Wieczorem pod marketem

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Dziadek Łukaszka poszedł wieczorem do sklepu po jakieś pilne zakupy. Ponieważ zakupów było dość dużo dodano mu pomocnika w postaci Łukaszka. Łukaszek, świeżo oderwany od komputera, szedł niechętnie i głośno wyrażał swoją dezaprobatę.
- Milcz szczeniaku - rzekł przyjaźnie dziadek i skarcił wnuka fizycznie. - I tak macie za dobrze. Przed wojną to dopiero było ciężko! Bez butów chodziliśmy!
- My latem też czasem chodzimy bez butów - odparł Łukaszek.
- No a zimą? - nie ustawał dziadek.
- Przecież zimą byłoby zimno - wzruszył ramionami Łukaszek.
- No właśnie! a my nawet zimą chodziliśmy boso! Taka bieda była! Siedzieliśmy wszyscy w jednej izbie wokół pieca!
- A gdzie stał komputer? - zapytał Łukaszek. Zaskoczony dziadek pomylił krok i o mało nie zderzył się z latarnią.
- Jaki komputer?! Nie było żadnych komputerów!!
- Ale dziadek ściemniasz! Powiedz jeszcze, że może internetu nie było! To jak ludzie liczyli? Wszystko na kalkulatorach? A jak pisali? Wszystko długopisami?
- Długopisów też nie było!
- Niemożliwe!
I tak sobie gwarząc doszli do marketu.
- Zobacz! - dziadek pokazał wnukowi półki. - Teraz wszystko jest! Doceń to!
- To kupmy chipsy.
- Żadnych chipsów!
- To co mi z tego, że wszystko jest, jak nie mogę tego mieć? - westchnął Łukaszek.
Nawrzucał z dziadkiem do koszyka to, co było trzeba, odstali pół godziny do jednej z dwóch czynnych kas (na czterdzieści istniejących), zapłacili w euro, wytłumaczyli kasjerce z Ukrainy co to jest euro i wyszli przed market.
Przed marketem, obok kiosku stała grupka młodych ludzi w dresach i kapturach. Popijając piwo hałaśliwie cieszyli się z sukcesu polskiej reprezentacji piłki nożnej - po zaciętym boju zremisowali z Niue 0:0.
- Proszę pana - zaczepił dziadka jeden z młodzieży. - Mamy prośbę.
- Nie mam - rzucił odruchowo dziadek i chciał iść dalej.
- Nie, nie o to chodzi. Może nam pan kupić fajki? Damy panu kasę.
- Nie możecie kupić sami? - zapytał Łukaszek.
- Nie, bo nie mam osiemnastu lat i nie sprzedadzą nam.
Dziadek zaczął wykład o szkodliwości papierosów, ale podszedł nagle jakiś facet i powiedział, że im kupi. Wziął od nich pieniądze, podszedł do kiosku i po chwili wręczył im paczkę papierosów.
- Od papierosów można mieć raka - zauważył Łukaszek.
- Kto tak mówi? - zapytał jeden z młodych.
- Tak tu pisze - Łukaszek wskazał paczkę papierosów. Dziewięćdziesiąt procent jej powierzchni zajmował napis "Od papierosów można mieć raka i umrzeć!!!".
- A nie zauważyłem - stwierdził drugi z młodych.
- Jakoś to na mnie nie działa - powiedział trzeci i oparł się o kiosk. Za szybą był wystawiony najnowszy numer gazety "To, co jest" z tytułem: "Jedna kobieta zjadła twaróg i umarła! Miliony ludzi je twaróg i oni też umrą!! Wszyscy umrą!!!".
- Jak pan mógł im to kupić - rzekł z wyrzutem dziadek do faceta.
- Muszę dbać o swoich przyszłych klientów - rzekł z dziwnym uśmiechem facet.
- Pan jest grabarzem? - zapytał złośliwie dziadek.
- Nie, lekarzem.
- Lekarz i kupuje papierosy dzieciom?! To amoralne! - zagrzmiał dziadek.
Młodzież zaprotestowała przeciwko nazywaniu jej dziećmi i gremialnie zapaliła papierosy. Dziadek, Łukaszek i facet oddalili się w kierunku bloku.
- Lubi pan robić przysługi dresom? - nie ustawał w krytyce dziadek.
- Nie cierpię ich.
- To czemu pan im pomógł? Co z pana w ogóle za lekarz?
Facet już odchodził, ale obrócił się i rzucił przez ramię:
- Onkolog.

Brak głosów

Komentarze

Spadłem z krzesła...

Vote up!
0
Vote down!
0
#22393

No rewelka! W tłumaczeniu na "dorosły" - rzeczywiście, książki Panu pisać. A może zresztą Pan już pisze? Serdecznie pozdrawiam, Urszula.

Vote up!
0
Vote down!
0
#22416