Raport komisji samolotowej

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

- A teraz pokażemy posiedzenie komisji sejmowej badającej katastrofę w Smoleńsku, zwaną " komisją samolotową" - zapowiedział spiker dziennika.
- Wiedziałem, że jest zespół, który to bada, ale o komisji nie słyszałem - wyraził zdziwienie tata Łukaszka.
- Bo powstała tydzień temu - wyjaśniła mama Łukaszka.
Na ekranie pokazano stół, a za stołem grupę ludzi. Kłócili się.
- Pan chyba sobie jakieś kpiny urządza - mówiła rozzłoszczona posłanka opozycji. - Dopiero tydzień obradujemy a pan już przynosi raport?
- Szkic raportu - poprawił ją przewodniczący. - Poza tym, pani poseł, od katastrofy minęło ponad pięć lat. Wszystko już zbadano. Wszystkie fakty są już znane.
- Ale jakie fakty, panie przewodniczący?! Jakie fakty?! Przecież pan pisze w tym swoim raporcie...
- W szkicu.
- ...w tym swoim szkicu... Chociaż przepraszam, nie wiem, czy on jest pana. W tym szkicu jest napisane, że samolot, który rozbił się dziesiątego kwietnia dwa tysiące dziesiątego roku pod Smoleńskiem był rosyjski!!
- Hm - rzekł ostrożnie przewodniczący. - A czyj to był samolot zdaniem pani poseł?
- No oczywiście, że polski!!! I nie prezydencki jak piszą w gazetach, a rządowy!!! Był w gestii polskiego rządu!!!
- Śmiała teza. A ma pani coś na jej poparcie?
- Co??? A co ma pan na poparcie tezy, że był to samolot rosyjski?
- Bardzo dużo. Gdzie był wyprodukowany?
- W Rosji, ale co to...
- Gdzie był naprawiany?
- Też w Rosji, bo przecież...
- Gdzie się rozbił?
- W Rosji...
- Dokąd leciał?
- Do Rosji...
- Kto prowadził śledztwo?
- Minister opowiadała, że nasi śledczy byli ramię w ramię, a lekarze, a grunt przesiany...
- Ja pytam pani poseł kto prowadził śledztwo.
- No, Rosjanie, no.
- Gdzie obraduje oficjalna komisja badająca przyczyny katastrofy?
- W Rosji.
- Kto zabezpieczał teren?
- Rosjanie.
- Gdzie są wszystkie czarne skrzynki?
- W Rosji.
- Gdzie są wszystkie oryginały stenogramów?
- Ech... W Rosji.
- Kto przeprowadzał wszystkie sekcje zwłok?
- Rosjanie.
- Kto opracowuje raport?
- Rosjanie.
- I ostatnie pytanie pani poseł. Gdzie są szczątki rozbitego samolotu?
- W Rosji. Zostały zutylizowane i teraz...
- Więc na jakiej podstawie, pani poseł, twierdzi pani, że to był polski samolot i co więcej, polskiego rządu? Przecież gdyby tak było, to polski rząd w jakimś stopniu, choćby najmniejszym, uczestniczyłby w tym procesie. Zresztą, przecież wszyscy wiemy jaka była przyczyna katastrofy. Ewidentna wina pilota, który ulegając niewerbalnym naciskom prezydenta i przełożonych przeprowadził ryzykowny manewr na nieznanym sobie sprzęcie. Była to zbrodnicza lekkomyślność.
Pani poseł otworzyła usta, zamknęła, rozpłakała się i wyszła. Za nią wyszli wszyscy inni członkowie komisji. Przewodniczący został sam. Spojrzał chytrym wzrokiem na dziennikarzy i rzekł:
- A ja nie zarządziłem przerwy...! - wyprostował się i rozejrzał po pustych krzesłach. - Kto jest za przyjęciem raportu? - podniósł rękę. - Dziękuję. Kto przeciw? Nie widzę. Kto się wstrzymał? Nie widzę. Dziękuję. Oznajmiam, że komisja jednogłośnie... Jednym głosem... Przyjęła raport...
- Mówił pan, że to szkic! - zawołał ktoś z sali.
- Dobry szkic to prawie jak raport. Komisja przyjęła raport i tym samym zakończyła działalność - oznajmił przewodniczący wielce z siebie zadowolony.
- Panie przewodniczący! - ośmielił się zawołać jeden z reporterów. - No a kworum?
Przewodniczący uśmiechnął się i rzekł:
- Kworum to ja!
- A teraz komentarz kogoś z opozycji - zapowiedział prezenter wiadomości.
- Nie zgadzamy się - powiedział polityk opozycji.
- I sami państwo widzą. Oni tylko jątrzą i dzielą. Jest to skandaliczne zawłaszczenie tragedii smoleńskiej przez opozycję i próba wykorzystania jej do celów politycznych - powiedział reporter przechadzający się po cmentarzu. - Czy to coś pomoże ofiarom katastrofy tu leżącym? W świecie pełnym jazgotu politycznego opozycji tylko tu jest spokój...
Tu reporter zatrzymał się i gospodarskim gestem wskazał cmentarne alejki. I nagle zachwiał się, bo ktoś idący za nim nie spodziewał się, że reporter się zatrzyma i wszedł w jego plecy.
- Co pan... - zaczął wściekły reporter i urwał. Bo oto intruzowi spadł letni kapelusz, ciemne okulary i ukazało się znajome, spotniałe oblicze.
- Poseł Chlegniew-Zbibowski! - zachłysnął się reporter. - Co pan tu robi?
- Ja... E... Do znajomego...
- Gdzie leży?
- Wcale nie leży. Stoi. O, tam - i poseł pokiwał do jakiegoś mężczyzny w oddali. - Już idę, Rychu!

Brak głosów