S jak Smoleńsk

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Telenowela paradokumentalna - tak to zapowiedziano w telewizji.
- Ni pies ni wydra - skomentował dziadek Łukaszka, ale włączył zapowiadany kanał o zapowiadanej godzinie. Wbrew zapowiedzi akcja działa się w Moskwie. Kamera pokazywała jakąś zalaną słońcem uliczkę. Z bramy wyszedł jakiś facet i skrzywił się boleśnie.
- Co się panu stało? Chory pan jest? - zatroskała się pani reporter.
- Nie... Wszystko w porządku... Tylko nienawykły do światła jestem...
- Jak to? Przecież dostał pan chyba biuro...
- No tak... Ale władze stwierdziły, że skoro zostałem jedynym Polakiem z grupy badającej katastrofę w Smoleńsku to nie ma sensu utrzymywać całego biura.
- Pozostali śledczy wrócili do kraju? - upewniała się pani reporter.
- Przecież minęło już od katastrofy pięć lat... No i ze względu na kryzys zlikwidowano biuro... Ale nie mogę się uskarżać! Władze chcą żebym był jak najbliżej śledztwa. Więc jestem tuż przy sali Głównego Dochodzeniowca.
- Ma pan tam swój pokój?
- E... Tak to można nazwać... Jest taka wnęka w korytarzu... Całkiem duża! Biurko się spokojnie mieści! I szafa też! Tylko, że okna nie ma. Ale nie narzekam! Nie narzekam!
- A jak postępy w śledztwie? - zadała trudne pytanie pani reporter. - To już pięć lat! Obywatele naszego kraju snują najróżniejsze domysły...
- Śledztwo idzie super! Udało nam się ustalić nazwisko pilota!
- E... - zatkała się na moment pani reporter. - Ale przecież nazwisko pilota było znane od początku!
- Proszę pani! - zdenerwował się bohater reportażu. - W takiej katastrofie nic nie jest wiadome! Trzeba mieć pewność co do każdego detalu! Bo potem jakieś nieodpowiedzialne czynniki plują w twarz dysponentowi śledztwa spiskowymi teoriami!
- Tak, tak... A nad czym państwo obecnie pracujecie?
- Obecnie pracujemy nad zawartością obu zabezpieczonych telefonów komórkowych należących do ofiar katastrofy.
- Były tylko dwa?!
- Dwa zabezpieczono i są do dyspozycji śledczych - sucho wyjaśnił polski dochodzeniowiec.
- A czy zapoznał się pan już z zawartością czarnych skrzynek?
- Nie. Podobno są uszkodzone. Stały otwarte na balkonie i tego... No... Gołąb do nich naszczał. A jak pani zapewne wie guano gołębie jest bardzo żrące... Ale władze zapewniają, że uszkodzenia są niewielkie i nawet większe fragmenty da się z powodzeniem odczytać!
- To super!!
- Tak więc nie zapoznałem się... Jeszcze! Bo mam podobno dostać streszczenie! ...z zawartością czarnych skrzynek, za to zapoznałem się z zawartością zielonego wiaderka.
- Ono było na wyposażeniu samolotu?
- Nie! - powiedział bohater reportażu wesoło. - Po prostu kanalizacja się w naszym budynku zepsuła i miejscowi śledczy, żeby nie tracić czasu, załatwiają swoje potrzeby do zielonego wiaderka. Ja je wynoszę... W ten sposób czuję, że robię coś wartościowego, czuję się potrzebnym...
- A jak się panu pracuje?
- Świetnie. Regularnie, co kwartał, dostaję jakieś informacje od miejscowych władz. Co pół roku przychodzi esemes od polskiego ministra z zapytaniem o postępy. Czasem wpadnie ktoś z telewizji... Naszej albo ich... W zeszłym tygodniu byłem w lokalnej telewizji śniadaniowej i opowiadałem o tradycyjnym polskim antysemityzmie i wystąpiłem w programie kulinarnym.
- Podobno musi pan płacić z własnej kieszeni za wynajem biura... wynajem tej wnęki.
- To kłamstwo! Owszem, przez pierwszy miesiąc płaciłem, z własnej kieszeni, bo przecież w kraju kryzys, ale potem miejscowi stwierdzili, że użyczają mi tej wnęki za darmo!!
- Widzę, że z władzami świetnie się panu współpracuje.
- Znakomicie. Z szefem dochodzeniowców jestem po imieniu. Wczoraj sam mer poklepał mnie po plecach! No i dostałem darmowy bilet do metra!!
- A czy ma pan wgląd w akta?
- Na razie nie. Nierozważnymi żądaniami mógłbym zniszczyć porozumienie wypracowane przez nasze narody w obliczu tak strasznej tragedii.
- A propos narodu... Jak pan ocenia miejscowy naród?
- Są wspaniali, ciepli i życzliwi. Sami z siebie herbatę mi do biura przynoszą.
- Do tej wnęki? - upewniała się pani reporter.
- Proszę pani, technicznie to może jest i wnęka, ale formalnie jest to moje biuro. Zatem przynoszą mi herbatę, rozmawiają, pomagają. Chociaż nie podzielam ich niewiary, że tej sprawy nie da się wyjaśnić. Wszystko przecież jest na dobrej drodze!
- Dziękuję bardzo za wywiad! - zakończyła pani reporter.
Kamera pokazała teraz wnętrze studia telewizyjnego.
- To jest dobrze czy nie? - zapytała siostra Łukaszka. - Bo sama już nie wiem...
I jakby w odpowiedzi odezwał się spiker telewizji:
- Sami zatem państwo widzieli i słyszeli. Jest dobrze! Śledztwo trwa, szanse rosną. Jest dobrze!!
Na ekranie mrugał napis "Jest dobrze!!!".
- A jutro zapraszamy państwa na film w koprodukcji izraelsko-niemiecko-rosyjskiej - kontynuował spiker. - film nosi tytuł "Smoleńsk. Nie było żadnego zamachu" i jest wierną rekonstrukcją zdarzeń opartą na relacji byłego polskiego prezydenta, który był na pokładzie. Duchem. W kulminacyjnej scenie dzielny polski pilot Mosze Goldbaum (w tej roli Icek Goldberg) walczy o stery z polskim, pańskim dostojnikiem. Dostojnik, oszalały z nienawiści i sterowany przez swojego brata poprzez wbudowany w mózg telefon komórkowy usiłował przejąć stery i wylądować! Na szczęście pilot odzyskuje kontrolę nad maszyną. Jest już jednak za późno aby uratować samolot, więc ocala mieszkańców miasta kierując się na niezabudowane pola. W końcowej sekwencji mamy pogrzeby ofiar katastrofy. Najbardziej wzruszający jest katolicki pogrzeb działacza ateistycznej lewicy. Łzy same cisną się do oczu, kiedy jego towarzysze w ateizmie czytają Pismo Święte i zapowiadają, że wkrótce wszyscy spotkają się w niebie...

Brak głosów