Daj, daj, daj, nie odmawiaj, daj...

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

W styczniową niedzielę Łukaszek i dziadek poszli do kościoła. Gdy wychodzili po mszy w otoczeniu podeszłych wiekiem pań w ciepłych beretach, wpadli na kwestujących z puszkami. Tuż za płotem kościoła, na chodniku przechadzały się nastoletnie dziewczynki zbierające pieniądze.
- To znowu ci terroryści - skrzywiła się jedna z pań.
- No musicie tak nachalnie zbierać?! Musicie?! - krzyczała druga pani napierając szerokimi biodrami na dziewczynki. - Co wy tu w ogóle robicie?
- Zbieramy pieniądze na... - wykrztusiła jedna z dziewczynek. - Na... operacje malutkich dzieci...
- A nieprawda! - wtrącił się dziadek. - Bo zbieracie przy okazji na ten festiwal taplania się w błocie, na wasze biura, limuzyny i co tam jeszcze...
- No, ale sprzęt medyczny też - odezwała się rezolutnie druga dziewczynka.
- Takie to małe a takie pyskate - powiedziała druga pani. - Ile wam za to placą?
- Nic... - wykrztusiła pierwsza dziewczynka. - My za darmo... Wolontariat...
- No patrzcie jak dzieciaki wykorzystują - zaszemrało w tłumie, a pierwsza pani powiedziała, że postanie parę godzin z puszką to nie jest wolontariat.
- Przecież oni całych tych pieniędzy nie przekażą na dzieci - upierała się druga pani. - Zamiast finansować nie wiadomo co, to ja wolę dać pieniądze jakiejś faundacji kościelnej...
- Oni dadzą cała kasę dzieciom? - zapytał Łukaszek i dostał krótki, cichy i gwałtowny ochrzan od dziadka.
- O! Właśnie! - załapała druga dziewczynka. - Dając pani pieniądze kościelnej fundacji finansuje pani kościół katolicki! Albo i Rydzyka!
- A może ja chcę finansować Rydzyka... - zaczęła druga pani, ale nagle z tłumu wysunęła się jedna pani i powiedziała, że ona da. Bo jej córka urodziła córeczkę i gdyby nie sprzęt kupiony z tych datków to maleństwo by nie przeżyło... Część pań się wzruszyła.
- To wszystko przez nieudolność rządzących! - zagrzmiał dziadek. - Gdyby ministarstwo zdrowia odpowiednio zarządzało pieniędzmi to cała ta akcja byłaby niepotrzebna! Fundacje obnażają słabość systemu...
- A może ta fundacja jest niepotrzebna? - powiedziała zaczepnie pierwsza pani. - Porównałam zeszłoroczne nakłady na zdrowie z budżetu państwa i z tej zbiórki. Po odliczeniu waszych kosztów - pani celowała palcem w nastolatki - wyszło, że fundacja do każdych stu euro z budżetu dokłada zaledwie pięć eurocentów!
- Wie pani co, tylko ile razy trzeba pomnożyć te pięć eurocentów? - odezwała się trzecia pani, co to jej córka rodziła. - Nikt nie zmusza do dawania. Trzeba tylko przyjąć do wiadomości, że część z tych pieniędzy pójdzie na coś innego niż cel. I to coś niekoniecznie musi się nam podobać.
- Tak, ale chodzi o proporcje... Echhh... Nno dobra... - poddała się druga pani i sięgnęła po portmonetkę. Tłumek zafalował i do puszek dziewczynek zaczęły sypać się pieniądze. Nagle na skraju powstało jakieś zamieszania.
- Panie, a pan co? Oszalał? Pijany? W niedzielę?! - rozległy się okrzyki. Ich przyczyną był pan Sitko, który usiłował zbierać datki do pustej puszki po piwie.
- Jak boga kocham - mamrotał pan Sitko bijąc się niezgrabnie w piersi. - Zbieram na szczytny cel... Na te no...
- Głodujące dzieci w Afryce - podpowiedział ktoś złośliwie.
- Nie! - zaprotestował gwałtownie pan Sitko. - Na leki dla sąsiadki z parteru w moim bloku.
- No tak, ona jest biedna... - zaszemrało w tłumie.
- Ale przekaże pan wszystko sąsiadce? - zapytała pierwsza pani. - Każda fundacja ponosi koszty, a pan...
- No, ja też koszta - ucieszył się pan Sitko. - Oddam wszystko sąsiadce odliczywszy sobie... E... - zamyślił się i zaczął zaginać palce na wolnej dłoni. - Odliczywszy dwa... Nie! Trzy piwa.
- To jest chamstwo w biały dzień - oburzyła się trzecia pani, co to jej córka rodziła.
- Sama pani mówiła... Że... Inna część na cel... I inna na coś, co się nie musi podobać... - giął się pan Sitko jakby wiał ostry wiatr.
- Ale tamta fundacja jest wielka, potężna, dużo zbiera! - wykrzyknęła z oburzeniem trzecia pani.
- A może za jakiś czas ja też będę miał taką fundację? Hik! Oni też zaczynali od jednej puszki - zapytał pan Sitko z czknięciem.
Łukaszek wspiął się na palce, poczekał aż pan Sitko przestanie kołysać puszką i wrzucił do niej dwueurówkę. Wszyscy byli w ciężkim szoku.
- Przecież fundacja to, a pan Sitko owamto! - krzyczeli.
- No ale jest jakaś różnica między nimi tak naprawdę? - zapytał logicznie Łukaszek. Niestety, pan Sitko nie wzbudził zaufania innych osób. Tłum się rozszedł i na chodniku został pan Sitko oraz dziewczynki z puszkami.
Pan Sitko wzruszył ramionami i potrząsnął puszką. Wewnątrz zagrzechotała samotna moneta. I wtedy przez umysł pana Sitko przemknęła straszna myśl dotycząca monety, której dał upust werbalnie:
- O kurwa! Jak ja ją teraz wyjmę?!

Brak głosów

Komentarze

Nie do końca rozumiem, co Autor miał ma myśli? Może z braku ściągawek w Sieci?
Czy sąsiadka pana Sitko dostanie mniejszy procent, niż wirtualne dzieci od Owsiaka? Czy Sitko wystapi w TV? Czy Sitko będzie z tej puszki żył cały rok, do następej kwesty?

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#10717

Pytanie brzmi: czy jest możliwe utworzenie konkurencji dla Owsiaka?

Vote up!
0
Vote down!
0
#10720