Z pielgrzymką narodu do urny wyborczej

Obrazek użytkownika kassandra
Blog

Przegrywamy zwolna od 1989 roku walkę o państwo. Niektórzy widzieli już jego koniec w Lizbonie. Przesuwamy coraz dalej kolejne linie obrony tego, co jest w nas, jako w narodzie, drogocenne. I tego, co nas identyfikuje jako naród. Pozostajemy bezbronni wobec ekscesów antypolskich Janusza Palikota, prezydenta Komorowskiego, czy też szkalującego poza granicą Polaków ministra Sikorskiego. Jesteśmy też świadkami heroicznego oporu skazanych na porażkę, bo osamotnionych obrońców Krzyża. Godzimy się na publiczny lincz i erozję sakramentu małżeństwa z konsekwencjami w pogłębiającym się ujemnym przyroście naturalnym. W tym kontekście społecznym pojawia się nowy tygodnik, Wręcz Przeciwnie.

Wręcz Przeciwnie deklarowało się jeszcze przed swym poczęciem jako pismo konserwatywno-liberalne, nie podając jednocześnie swojej definicji obu członów tej dychotomii. A różnica pomiędzy obu ideologiami jest jak ta między ogniem i wodą lub światłem i ciemnością (przynajmniej w mojej bibliotece). Bo ideologie te wykluczają się wzajemnie. Tygodnik zdaje się sam chciał rozwiać wątpliwości już przy starcie. I wybrał sobie modnego wśród salonów i mediów chłopca do bicia - katolików. Nie do końca to oryginalne? Przecież przed nim robiły to już inne: Przekrój, Polityka czy Wprost. I wiele innych, tak w kraju jak i zagranicą. I nikomu nic się nie stało, zdają się krzyczeć liberałowie, ta nowa lewica, bo katolicy to wszak ludek znany z pokoju, pokory oraz z cnoty przebaczania.     

W przypadku Wręcz Przeciwnie jedyna oryginalność ataku zespołu redakcyjnego polega na selekcji celu uderzenia. Wybrali sobie samo serce katolicyzmu - Eucharystię. Zapewne po to, aby zbulwersować opinię jeszcze ostrzej. Efekt? W języku polskim nazywa się to świętokradztwem. Pismo, myślą sobie właściciele, korzystając z doświadczenia kolegów po fachu, będzie sprzedawało się teraz jak ciepłe bułeczki. Więc zacierają ręce w oczekiwaniu na pęczniejące konta bankowe i zaspokojenie wybujałego ego. Bo przecież rządcy Rzeczpospolitej tylko przyklasną … Jeśli nie głośno, to po cichu, ale skutecznie. A business poczytne pismo polubi i pomieści reklamy, by czytelnikom dobra swoje sprzedać. Judaszowe srebrniki? Może tak, ale czy ktoś widział samobójstwo biznesmena z powodu własnych błędów etycznych? Bo przecież o grzechu na forum publicznym nie wypada mówić . To nieprzyjemnie dźwięczące w uchu pojęcie schodzi już i tak do katakumb życia społecznego.     

Jak długo trzeba będzie czekać na odpowiedź Episkopatu Polski? I nas samych? Sądząc po reakcji, a raczej jej braku, na konfiskatę i maltretowanie Krzyża i jego obrońców na Krakowskim Przedmieściu nie byłabym wcale tutaj optymistką, czy ta reakcja kiedykolwiek nastąpi. A brak reakcji jest zachętą do nowej kampanii nienawiści wobec katolicyzmu. Na co czekamy? Na współczucie? A może na nową martyrologię?    

Świat nie znosi próżni. Pustka po usunięciu Krzyża zaczyna się wypełniać. Pojawia się Nergal z przebranym jak diabeł w ornat Wręcz Przeciwnie. I przyjdą inni. Bo jeśli Nergal i Wręcz Przeciwnie przejdą z sukcesem test społecznego przetrwania, można będzie katolików zepchnąć jeszcze dalej od forów publicznych, zmarginalizować i zamknąć w podziemiach. Na powierzchni zostanie tylko katolicyzm państwowy, wydezynfekowany, zliberalizowany i zapraszany na oficjalne uroczystości. Bez żadnego znaczenia poza symbolicznym. Takie sobie piórko na góralskim kapeluszu.    

Co winniśmy w odpowiedzi zespołowi redakcyjnemu tygodnika? Bojkot kupowania pisma i jego reklam. Bojkot firm ogłaszających się w tygodniku. Sądy? Tymczasem, jaka może być recepta na rozszerzającą się epidemię społecznego przyzwolenia na zło i postępującą apatię narodu?  

A może tak zamiast katakumb i akceptacji judaszowych srebrników zacząć od masowej pielgrzymki narodu z przystankiem do urny wyborczej?

http://www.kassandra-pod-prad.com/

Brak głosów

Komentarze

Każda akcja rodzi kontrakcję. Szczególnie ta robiona na siłę. To fakt, że Katolicy stali się "chłopcem do bicia", wytłumaczeniem każdego zła, jakie się dzieje, bo tak jest najłatwiej. Podziały w Kościele katolickim, brak jednoznacznego przywódcy, nie mówiąc o autorytecie na miarę Kard. Wyszyńskiego powoduje, że owieczki zostały zostawione same sobie. Tylko jest też druga strona medalu. Media, które mają największą "siłę rażenia", które są najbardziej słyszalne, mówią w tym temacie tym samym głosem. I w zasadzie na ogólnopolskim forum nikogo więcej do tej pory nie było słychać. Ja myśle, że prawdziwe życie toczy się gdzieś indziej, doświadczył tego choćby Tusk, który, jak wyjechał w Polskę, to przekonał się, że "prowincja" żyje czymś innym, że to jest prawdziwe życie, o którym on nie ma żadnego pojęcia. Tak samo jest w tym temacie, prawdziwa Polska żyje inaczej. Co więcej, młodzież, a i coraz większy % społeczeństwa, zaczyna zauważać, że bez pewnych zasad, wartości nie da się żyć na dłuższą chwilę. Jakoś nie zauważyłem, aby Kościoły pustoszały. W odpowiedzi na to zapotrzebowanie pojawiają się media, jak chociażby Uważam Rze, GPC, itp. Myślę - i tu się z Tobą zgadzam - , iż należy pójść dwojaką drogą, po pierwsze bezwględnie iść do urn wyborczych,a po drugie nie wolno się nam wstydzić swoich zasad, postawy. Ci, którzy dzisiaj nas wyśmiewają, jutro spojrzą z niepewnością (coś w tym musi być, skoro on/ona broni swojego zdania), a pojutrze zainteresują się tym,a może nawet przekonają. To jest właśnie ta kontrakcja.

Vote up!
0
Vote down!
0
#187070

Stanowisko Pana jest jasne i nie sposób się z nim nie zgodzić. Z drugiej strony, jako, że najciemniej jest pod latarnią, pozwolę sobie dodać garść uwag, żeby przestrzeń naszej rozmowy jeszcze bardziej rozjaśnić.

Świat państw zachodnich, do którego i Polskę tak kulturowo jak i politycznie zaliczam, staje się zwolna socjologicznie tożsamy. Tak w Polsce, a szerzej w Europie, jak i w Ameryce Północnej widać więc jaskrawo, aż do bólu, te same różnice pomiędzy mieszkańcem dużego miasta a człowiekiem z prowincji. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę stosunek ludzi do tradycji, religii i historii swojego narodu. Istotna jest też różnica w hierarchii wartości oraz inny jest też stosunek do patologii społecznych. W tym ostatnim przypadku to, co prowincja postrzega, jako objaw choroby społecznej, duża metropolia na odwrót stawia na piedestale. I vice versa.

W metropolii kwitnie przemysł inżynierii dusz. Wieś i miasteczko są jeszcze na tę inżynierię społeczną odporne. Konserwatyzm ma większe oparcie w małych miasteczkach i wsiach. Tamże jest też znacznie mniej patologii społecznych (homoseksualizm, narkomania). Na prowincji obserwuje się też więcej przywiązania do tradycyjnych wartości i rodziny. Prowincję cechuje także większa religijność. Badania socjologiczne potwierdzają tam również mocniejsze więzy społeczne i wydatniejsze wzajemne wsparcie.

Różnice pomiędzy miastem a wsią są często większe niż międzynarodowe. Mieszkaniec Warszawy lepiej porozumie się z mieszkańcem Brukseli, niż z mieszkańcem Zarębek, powiat Kolbuszowa.

Wielkie metropolie żyją swoim życiem, które w żaden sposób nie odzwierciedla życia reszty kraju. A mają one dysproporcjonalnie duży wpływ na życie większości, która ciągle mieszka na prowincji.

Pozdrawiam prowincjonalnie,

kassandra

Vote up!
0
Vote down!
0

kassandra

#187237

Myślę, że jest tu ważna kwestia człowieka, w dużych miastach granica tzw.tolerancji jest wyżej postawiona, w mniejszych społecznościach niżej. Jednak każdy człowiek ma - przynajmniej powienien mieć - granicę tolerancji, po przekroczeniu której mówi stop dziadostwu, kłamstwu, itp.

Vote up!
0
Vote down!
0
#187255

Dlaczego milczy hierarchia kościelna? Dlaczego milczy Naród? Czyżby Chrystus umarł na Krzyżu i nie zmartwychwstał?
bialogwardzista

Vote up!
0
Vote down!
0
#187107

Amen.

Pozdrawiam retorycznie,
kassandra

Vote up!
0
Vote down!
0

kassandra

#187238