Rostowski o deficycie: mamy 100 mld, ale problemem są samorządy

Obrazek użytkownika Bartosz Wasilewski
Kraj

Niesłychana jest pewność siebie ministra finansów! Właśnie ogłosił, że w 2010 roku zadłużenie sektora finansów publicznych zwiększy się o bagatela 100 mld złotych. Jako że na koniec 2009 roku suma zobowiązań zagranicznych i krajowych wyniosła 670 mld zł, pod koniec roku będzie to 770 mld zł. Wieloletni Plan Finansowy Państwa zakłada, że do 2013 zwiększymy zadłużenie do 920 mld złotych!

Przyjrzyjmy się wzrostowi PKB w tym okresie:
2009 - 1,7%
2010 - 3,5%
2011 - 3,5% (WPFP)
2012 - 4,8% (WPFP)
2013 - 4,1% (WPFP)

Według Instytutu Sobieskiego, na koniec 2008 roku dług publiczny wynosił 598 mld/1272mld (PKB) = 47% PKB. Biorąc pod uwagę powyższe dane w 2010 roku ten wskaźnik wzrośnie do 57%, a w 2013 do 59%. Dodajmy, że "uda się to" jeśli wypełnimy założenia rządu. Tymczasem obawy o drugie dno recesji w Stanach nie milkną.

Razi w tym wszystkim stoicki spokój ministra finansów. Jeśli jedynym panaceum na te problemy ma być podwyżka VAT (ta przyszłoroczna ma przynieść do budżetu dodatkowe 5,5 mld złotych - a więc kroplę w morzu potrzeb), to możemy bardzo martwić się o kondycję finansów publicznych. Na prawdziwą reformę musimy pewnie poczekać do następnych wyborów. A potem do jeszcze następnych. Przecież kontrolując rząd, parlament i urząd prezydencki nie da się efektywnie rządzić! Nie ma co ukrywać, że przyczyną wszystkich kłopotów są obrońcy krzyża. Gdyby tylko JK poszedł na emeryturę, doczekalibyśmy się wreszcie jakichś reform. Na razie jednak nie ma co o tym marzyć.

Acha, jeszcze jedno. Odpowiedzialność za te 100 mld Rostowski chętnie przerzuca na samorządy. Ależ oczywiście, nie ma to związku z nadchodzącymi wyborami i faktem, że poprzednie wybory samorządowe PO przegrała zarówno z PiS jak i PSL.

Trwa bal na Titanicu?

Brak głosów