mając zaledwie 18 miesięcy musiał spacerować po więziennej sali widzeń w AŚ w Gdańsku.
Z powodu braku mleka w proszku podjąłem ryzyko jego zdobycia i udałem się na plebanię przy kościele Św. Brygidy, gdzie spotkałem się nie z prałatem lecz jego gosposią, która powiedział wówczas do mnie coś i zachowała tak haniebnie, że w moich oczach wprost się zdemaskowała jako agentka SB, co było przyczynkiem do późniejszego poróżniłem się z prałatem Henrykiem Jankowski.
Okazało się, że miąłem rację uparcie trwając w tej swojej ocenie przez dziesięciolecia.
Pogodziłem się z prałatem w przeddzień jego śmierci w dniu 25 czerwca 2010 roku, który przyznał dla mnie rację po ponad 28 latach ostracyzmu i ekskomuniki w styczniu 1982 roku.
Posiadam 10 minutowy film z tamtej naszej rozmowy, który nie był dotychczas upubliczniony no i został nagrany na plebanii przy kościele Św. Brygidy podczas naszej rozmowy w cztery oczy bez świadków.
Pisząc powyższe wywiązałem się z naddatkiem z danego słowa we wcześniejszym moim komentarzu.
Ot nic wielkiego, takie sobie osobiste wspominki, o których dotychczas nie opowiadałem, bo i komu miałbym, TW Bolkom, od których dawno temu się odizolowałem by nie legendować tych zaprzańców Kiszczaka, którzy bardzo dobrze opanowali organizowanie wszelakich akademii solidarnościowych wespół z komunistami i TW Bolkami.
To co mamy dziś stało się za przyczyną właśnie tych akademików, którzy spoczęli na laurach dając się omotać komunistycznej hydrze, która ich czujność uśpiła, a później im skórę zdarła.
Teraz krzyczą tak jak my, ci, co ich ostrzegali już w roku 1988 kiedy zaczęli paktować z komunistami za pośrednictwem komunistycznej agentury prącej za wszelką cenę do umowy i zdrady narodowej przy OS.
Chociaż tak po prawdzie to nie OS lecz tajne rozmowy w tym w Magdalence były tym, co doprowadziło Nas Polaków tu i teraz.

Obibok na własny koszt

PS
Polacy, Związkowcy w tej liczbie i polscy Stoczniowcy winni pamiętać swojego Kolegę Stoczniowca śp. Romanie Dettloff, który nie zawahał się ani chwili by podjąć niebezpieczną decyzję w imię Naszej stoczniowej wspólnoty w Gdańskiej Stoczni Remontowej im. Józefa Piłsudskiego w Gdańsku.
PAMIĘTAM!
Onwk.

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#311589

Obiboku, najwyższy szacunek !   

Twoja relacja to żywa lekcja historii. A te dranie udają, że nic się nie działo. Mieli wisieć komuniści.....

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
-1
#311599

13 wypadał w niedzielę.12 pojechałem z dziewczyną do kumpla, mieszkającego w Miedzeszynie pod Warszawą. Trochę spożyliśmy i trochę się zdenerwowaliśmy, gdy po 24.00 padła TV. Ale nie takie rzeczy wtedy padały... ;-).

Około 1.00 w nocy przejechaliśmy z tego Miedzeszyna na Nowe Miasto, gdzie wynajmowaliśmy mieszkanie, nie zauważając nic nadzwyczajnego...

W niedzielę eano włączyłem TV, bo o tej porze był fajny, prowadzony przez Janickiego program, "W starym kinie". Zamiast był gienierał, ale jeszcze niezupełnie do mnie doszło...

Doszło do mnie, gdy do drzwi zadzwonił... narciarz. Nie wpuściłem, sądząc, że to agent :-))). A to był kolega, którego nie poznałem ;-)))

A po południu poszedłem do kościoła na Placu Zbawiciela. Dopiero tam się trochę zorientowałem...

I takiego miałem 13... Nic dramatycznego ;-)

Vote up!
0
Vote down!
-1
#310117

Vote up!
0
Vote down!
0
#310132

Bardzo mi się to wspomnienie podoba ;-)

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#310137

 13 grudnia 81 roku byłem już prawie "dorosły". Piszę "prawie", bo miałem już całych 10 i pół roku, czyli -jak to się u nas mawia- byłem "przyjęty". Owego dnia zasiadłem jak zwykle z rodzeństwem przed telewizorem marki "Rubin" i czekałem na "Teleranek". Programu nie było, ale tak bywało czasem, więc nie nowina. Nagle na ekranie pojawił się generał, co pozował na spawacza, i zaczął coś gadać. Niewiele zrozumiałem, ale jedno wryło mi się wyraźnie: WOJNA!!! W te pędy zbiegłem na dół, na dwór, bo Ojciec w tym czasie karmił "gadzinę", czyli nasz inwentarz, cośmy go chowali w tamtych czasach. Co sił w płucach wrzeszczałem "wooojnaa, wooojna, woojna!!! Ojciec aż wiadra wypuścił z rąk, zapytał "Co, bąku?" "Wojna, Tato, wojna, najprawdziwsza, generał w telewizji mówi...". Ojciec, pamiętam, skwitował jedynie krótko: "No to się zaczęło", podniósł wiadra z ziemi i poszedł dalej, Matka stała w drzwiach wejściowych, płacząc. Następnie pamiętam dwóch smutnych panów, którzy przyszli i coś długo Ojcu klarowali. Nie wiem do teraz, o czym była rozmowa, ale odeszli z niczym... Potem, jeszcze w Grudniu, pamiętam siwą "Warszawę", którą z Gdańska dowożono do nas bibułę. Ojciec -lekarz weterynarii- miał w tamtym czasie całodobową przepustkę po terenie gminy, żeby mógł jechać na wezwanie mimo godziny milicyjnej. Robił z niej właściwy użytek, bo między kartonami z lekami i utensyliami lekarskimi zawsze rozwoziliśmy bibułę. Kiedyś zatrzymał nas znajomy ormowiec, który rzekł do Ojca: "Tak Doktorowi światła biją w górę, że od razu widać, że coś Doktor wozisz!" Doradził po cichu, żeby wstawić dodatkowe pióra do resorów w tej naszej skarpecie (105L) i tak też zrobiliśmy. Potem znów pamiętam dwóch smutnych panów, przyszli do domu, ale tym razem wzięli Ojca. Wrócił po dwóch dniach, już jako bezrobotny. Zdegradowano Go z funkcji kierownika gminnej lecznicy dla zwierząt oraz wyrzucono z pracy. O późniejszych szykanach aż żal wspominać. Nie wszystko też do nas, dzieci, docierało, ale wtedy poznaliśmy smak biedy. Po około półtorej roku przywrócono Go do pracy jako szeregowego pracownika lecznicy oddalonej od nas o 35 km i to po gwałtownej interwencji rolników, którzy napisali petycję w Jego sprawie i zebrali setki podpisów pod nią. Ojciec jednak ciężko się rozchorował, nie popracował zbyt długo. Zmarł w 1985 roku w wieku 44 lat. Wtedy naprawdę stałem się dorosły.

Vote up!
0
Vote down!
0
#311625

Moja opowiesc o 13XII 81' powinna zaczac sie wiosna 81'
bo to wtedy upomnialo sie o mnie Ludowe Wojsko Polskie i dostalem wyrok do odsluzenia na 24 m-ce.
Mialem wg konstytucji z 76'( art bodaj 92. )
spelnic
"zaszczytny obowiazek obrony Ojczyzny".
Stalem w czerwcu na placu wsrod setek zolnierzy i nie wypowiedzialem wszystkich slow przysiegi bo niektore mi sie bardzo nie podobaly ( zwlaszcza te odnoszace sie do stania u boku Armii Czerwonej ) ale potem dowiedzialem sie, ze choc tego nie powiedzialem, poniewaz stalem tam na placu podobno wszystkie slowa tamtej przysiegi mnie obowiazuja.
Wiec mialem min. "...bronic praw ludu pracujacego" i oczywiscie socjalizmu...a
"gdybym nie baczac na te moja uroczysta przysiege obowiazki wobec ojczyzny zlamal - niechaj mnie dosiegnie surowa reka SPRAWIEDLIWOSCI LUDOWEJ"- tak konczyla sie tamta przysiega.
To fatalne wydarzenie ciazy na mnie do dzis!
Tzw "Ludowa Ojczyzna" postarala sie bym odbyl dwa lata w niesprzyjajacych warunkach wsrod nieprzyjemnych , najczesciej malo inteligentnych sierzantow, chorazych, plutonowych wsrod prob ponizania przez zolnierzy starszych rocznikow a potem?Zabrali mi dwa lata mlodosci !
Nikt mi DO DZIS za cale 23 lata od 89'nie przyslal za te dwa lata swistka papieru tresci:
"Sz.P. poniewaz ustroj i sojusze Polski ulegly zmianie od czasu pelnienia przez p. zasadniczej sluzby wojskowej niniejszym uwaza sie tamta przysiege zlozona w czerwcu 1981' jako nieważną. Prosze stawic sie w .... celem zlozenia nowej przysiegi" .
Nie zwolnil mnie z tego NIKT.
Czy ja - gdyby jutro wybuchla wojna mam sluzyc "bratniej armii radzieckiej" u boku polskich sierzantow z PZPR?
To sa JAJA bo od kilkunastu lat jestesmy chyba w NATO.
Jestesmy czy nie?
Kazdy komu to opowiadam smieje sie za mnie...
Tymczasem slowa a zwlaszcza przysiege - jak traktowac?
Czy slowo Pulkownika np Kuklinskiego i wiernosc przysiedze jest inne niz slowo szeregowca?
Jego posadzaja o zdrade, chlastaja mu farba na pomnik a jak traktuja mnie z moja przysiega?!
Coz bylem dla "Ludowej Ojczyzny" tylko potencjalnym armatnim miesem.....i dla obecnej tez jestem widac miesem.
Poniewaz bylem zolnierzem niezdyscyplinowanym a na szkoleniach politycznych dyskutowalem z tzw "trepami" wiec bardzo szybko dorobilem sie odpowiedniej etykietki...
Pozniej postrzegano mnie i paru kolegow jako tych co
"chcieli w wojsku stworzyc Solidarnosc".
Zreszta po roku sluzby zostalem przeniesiony do nowej jednostki z taka wlasnie opinia.
Bylismy dlugo gnebieni na kilka dokuczliwych sposobow.
Wtedy generalnie pobor odbywal sie w kwietniu i pazdzierniku.
Cos zaczelo szykowac sie poznym latem i to musialo byc dobrze zaplanowane u samej gory bo pobor pazdziernikowy zostal wstrzymany, natomiast starym zolnierzom, ktorzy w pazdzierniku 81' mieli wyjsc do cywila wstrzymano wyjscie na dwa miesiace do 15 Grudnia.
Oczywiscie 15XII wcale do cywila nie wyszli,
posiedzieli do kwietnia 82'.
Ci ktorzy mieli wyjsc w kwietniu 82' wyszli do cywila dopiero w lipcu 82', bo dwa dni przed 15XII byl wiadomy 13XII.
Z 12XII /13XII mialem sluzbe na kuchni wiec zostalem obudzony juz ok 6tej rano w niedziele do pracy przy - a jakze coz moze robic mlody zolnierz na kuchni - zmywac gary i talerze, robic najbardziej niewdzieczne i brudne zajecia.
Wsrod zolnierzy a bylo ich kilku obok dyzurnego podoficera na kompanii zaczal sie szum i zastanawianie - co to bedzie jak to bedzie wygladal ten stan wojenny dla nas, bo zolnierz sluzby zasadniczej byl z tych , ktorzy potrafia znalezc w radiu Wolna Europe, pomimo tego,ze jakies trepy aby to uniemozliwic wyrwali z radia na kompanii wskazowke czestotliwosci ( byly takie kiedys w radiach ...bez cyfrowych wyswietlaczy ).Wiec juz po 6-tej rano wiedzialem on niego za Wolna Europa, ze jest Jaruzelska Wojna.
Po chwili przysluchiwania sie poszedlem na kuchnie by szykowac sniadanie dla zolnierzy , robic co mi tam poleca.
Tuz przed sniadaniem na kuchni pojawil sie dowodca kompani i jednoczesnie oficer dyzurny tego dnia i rozkazal mi, ze mam opuscic kuchnie i juz nie bede mial tu teraz sluzby, on mnie ze sluzby zdejmuje .
Po jakims czasie udalem sie do niego z zapytaniem
dlaczego zostalem zdjety ze sluzby
( normalnie zdjecie ze sluzby bylo za grube przewinienia i wiazalo sie z ukaraniem zolnierza ).
Na co ten przy wielu swiadkach wydarl na mnie morde, zebym z nim
"nie dyskutowal, bo za dyskusje w stanie wojennym to jest KULA W LEB! ".
ZDAWALO MI SIE ,ZE JAKBY ROBI REKA RUCH DO KABURY, wiec czym predzej odmeldowalem sie i oddalilem jak najbardziej od idioty....
Pozniej wezwal mnie do gabinetu i powiadomil, ze od dzisiaj nie mam prawa pobierac z magazynu amunicyjnego broni, ktora poslugiwalem sie od 8 miesiecy od przyjscia do wojska.
Na cala kompanie tylko ja jeden zostalem tak pozbawiony dostepu do broni. Nigdy nie poszedlem na warte bo musieliby mi dac amunicje....
Pozniej wykoncypowalem sobie, ze ten oficer dyzurny zdjal mnie ze sluzby bym czegos do kotla nie dosypal bo wojsko zamiast chodzic po wsi i okolicy na patrole moze siedzialoby ... w kiblach?!
Wielokrotnie tego dnia zaganiali nas na ogladanie przemowien Jaruzelskiego w TV, wieczorem oczywiscie przymusowe ogladanie dziennika telewizyjnego - do czego mialem potem uraz na wiele lat.
Ze zima byla sniezna i mrozna to w ramach "rozrywki" , ci ktorzy nie mieli zadnej sluzby ( ja od sniadania)
gonilismy wiele godzin z lopatami i odsniezalismy.
Najlepsze zaczelo sie po poludniu, gdy nakryli mojego kolege na kontaktach z...Solidarnoscia i trwalo z drobna przerwa ponad dwa miesiace.
Kolega nawiazal kontakt bedac na przepustce i Solidarnosc obiecala mu ,ze na skrytke pocztowa beda mu przysylac bibule a on to z poczty przyniesie do koszar i rozprowadzi.
Kolega napisal o tym sukcesie do kogos ze swej rodziny i ....trepy przejeli ten list !
Moze w sumie mial szczescie bo dowodztwo rozegralo sprawe wewnatrz jednostki a on mogl za to moze dostac jakis wyrok lub miec sad wojskowy?
W kazdym razie wszystkie rzeczy jego a potem na naszej sali zostaly wywrocone do gory nogami i prawie wszystko znalezli.
Nie znalezli tylko jednej ulotki, ktora ja schowalem.
Kolega nie posluchal mej rady by zadzwonic na poczte i powiedziec by cokolwiek znajdowalo sie w skrytce
natychmiast stamtad wyjac i wyrzucic badz zniszczyc
tymczasem trepy znali tez nr skrytki bo kolega w liscie byl taki szczery !.
On nie wierzyl, ze tam moze juz cos byc. Nie mial racji.
Gdy trepy poszli na poczte okazalo sie ,ze skrytka jest ZA-PEL-NIO-NA ,pewnie dla zolnierzy ....itd.
Zaczela sie jazda. Kolege wyrzucili z centrali telefonicznej a cala kompania jak tylko nie miala sluzby to po sniadaniu brala gumowe ubranka OP1, maski gazowe, karabiny bez amunicji i sierzanty, plutonowi wyżywali sie nad nami na pobliskich osniezonych i rozleglych polach PGR-owskich.Ganiali nas jak psow.
Odpowiedzialnosc zbiorowa - wszyscy za jednego - ja to przerabialem co drugi dzien, zas w inne co drugie dni wszyscy mieli sluzby :warty, kuchnia, kompania. Cala kompania na nas wyzywala a mysmy byli .... z najmlodszego poboru . Nie bylo nam wesolo.
Po dziennych cwiczeniach od sniadania do obiadu - bieganie po osniezonych polach, padania, wstawania, czolganiach, ganianie w maskach p-gaz i ubrankach OP1 wracalismy na kompanie tuz przed obiadem a prawie kazdy z mokrym szlaczkiem od lopatek az do ...kosci ogonowej.
Po obiedzie czyszczenie broni, szykowanie sie do sluzby/ja/ lub warty( inni).
Gdy zaczely sie roztopy to gonilismy pod naszym mendowatym kapralem z WKM, ktory to karabin ma kaliber 12,7mm, skladany trojnog , plyte pancerna i wazy sobie ok 160kg. Niby ma kolka ale jednak trzeba to cholerstwo ciagac i skladac na krzyki i rozkladac do roznego rodzaju pozycji i strzelan, okpotywac sie saperkami. Takie trepowskie i kapralskie wyzywanie sie
"za Solidarnosc",
"ze nam sie zachcialo Solidarnosci".
Mialem krotka dziesieciodniowa przerwe w tym wyzywaniu sie bo juz 19XII za
"opieszale wykonywanie polecen i nieposzanowanie godnosci przelozonego"
wyladowalem w areszcie, gdzie mialem miec
"zapewnione 10 godz intensywnej pracy dziennie".
Tyralismy wielkimi lopatami wrzucajac wegiel i koks do przepastnych piwnic a pierwsze Swieta Bozego Narodzenia spedzilem nie tylko 570 km od domu z dala od wszystkich bliskich ale i w "anclu".
Od 13XII az do konca maja, gdy zostalem przeniesiony do innej jednostki nie mialem dostepu do broni z amunicja.
W drugiej jednostce szef kompani na przyjecie dal mi do przeczytania bumage ile lat za co moge dostac "w stanie wojennym" a po moim oswiadczeniu , ze przecztalem stwierdzil:
"No to pamietajcie, a za najmniejsza podpadke ladujecie w Orzyszu".
W nowej jednostce zaczalem chodzic na warty.
Jak ja nienawidze teraz czerwonych....

Vote up!
0
Vote down!
0
#311643

Ten lub inny podobny do tego:

Dziękujemy Wam Żołnierze, 1982, APW, KW PZPR Skierniewice

Albo ten:

Pozdrawiam,

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#311650