Nijak do tematu

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

- Ten znowu swoje – westchnęła babcia Łukaszka, kiedy zobaczyła, że dziadek od rana chodzi w biało-czerwonej opasce na ramieniu.
- Ach te polskie martyrologie i hekatomby – westchnęła mama Łukaszka i zagłębiła się w artykule jak dzięki Vidkunowi Quislingowi Norwegia nie podzieliła losu Warszawy.
- Chodź Łukasz, opowiem ci coś – zaproponował dziadek .
- Mowy nie ma! – babcia skoczyła na równe nogi. – Będziesz mu pchał do głowy tą swoją obłędną filozofię! Mało to ludzi zginęło w czterdziestym czwartym?! Chcesz, żeby on też umarł?!
- Wręcz przeciwnie – odparł dziarsko dziadek.- Chcę mu przekazać coś ważnego.
- Znowu chcesz szkalować Związek Radziecki?! Że niby stali z bronią u nogi, tak?
- Widzisz Łukasz – zaczął dziadek – różnych Polska miewała sojuszników. We wrześniu trzydziestego dziewiątego mieliśmy sojusz z Anglią i Francją. Co z tego sojuszu wyszło, możesz sobie poczytać w internecie...
Babcia i mama nasłuchiwały czujnie.
- Kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie teoretycznym naszym sojusznikiem był Związek Sowiecki... – zaczął dziadek i już nie dokończył.
- Ostrzegałam! – zapiała babcia.
- Jeszcze słowo i... – nasrożyła się mama.
- I co? – spytał Łukaszek.
- I... Odbiorę dziadkowi głos!
- Oni pomagali powstańcom! – rzekła babcia drżącym z gniewu głosem.
Dziadek westchnął i rzekł:
- O skuteczności tej pomocy możesz poczytać w internecie wpisując „Zygmunt Berling”.
- Jeszcze słowo... – zaciskała pięści babcia.
- No co? – rzekł z niewinną miną dziadek. – Dobrze, to może inny temat. Był sobie w Afryce port Mers-el-Kebir...
Mama i babcia milczały zaskoczone, a dziadek tymczasem wyłożył wnukowi temat operacji „Katapulta” i historię zatopienia przez Anglików floty francuskiej.
- ...a w Aleksandrii stały w porcie tuż obok siebie eskadry francuska i angielska. – kontynuował dziadek. – I wiesz co się z nimi stało?
- Też pewnie Anglicy tych Francuzów... – bąknął Łukaszek.
- No właśnie nie – powiedział w zamyśleniu dziadek.
- Francuzi Anglików?
- Też nie. Otóż pomimo rozkazów, obaj admirałowie siedli i się jakoś dogadali. Bo Godfroy i Cunningham byli przyjaciółmi. I tylko dlatego obeszło się bez strzelania i ofiar. Co z tego, że na papierze mieli być sojusznikami! A obaj potem zostali zbesztani przez swoich dowódców..
- Jak to się ma do Powstania? – spytała zaskoczona babcia.
- Ano w sumie nijak – przyznał niechętnie dziadek. – Chciałem mu tylko powiedzieć, że na sojusznika nie zawsze można liczyć, że wojsko jest po to, by walczyć, że rozkazy trzeba wykonywać... A przyjaźń jest po to, żeby czasem rozkazu nie wykonać i walki uniknąć. A teraz idę wywiesić flagę. W końcu rocznica...

Brak głosów