Mazurek VERSUS PARAD(owska)ATOR - NOKAUT !

Obrazek użytkownika jwp
Blog

Mazurek w I-szej rundzie znokautował Paradowską - prehistorycznego gada o czerwonych łuskach. Bravo !!!

Paradowską wyprowadzić !. Jak sztandar PZPR.


Na końcu link do tekstu Paradowskiej. Za http://blog.rp.pl/mazurek/2010/07/22/janina-p-klepie-sie-po-udach/

Janina P. klepie się po udach.

Lipiec to czas coming outów dziennikarzy. Najpierw jeden łysiejący pan uznał, że do twarzy mu w sukience, peruce i na platformie, choć nie tej, którą jego gazeta tak wspiera, a teraz pewna nobliwa publicystka postanowiła zerwać z kultem Tanatosa. Janina Paradowska, bo o niej mowa, była dotychczas uosobieniem wszelkiej poprawności: a to Leszka Millera trudnym pytaniem nie skrzywdziła, a to afery hazardowej przez grzeczność nie zauważyła, a to gorszyła się zdziczeniem obyczajów. Ale już dość, już nigdy więcej! Pora zerwać ograniczające ten talent pęta, odrzucić więzy, skończyć z przymusem dobrego wychowania. Śmiejmy się wreszcie z tego, co nas naprawdę bawi – zdaje się mówić nestorka polskiej publicystyki i bierze w obronę przecudnej urody żarcik człowieka, którego nazwisko w tym miejscu nie padnie. Indywiduum to dostrzegło na peronie we Włoszczowie żywego Przemysława Gosiewskiego. “Moment na taki wpis jest wyjątkowo stosowny i nie uważam go za jakiś wielki skandal” – oznajmiła rozbawiona pani Janina. I tylko ludzie chronicznie pozbawieni poczucia humoru mogą mieć wątpliwości. Że synek Gosiewskiego wziął żart serio i zaczął dopytywać, czy tatuś wróci? Oj, nie bądźmy tacy przewrażliwieni, mały jest, jeszcze nauczy się śmiać z cudzych nieszczęść. Wystarczy, że poczyta Paradowską. Piotr Zaremba przestrzega na portalu w.Polityce.pl, że takie żarty skończą się dla Pierwszej Damy Czarnego Humoru zbryzganiem wnętrznościami monthypytonowskiego Pana Grubego. No cóż za ponurak! Ale i ja pokajać się muszę. Jako nieuleczalny prostak pozbawiony elementarnej wrażliwości od lat wielbię przekraczające bariery dobrego smaku żarty Monthy Pytona, Little Britain czy Catherine Tate. Dużo, okropnie i po równo – to mnie bawi i to, z marnym co prawda skutkiem, staram się uprawiać. Jednak nawet ja nie ośmieliłem się dotąd kpić z cudzej śmierci czy pogrzebu. Nie wystarczył mi rechoczący z żałoby Kutz. Paradowskiej mi było trzeba, bym zrozumiał, że błądzę, że powinienem przyznać się przed sobą, iż najbardziej bawią mnie dowcipy z umarlaków. Pora i na mój coming out. Ale nadarza się okazja. Oto 15 sierpnia miną trzy lata, odkąd w Odessie, tym mieście świetnej zabawy, zmarł Jerzy Zimowski, mąż Janiny Paradowskiej. To jak, pani Janino? Naprawdę chce się pani z tego pośmiać? Link do tekstu Paradowskiej. http://paradowska.blog.polityka.pl/?p=250

Brak głosów