Na Zwierzyńcu nie obeszło się bez sińców - Bal na Stawach.

Obrazek użytkownika jwp
Blog

Andrus to był gość honorowy; nawet jeśli na bakier z prawem, to tylko odrobinę, do rozsądnych granic. Owszem, mógł wykiwać inteligencika pod krawatką albo chłopa z podkrakowskich Liszek czy Mnikowa przywożącego ziemniaki na plac Na Stawach, nigdy jednak nie atakował słabszego od siebie. To raczej spryciarz, kombinator, cwaniaczek i drobny chuligan, ale przecież nigdy kanalia z tych, co to zaczepiają w ciemnej bramie od tyłu. Łobuziak, ale dżentelmen. Jeśli się bił, to zawsze honorowo: jeden na jednego. Kiedy, 21 sierpnia 1968 r. uderzyły na Czechosłowację wojska Układu Warszawskiego, Jasiu Krawiec szczerze się rozpłakał. Bo, jakże to tak, w pięciu na jednego. Tak się u nas na Zwierzyńcu nie robi! – oburzał się. Andrus trzymał się też zasady, by nigdy nie kopać leżącego i – broń Boże – nie atakować kaleki. Dlatego właśnie specjalnym parasolem ochronnym otoczony był słynny Edek Partyzant, komenderujący tramwajarzami na salwatorskiej pętli. Jeśli natomiast andrus zamierzał wdać się w bitkę z posiadaczem okularów, to lojalnie ostrzegał: Te, zdejmij sekulary.

Niniejszy tekst to fragmenty mało znanej książki Pani Katarzyny Siwiec - "Andrusów Król" - obszerne fragmenty publikuję za zgodą autorki.

 

Bo na Zwierzyńcu panował niepisany, podmiejski kodeks…

Biada frajerom z zewnątrz, którzy decydowali się wtargnąć tu po zmroku. Chłopoki ze Zwierzyńca, mając po czternaście, szesnaście lat, zaciekle bronili cnoty pięknych „brzan”, zwanych też na Zwierzyńcu „dziwami”. Bronił młody Holoubek, mający swój rewir na rogu Kraszewskiego, gdzie notorycznie spluwał obcym gościom na buty (a trzeba wiedzieć, że buty na Zwierzyńcu, to bardzo ważna rzecz i naplucie na tę część garderoby uchodzi za zniewagę ciężkiego kalibru). Tu panowały jasne zasady; jak chłopak z Krakowa chodził z dziewczyną ze Zwierzyńca (na przykład z Filareckiej, Słonecznej czy Kraszewskiego), to musiał się z nią ożenić. Jeśli nie miał takiego zamiaru, to lepiej dla niego, jeśli omijał tę surowo strzeżoną strefę szerokim łukiem albo uciekał co sił w nogach na most Dębnicki.

Skrawek ziemi, który Stwórca obdarzył szczególnymi względami, a polecił opiece bł. Bronisławy, kraj lat dziecinnych „chłopoków ze Zwierzyńca”, choć był enklawą trochę jak emausowa karuzela bajkowo-szaloną, to przecież bezpieczną. Ciepłą i przyjazną; rzecz jasna dla wszystkich tych, którzy respektowali panujące tam prawa. Jak lubi wspominać Piotr Boroń, obywatel Zwierzyńca, w domach nie zamykało się drzwi na klucz, a baraszkujące na podwórkach dzieci były wszystkie „nasze”. Jeśli któraś rodzicielka wychyliła się przez okno, by przywołać czeredę do porządku albo obwieścić koniec zabawy gromkim: do domu!, wszyscy podporządkowywali się rozkazowi bez szemrania.

Dzieci Zwierzyńca już dzisiaj dorosły i spoglądają na bajkową scenerię swej młodości trochę ze smutkiem, bo utraconej bezpowrotnie Arkadii zawsze trochę żal…

Krawiectwo damskie

Babcia Olka, Anna Wanda Gilewicz, po mężu Maksymowicz prowadziła dom mody na Placu na Stawach pod numerem 3. Z zawodu była pianistką i wielokrotnie akompaniowała córce – skrzypaczce. Ukończyła też szkołę krawiecką i, obok muzyki, właśnie moda stała się jej drugą pasją. Jej wnuk do dziś pieczołowicie przechowuje pod fortepianem porcelanowy szyld z napisem „Krawiectwo damskie”.  

Jako osoba przed wojną bardzo zamożna, przeznaczyła spore datki na szczytny cel usypania kopca Piłsudskiego na Sowińcu w 1935 r. Stała się nawet posiadaczką odznaki „Złote taczki”, którą przyznawano szczególnie hojnym darczyńcom. Po latach, kiedy nadeszły ciężkie czasy, jej córka musiała, niestety, odznakę sprzedać.

Dziadek Maksymowicz zmarł w 1941 r. Małego Olka zawsze intrygował jego złoty zegarek noszony na łańcuszku. Widząc zainteresowanie wnuka, dziadek przerywał swoje zajęcia i z powagą zegarek wyjmował, otwierał, a potem zawsze wręczał cukierka. Ale to jedyny obraz dziadka zachowany w pamięci.

Etap szkolny w życiorysie Olka rozpoczął się w latach niemieckiej okupacji. Łatwo nie było. Mama i babcia serwowały dzieciom kaszę jaglaną, prawie zawsze po ciemku. Nie rosły by tak zdrowo, gdyby zaczęły grymasić ujrzawszy w pełnym blasku mięsne „wkładki” w darach od „cioci UNRRY”.

U sióstr Norbertanek w jednym pomieszczeniu równocześnie przyswajało wiedzę aż sześć oddziałów. Chodzili tam wtedy m. in.: Stanisław Szymański, bokser Sojka, Powroźnik, Stanisław Zieliński, Jurek Podolski, Mietek Czuma (odpisywał od Olka rachunki, dawał ściągać polski), Kazek Krawczyk, Adam Kołton, Andrzej Paulo, Andrzej Gaberle i jeszcze mnóstwo innych, których los porozrzucał potem po świecie.

]]>]]>Potem była szkoła podstawowa nr 31 na Słonecznej. Z Olusiem i jego młodszym bratem Zbyszkiem nie miała pani Kobylińska łatwego życia. Za ekscesy, jakich, ku rozbawieniu reszty kolesi z lubością dopuszczali się obaj w każdej ze szkół, gdzie się znaleźli, trzeba ich było przenosić gdzie indziej. Trafili do „kańcioka” przy ul. Smoleńsk (męska szkoła im. św. Jana Kantego), by ukończyć wreszcie szkołę podstawową na Kazimierzu przy ul. Podbrzezie, gdzie pracowały przyjaciółki ich mamy.

A cóż to były za uczniowskie wybryki, których młodzież dopuszczała się w szkole nr 31 na Zwierzyńcu albo później w słynnym „kańcioku”?  Ot, choćby prezent (w innych okolicznościach praktyczny), który otrzymał dyr Stanisław Chojak na swe imieniny 8 maja. Ponieważ fryzurę miał identyczną jak Józef Cyrankiewicz, dostał od swych podopiecznych grzebień i lusterko. Natomiast w „kańcioku” przy ul. Smoleńsk, Oluś z bratem rzucili kałamarzem w wiszący nad tablicą portret batiuszki Stalina.

Dobrze się składało, że w „kańcioku” jeden miał na rano, drugi chodził na po południu. Obaj bracia Kobylińscy mieli bowiem tylko jedną parę butów. Młodszy Zbyszek najbardziej narzekał na odciski, bo miał z całego rodzeństwa największą stopę.

Przez całą okupację w okresie Bożego Narodzenia, w tramwajach podzielonych na część niemiecką i polską, śpiewało się kolędy. Można było co nieco w ten sposób zarobić. Raz jakiś Niemiec kazał kolędującym dzieciom śpiewać „Cicha noc”. Powiedzieli, że nie znają, ale mogą zaśpiewać Bóg się rodzi i Wśród nocnej ciszy. Kiedy kończyli śpiewać, Niemiec sięgnął za bluzę, a oni myśleli, że już po nich, że za chwilę w tym tramwaju rozlegną się strzały. Tymczasem Niemiec wyjął portfel i wręczył małym kolędnikom markę. Makino całe życie nosi ją przy sobie. Na szczęście.

Do dziś śpiewa też pewną zwierzyniecką kolędę, której nauczył go Lajkonik, czyli Zdzisław Dudzik, ten co pod konikiem chodził (tak mówiło się na Zwierzyńcu) długo, bo aż 19 lat. Nie wiadomo, kto i kiedy napisał słowa tej pięknej, okupacyjnej kolędy:

„A przy łące, przy zielonej,

przy niskiej dolinie,

wielka sława o Maryi

na cały świat płynie.

Ona siedzi w pokoiku

w mieście Nazarecie

i kołysze i piastuje

narodzone dziecię.

Przyleciało do niej z nieba

skrzydlate chłopiątko,

weselmy się, radujmy się,

bo mamy dzieciątko”

W okresie Świąt obowiązkowo należało obejrzeć jasełka u Salezjanów. Zawsze kunsztownie wystawiane. Na drugą stronę Wisły przeprawiał swą łódką przewoźnik o nazwisku Bil.

W imieniu organizatorów serdecznie zapraszam na reaktywowany po wielu latach "Bal na Stawach" w krakowskiej dzielnicy Zwierzyniec.

]]>]]>Z inicjatywy Olka ]]>Makino]]> Kobylińskiego i ]]>Jarka Sokoła]]> do życia zostanie przywrócony kultowy dla lokalnej społeczności ]]>Zwierzyńca]]> i ]]>Salwatora]]> "Bal na Stawach".

]]>]]>Bal na Stawach odbędzie się w sobotę 18 czerwca 2011 roku od godz. 16.00 do 22.00 w Krakowie przy Placu na Stawach / Senatorska ( kliknij na zdjęcie ).

W programie m.in.:

]]>]]>16.00 - Przywitanie Gości;
16.30 - Pokaz Kendo,
17-18 - Koncert zespołu Makino i Andrusy,
18-19 - Koncert zespołu ]]>Krakowska Grupa Bluesowa]]> + gościnnie Makino,
19-20 - Koncert zespołu Makino i Andrusy,
20-21 - Koncert zespołu ]]>Boba Jazz Band]]>,
21-22 - Projekcja filmu "]]>Bar na Stawach]]>" i archiwalnych zdjęć.
 
W trakcie imprezy czynny będzie Targ, grill, ogródek piwny i winny, wojsko poczęstuje grochówką.
Będą obecni - przedstawiciele władz miasta Krakowa, artyści i pisarze związani ze Zwierzyńcem ( sprzedaż książek o Krakowie i płyt z muzyką występujących zespołów ).
 


 
Impreza jest organizowana przez Olka "Makino" Kobylińskiego, Jarka Sokoła, PHU "Stawy", ]]>Radę  Dzielnicy VII]]>, ]]>Dom Zwierzyniecki]]> - ]]>Muzeum Historyczne Miasta Krakowa]]>, ]]>Centrum Kultury Dworek Białoprądnicki.]]>

Moja Polska - Zwierzyniec.

]]>Zwierzyniec od 100 lat w Krakowie]]>.

]]>W cztery oczy z Makino.]]>

Katarzyna Kachel 2009-10-09

Inna ważna postać ze Zwierzyńca - ]]>Konstanty Krumłowski]]>

A teraz z innej beczki.

Brak głosów

Komentarze

Chyba, że jeszcze się... reanimujesz?
;);)
Pozdrawiam.
contessa

Vote up!
0
Vote down!
0

contessa

___________

"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński

 

 

#165338

Skończyliśmy po północy, wstałem około 7.00 rano. W formie jestem, a opiszę imprezę jak mi spłyną materiały foto i video. Była świetna zabawa, tłumy ludzi, dobra kiełbaska, grochówka i piwko oraz tańce i swawole.

Pozdrawiam Cię Serdecznie

jwp

Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

Vote up!
0
Vote down!
0

jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

#165349