Noworoczne kalendarze, część 1

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Dzwoneeeeeeeeek! - krzyknęli wszyscy Hiobowscy, ale nikt nie poszedł otworzyć. Gong rozbrzmiał ponownie, tata zwlókł się z fotela i poczłapał do drzwi.
Na korytarzu stał jakiś facet w czarnym stroju z rulonem pod pachą.
- Szczęść... - zaczął, spojrzał nad drzwi, zobaczył napis "K+M+B" i dokończył:
- ...Boże. Po pięć euro.
- Co? - spytał lekko zaskoczony tata Łukaszka, który jeszcze jedną nogą tkwił z progiem, a umysłem w dniu wczorajszym.
- Po pięć euro - powtórzył facet i zaprezentował rulon. Okazało się, że są to kalendarze kominiarskie.
- Pan jest kominiarzem? - upewnił się tata Łukaszka. Gdy pan z kalendarzami potwierdził, tata Łukaszka poinformował go, że tu jest blok i kominów nie ma.
- Ha! Są! - krzyknął uradowany pan kominiarz. - Ale nie spalinowe tylko wentylacyjne! A je również należy kontrolować!
- To dlaczego przez ponad dziesięć lat nikt ich nie kontrolował? - strzelił pytaniem tata Łukaszka. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał kolejny głos:
- Moje też są po pięć euro!
Przy windach stał młody, modnie ubrany mężczyzna. Też miał pod pachą rulon.
- Pan też kominiarz? - zapytał tata Łukaszka zmęczonym głosem.
- Nie - oburzył się młody mężczyzna i rozwinął swój rulon. Arkusze w tęczowych barwach pokryte były czarnymi cyferkami i zatytułowane "Kalendarz gejowski".
- Stop! - krzyknął ktoś od schodów. Podszedł do nich zarośnięty facet w ubraniu moro. - Wasze kalendarze są złe! Nieekologiczne! Na pewno przy ich produkcji zużyto mnóstwo ce-o-dwa! A tu mam piękne, ekologiczne kalendarze po pięć euro.
- Spadaj kozy doić - burknął gej i schował się za kominiarza.
- Ej, gościu... - warknął ekolog i już miał ruszyć na swojego adwersarza, gdy osadziły go wypowiedziane kobiecym głosem słowa:
- No tak! Faceci! Prymitywy! Samce kultywujące kult siły!
Przy windzie stała jakaś pani... z rulonem pod pachą.
- Ja nie kultywuję - odezwał się ze złością gej.
- Ostrzegam pana - powiedziała pani do taty Łukaszka. - Jeżeli pan kupi coś od nich, to ode mnie będzie pan musiał kupić tyle samo!
I zaprezentowała kalendarze. Feministyczne. Po pięć euro.
- Dlaczego niby miałbym od pani kupić tyle samo? - zdziwił się tata Łukaszka.
- Parytety! - uśmiechnęła się pani feministka. Kominiarz, gej i ekolog zaczęli gwałtownie protestować.
- A cena?
- Tyle samo ile facetom. Parytet to parytet!
Oferujący kalendarze zaczęli na siebie popatrywać z nienawiścią. Tata Łukaszka przez chwilę medytował po czym stwierdził, że kupi po jednym kalendarzu od kominiarza, geja i ekologa. I trzy od pani feministki.
- Ale pod jednym warunkiem - ostudził ich entuzjazm tata. - Nie za pięć euro.
- A za ile?
- Za plaskacza w twarz.
Wybuchła awantura.
- Nigdy w życiu! - darli się kominiarz i ekolog.
- Ej, czekajcie - zastanowił się gej. - Jeżeli my dostaniemy po jednym, to ona dostanie trzy!
Spojrzeli na feministkę, która zrobiła się trupioblada.
- Tak nie wolno... - wychrypiała.
- Parytety - odparł uszczęśliwiony tata Łukaszka, któremu cała ta sytuacja zaczynała się coraz bardziej podobać.

Brak głosów