Kolęda i kwestie kwesty

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

W mieszkaniu Hiobowskich panował zwykły, przedkolędowy rozgardiasz.
- Załóż coś innego! - złościła się babcia Łukaszka na widoku kusej spódniczki siostry Łukaszka. - Majtki ci widać!
- Chciałam pokazać, że nie jestem rozpustna i noszę! - odcięła się siostra, ale posłusznie poszła się przebrać. Dziadek zdążył jeszcze skrzyczeć Łukaszka i rozległ się dzwonek do drzwi. Do środka weszli dwaj ministranci. Zapytali czy Hiobowscy przyjmą kolędę, a po otrzymaniu potwierdzenia zaśpiewali parę zwrotek. Hiobowscy nie śpiewali a jedynie markowali śpiew i okrągłymi oczami wpatrywali się w ministrantów. Każdy z nich miał czerwoną plamę na kurtce w okolicy serca i zieloną opaskę na ręku. Ministranci wyszli a w mieszkaniu wybuchła gorączkowa dyskusja.
- Co oni mają na tułowiach?! - dopytywała się wstrząśnięta mama Łukaszka.
- Krew! - odpowiedział gromko dziadek Łukaszka. - To stygmaty!
- Ech ty... - machnęła lekceważąco ręką babcia Łukaszka. - To wyglądało na jakieś nalepki. Mnie jednak bardziej interesują te zielone opaski...
Tata Łukaszka zauważył przytomnie, że najlepiej będzie spytać księdza. Ale kapłan jakoś nie zjawiał.
- Ojejejejejej! - denerwowała się mama Łukaszka biegając po mieszkaniu. - Gdzie on jest?! Przecież ja muszę niedługo wyjść!
- Wyjść? Dokąd? - spytał czujnie tata Łukaszka, ale zamiast odpowiedzi rozległ się dzwonek u drzwi. Wszedł ksiądz w towarzystwie ministrantów, których Hiobowscy pożerali wzrokiem. Teraz nie było wątpliwości: mieli faktycznie jakieś nalepki. A na rękawach opaski.
Ksiądz zmówił modlitwę, odesłał ministrantów i zasiadł w fotelu. Nie zdążył zadać żadnego pytania. Hiobowscy byli szybsi.
- Co to za nalepki i opaski? - powtórzył kapłan. - E... No więc... Zarzucano nam, że nie widać nas. Nie widać efektów naszych zbiórek. Że ta nasza dobroczynność nie jest widoczna. Że ofiarodawcy mają prawo do satysfakcji widząc ile się przeznacza na pomoc. Że ta pomoc jest fizycznie obecna wokół nas. Więc... Próbnie oczywiście! W tym roku będziemy... E... Znakować. Też! Też znakować. Tak jak inni. I proszę - pokazał kurtki ministrantów. - Znaczki są. Jesteśmy widoczni.
- A te zielone opaski? - przerwała mu babcia Łukaszka.
- A, te... To na znak, że jesteśmy ekologiczni!
Hiobowscy siedzieli osłupiali. Jedynie mama Łukaszka spojrzała na zegarek zerwała się i wymknęła z pokoju.
- No tak - tłumaczył dalej ksiądz. - Zbieramy pieszo i po cichu. Emitujemy przy tym minimalne ilości hałasu i ce o dwa!
- Szkoda, że mama tego nie słyszy - zachwyciła się siostra Łukaszka i wtedy reszta rodziny zorientowała się, że mamy nie ma. Ale po chwili mama zajrzała do pokoju, w płaszczy i przeprosiła księdza, ale ona musi wyjść.
- Teraz? - dziadek zmarszczył groźnie brew. - Mamy kolędę!
- Ale to w sprawach wyższej konieczności! Dobroczynności! - usprawiedliwiała się mama Łukaszka. - Niech ksiądz sam zobaczy... I może ich namówi...
- Ale na co???
Mama Łukaszka podała księdzu jakąś ulotkę.
- Proszę, niech ksiądz przeczyta, a ja już muszę iść... Bo się zacznie...
- Ale dokąd?! Dowiem się wreszcie?! - zirytował się tata Łukaszka.
- Idę do kina - oświadczyła z godnością mama Łukaszka.
- Co to ma wspólnego z dobroczynnością? - zdumiała się babcia.
Ksiądz podał Hiobowskim ulotkę. Zachęcała ona aby pójść na pewien konkretny film, co miałoby wspomóc Największą Kwestę.
- Przecież oni zbierają na chore dzieci - dowodziła ze łzami w oczach mama Łukaszka. - Jak nie pójdę na ten film, to one nie dostaną procentów z biletu. I umrą!

Brak głosów

Komentarze

procentów też nie funkcjonuję!
Idącym w moje ślady odradzam wyjście na działkę lub na pole!!!!
pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#43019