Notatki z EuroPride

Obrazek użytkownika Mufti Turbanator
Blog

Kanikuła. Każda chwila spędzona przez Młodego z dala od komputera – bezcenna. A że onegdaj wyraził zainteresowanie panopticum, które miało 17 lipca wychlusnąć na warszawskie ulice…

Sobota rano. Odklejanie Młodego od klawiatury idzie opornie i moja cicha nadzieja na to, że zdążymy przyłączyć się do Marszu Grunwaldzkiego stopniowo gaśnie. W końcu, koło południa, wyruszamy. Gorąco. Na ulicach wzmożona obecność policji. Dziwnie odbieramy wszelkie jednopłciowe pary i grupki.

Dojeżdżamy w okolice Starówki, rozglądając się za Marszem. Przed Zachętą zaparkowane jeden przy drugim radiowozy. Przy Grobie Nieznanego Żołnierza kilkaset osób, ale wydaje się, że przeważają policjanci w odblaskowych kamizelkach. Z drugiej strony Teatru Wielkiego kolorowo przystrojone, wieloosiowe platformy.
Wysiadamy.

Plac Piłsudskiego

Ciężka łapa upału przydusza mnie do rozprażonego chodnika, ale Młody doceniając jakość tekstur i wysoką rozdzielczość „realu” łapie wiatr w żagle. – Biegniemy! – rzuca i rusza z kopyta w poprzek Placu Piłsudskiego. Tymczasem po drugiej stronie Placu otoczeni szczelnym kordonem policji demonstranci wychodzą już na Królewską.

Dobiegamy do zamykających pochód funkcjonariuszy. Pytam policjana na wolno toczącym się motocyklu, co to za grupa? Bąka, że „w obronie krzyża”. Albo zakazano mu informować, albo sam nie bardzo wie, bo chwilę później tożsamość maszerujących roszyfrowują skandowane hasła: „Bóg, honor i ojczyzna!”, „Chłopak, dziewczyna, normalna rodzina!”. Nasi!
Setka młodych, zdrowych gardeł to nie w kij dmuchał. Młodemu świecą się oczy, bąka coś z uznaniem o „ustawce” i „dresiarstwie”. Trochę mu się aksjologia pomieszała, ale jasną stronę mocy wyczuwa bezbłędnie.

Donośne, czyste głosy przyciągają spacerowiczów z Ogrodu Saskiego. „Nie tęczowa, nie różowa, tylko Polska narodowa!” Idąc z boku szpaleru policjantów, przesuwamy się stopniowo bliżej czoła pochodu. Wyprzedzając młodziutkiego księdza w sutannie, słyszę fragment rozmowy. – To jest prawdziwa sutanna? – pyta wysoki brodacz, który chwilę wcześniej wychynął z zarośli obok chodnika. – Nie. Mamy karnawał. – odpowiada ironicznie ksiądz.

Ku memu zaskoczeniu otoczona przez policjantów, prowadzona przez radiowóz grupa skręca w Marszałkowską. W kierunku Placu Bankowego, skąd ma wyruszyć EuroPride! My z Młodym nieco wcześniej weszliśmy w parkową aleję i teraz od maszerujących oddziela nas dodatkowo barierka i tory tramwajowe.
Dopiero tutaj możemy w pełni ocenić wielkość zmobilizowanych sił policyjnych. Pod szpalerami drzew stoją kilkunastoosobowe oddziały wyposażone w sprzęt do pacyfikowania tłumu. Co kilkadziesiąt metrów para policjantów na koniach.

Część postronnych osób stojąc w cieniu drzew tylko się przygląda, część tak jak my idzie równolegle z „nacjonalistami” w stronę Placu Bankowego. Od czasu do czasu odzywają się nieśmiałe brawa, niektórzy z widzów dołączają do skandowanych haseł.

Plac Bankowy, godzina zero

Grupa otoczona przez policję dociera do skrzyżowania Marszałkowskiej z Senatorską, gdzie stoją pierwsze platformy z dudniącą umc-umc-umc, odmóżdżającą muzyką. W kierunku platform lecą jajka i plastikowe butelki. Zamieszanie. Policja wyciąga spośród protestujących chłopaka w bluzie z kapturem. Młody wskazuje w inną stronę, na kogoś z rozbitym nosem, ale w zamieszaniu już nikogo nie dostrzegam. Po paru minutach klinczu mija nas oddział policji w czarnych mundurach, wzmacnia kordon wokół stojących na asfalcie na środku skrzyżowania, w pełnym słońcu, protestujących. My szukamy odrobiny cienia.

Obok młode małżeństwo z dzieckiem w wózku, z boku wózka zatknięty niewielki znak „stop homo”. Mijają nas zarówno zdystansowani widzowie, jak i osoby dołączające do parady; między innymi korpulentny, widywany czasem z szaliczkiem w „Śniadaniu mistrzów” TVN24 gej. Dzisiaj jest bez szaliczka. Wskazuje na dziewczynkę w wózku i pyta rodziców, „co zrobicie jak będzie lesbijką?” Młodzi rodzice są pewni, że nie będzie. Gej, wyraźnie rozczarowany, z niesmakiem na twarzy idzie dalej.

Policja zablokowała młodzież, ale młodzież zablokowała paradę, która wg planu powinna była wyruszć ponad pół godziny temu! Klincz. Mija nas kolejny oddział policji, w tym kilku funkcjonariuszy z miotaczami gazu pieprzowego: na plecach podwójne ciśnieniowe zasobniki, w ręku połączona z nimi giętkim wężem końcówka. Nieciekawie…

Najwidoczniej udaje się w końcu odsunąć blokujących, bo parada rusza, ściśle otoczona przez policję. To wymowny obraz. Dodatkowy szereg policjantów stoi wzdłuż krawężnika. Nieruchome, bez wyrazu twarze zwrócone ku widzom na chodniku.

Gdy pierwsza platforma się zbliża, pojedyncze ledwo przebijające się przez zagłuszarki okrzyki zamieniają się w rytmiczne skandowanie. Po obu stronach policyjnego szpaleru! „Tu jest Polska, nie Holandia!”
Źródła „postępu” i „tolerancji” też nie są tajemnicą, bo kolejne hasło brzmi „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę!”
Młody w internecie i z kolegami rozmawia innym językiem, niż w domu. Kiedyś nawet zwrócił mi na to uwagę, właściwie to miał za złe, że jestem taki „ęą”, nie klnę.
Teraz mówię mu: „Czasem nie tylko można, ale trzeba”.
– Teraz? – upewnia się.
– Tak!
Kilkaset głosów to potęga! Przebijamy się przez wyrzucany z kolumn głośnikowych łomot. „Wyp.....lać!!! Wyp.....lać!!!” W górę idą dłonie z wyprostowanym jednym palcem. Ten przekaz zrozumieją nawet głusi.

Parada bardzo, bardzo wolno, ale jednak przemieszcza się.

My ruszamy śladem niesionego przez dwóch mężczyzn (otoczonych aż przez sześciu policjantów) transparentu, na którym m. in. napisane jest „Nie pozwólmy homoseksualnej gangrenie popieranej przez lewaków, liberałów i tzw. politycznie poprawncyh ześwinić Polski!!!”
Komentujemy między sobą to, co się dzieje. Obok nas pan w niebieskiej koszuli dopowiada, że to jeszcze nie koniec prób powstrzymania parady.

Kolejne skrzyżowanie – ze Świętokrzyską. W kiosku na rogu całe picie wykupione, ale kawałek dalej w pawilonach parę butelek się uchowało. Siedząc na wystawionych przed pawilonem krzesełkach i uzupełniając elektrolity czekamy. Wśród osób po cywilnemu zauważam tu i tam mężczyzn z radiotelefonami; co pewien czas podchodzą do nich inni, bez krótkofalówek, zamieniają parę zdań.

Pojawiają się radiowozy i motocykle, po nich otwierające paradę szeregi funkcjonariuszy. Podchodzimy bliżej. Widzom na chodnikach rozdawane są batoniki Toblerone z pomarańczową nalepką „Switzerland is gay!”

Mija nas pierwsza platforma. Nie szykuje się nic specjalnego. Schodzimy zatem do metra – tam jest ciut chłodniej – i jedziemy jeden przystanek, do Śródmieścia.

Śródmieście

Po wyjściu z wagonu w sklepiku w przejściu podziemnym kupujemy wodę. Dwa zdania zamienione z ekspedientką na temat parady – i uśmiechamy się do siebie z pełnym zrozumieniem.

Na powierzchni, na chodnikach wokół ronda dość dużo osób, ale udaje nam się znaleźć ocienione „miejsca siedzące” na murku okalającym Novotel. Ruch na ulicy odbywa się jak gdyby nigdy nic. Po przeciwnej stronie parada zbliża się do ronda, ale zatrzymuje się. Wśród widzów rozchodzi się plotka, że to na skutek utrudnień na przewidywanej dalszej trasie.

Sąsiad po lewej, wyraźnie podekscytowany i trochę chyba też zakłopotany, dla zabicia czasu zwierza się, że odwiózł rano żonę na zakupy do Złotych Tarasów, a sam wyszedł popatrzeć na paradę.

Z kolei paru siedzących po prawej mężczyzn zaczyna rozmawiać ze sobą; jeden z nich, na oko czterdziestolatek, z dobrym sprzętem fotograficznym, jest najwyraźniej w opozycji do trzech starszych panów. Nie wiem z czyjej strony, ale pada hasło o „10% populacji” i riposta, że „nazwozili ich z całej Europy”. Zaraz potem słyszę coś o „faszystach” i że „widać po oczach”. Reakcją na to ostatnie jest rozbawienie i riposta, że „jak pan widzi po oczach, to nie bardzo jest o czym dyskutować”.

Tymczasem w odrobinie cienia pozostałego wokół mnie i Młodego schronienie znajduje czwórka młodych ludzi intelektualnej proweniencji. Pogrążeni w izolującej ich od świata bańce własnego towarzystwa, bez żenady półgłosem komentują, że ktoś tam komuś powiedział, że go „zabije” i że to „groźba karalna”. Wydają się nieco zdezorientowani tym, że ktokolwiek może być przeciwko jakże słusznym ideałom – równości, tolerancji…

Kilka osób wyposażonych w granatowe tablice z enigmatycznym żądaniem równości, plastikowe trąbki i unijne flagi pałęta się niezdecydowanie tu i tam, oczekując na przejście parady.
Ta w końcu rusza, zakręca na rondzie i bez przeszkód wchodzi w Aleje Jerozolimskie.

Krucza

Gdy pierwsza platforma zjeżdża z ronda, postanawiamy z Młodym przenieść się na kolejne potencjalnie newralgiczne skrzyżowanie.

Młody coś tam sobie po drodze przemyśliwuje. Kiedy oddaleni od zgiełku wciskamy się w wąską ścieżkę cienia wzdłuż fasad kamienic na Nowogrodzkiej, rzuca z grubej rury:
– A jakbym ja był gejem, to co?
W pierwszej chwili mnie zamurowuje, bo raz, że Młody rzadko kiedy tak ni z gruchy ni z pietruchy o cokolwiek pyta, a dwa, że faktycznie – wtedy niby co?
– Nic! – mówię zgodnie z prawdą, bo przecież niczego by to w moim stosunku do Młodego nie zmieniło. Ale czuję, że to jeszcze nie wystarcza, więc wyjaśniam, że u niewielkiego odsetka populacji zdarza się, że coś „nie zaklika” poprawnie i wtedy np. facet zakochuje się w drugim facecie. I że nie to mi się nie podoba, ale parada, obnoszenie się z tym jakby było normalne i pożądane, promowanie takiego okaleczenia. I sprowadzanie wszystkiego do sfery płciowości. Wulgarne narzucanie się. Wykorzystywanie ułomności do manipulowania.

Młody przetrawia moją wypowiedź, przywołuje dla porównania miłość między rodzeństwem i zażyłość przyjaciół. Zgadzamy się, że to co innego, że nie ma w tym wypaczonej płciowości, erotyzmu. Ale widzę, że młodemu nadal coś nie pasuje. Przez dobrą minutę jakby przymierza mentalnie moje przerafinowane podejście. W końcu wywala:
– A ja się gejów brzydzę, i już!
Roma locuta, causa finita.

Dochodzimy do Kruczej. Krawędzie jezdni obstawione policją. Zakotwiczamy z Młodym przy wiacie przystanku. Postanawiamy tym razem przepuścić całą paradę i przejść do ulicy Nowy Świat, by stamtąd autobusem wrócić do domu.

Mijają nas kolejne platformy, dudni muzyka. Młody zauważa, że wszyscy didżeje mają białe i-Maki.

Przed nami przejeżdżają Piekarska, Wenderlich, Gadzinowski.

Kolejna platforma, znajome dźwięki: Lady Gaga śpiewa Let’s dance, ale w podkładzie słychać syntezator ze Sweet Dreams Eurythmics. Dopiero po pewnym czasie dociera do mnie drugie dno zestawionych ze sobą w ten sposób tekstów obu przebojów. Pasują jak ulał, choć założę się, że nie to było intencją didżeja.

Tymczasem wśród uczestników parady furorę robi stojący na jednym z balkonów, ubrany w obcisłe slipy korpulentny pan. Podryguje do rytmu wiezionego na platformach nagłośnienia. Ale gdy zaczyna wykonywać ruchy frykcyjne, entuzjazm paradujących przygasa.
Minutę czy dwie później zauważa go wychodząca z Alej kolejna ludzka fala i cała sytuacja powtarza się.

Przykro czytać hasła w rodzaju „Polska jest kolonią Watykanu”. Przykro widzieć niesioną na jednym ramieniu tęczową, a na drugim biało-czerwoną flagę.

Następna platforma, na niej wśród tańczących w miejscu postaci o pustych twarzach dość ładna kobieta, która nie podskakuje, nie wymachuje rękami i w ogóle wydaje się być od tego całego zamieszania zdystansowana. Ja podobnie – stoję nieruchomo obok Młodego i mimo dudnienia głośników raczej mi smutno niż do tańca. Przez chwilę, chociaż ta kobieta ma na nosie okulary słoneczne wydaje mi się, że nasze spojrzenia i nastroje się spotkały.

Plac Konstytucji

Końca parady nie widać, a Młody coraz gorzej znosi facetów poprzebieranych za kobiety. W takim razie przechodzimy do planu B. Szukając cienia, wędrujemy z powrotem Nowogrodzą i Marszałkowską do Placu Konstytucji. Młody liczy po drodze przejeżdżające na sygnale ambulanse i radiowozy. Gdyby nie wakacyjny skwar, atmosfera oblężenia byłaby przytłaczająca.

Na Placu Konstytucji okazuje się, że EuroPride została względem wcześniejszych planów skrócona. Dogania nas, wlewając się na plac wprost z ulicy Pięknej. My zaś idziemy podcieniami do przystanku Politechnika, potem jeszcze dalej, za Rondo Jazdy Polskiej. Tam, jak echo, mija nas pusta, pilotowana przez osobowy radiowóz kolorowo przystrojona platforma.

Wreszcie, wymęczeni upałem i mieszanymi wrażeniami, docieramy do domu.

Brak głosów

Komentarze

gruby Rychu tak ryja darł i tłustym kuprem kręcił, ze chrype ma
może zaniemówi ta fura sadła czerwonego

ciekawa jestem kto płacił i dlaczego z naszych podatków policji i słuzbie zdrowia strzegących tych zboków
to woła o pomstę do nieba
w kraju gdzie piszczy bieda wydaje sie pieniądze na obsługe cyrku dla dewiantów

przegonili tych wariatów z Berlina, Goeteborg/Szwecja? nie wyraziły zgody, bo szwdedzi nie chca swoich podatków przeznaczać na oszołomstwo lewackie

za to głupi Polak patrzy i nie grzmi

ps. jak Ci się chciało w taki żar gonić za tymi dewiantami?

Vote up!
0
Vote down!
0
#73021

Czego to człowiek nie zniesie, byle odkleić dziecko od komputera... ;-/
Pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0
#73027

trzeba było go wkleić do basenu a nie parade zboków prowadzić

pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0
#73028

Baseny, lasy, kina, koncerty, choćby i spacer... Cuda na kiju wymyślam, a on nie i nie. Tydzień codziennych negocjacji był, zanim się dał do tego nowego Muzeum Chopina wyciągnąć. A i to tylko dlatego, że muzeum "interaktywne" i skomputeryzowane.

Vote up!
0
Vote down!
0
#73197

swołocz z tefałemu miała co pokazywać,..... ten żenujący spektakl z grubym obleśnym rychem, który ochrypł po tej paradzie......mam obrazki ale nie umie dodać

Vote up!
0
Vote down!
0

Marika

#73086

Ilu ludzi w tej tęczowej demonstracji miłości i tzw. marszu tolerancji tak naprawdę są pedałami, lesbijkami, transwestytami czy urodzonymi hermafrodytami?

Ilu ludzi poszło na tę demonstrację żeby pokazać, że są nowocześni postępowi i bardzo "wyluzowani"? Ilu z tych, którzy brali w tej demonstracji odmienności, to byli zwykli idioci i zwyczajni zboczeńcy oraz ludzie bez żadnych zahamowań seksualnych?

A byli polscy komuniści jeszcze tak niedawno 20 lat temu bez chwili zastanowienia wysłaliby będąc u władzy w Polsce na tę demonstrację dziarskich chłopaków z ZOMO, aby ich pokojowo i socjalistycznie spałować i powsadzać do aresztu na 48 godzin do wyjaśnienia, być może po wyjaśnieniu kim są i zmuszeniu ich do współpracy z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa, musieliby potem w czynie społecznym posprzątać ulice, odśnieżyć jakieś drogi albo umocnić wały przeciwpowodziowe na Żuławach razem z "błękitnymi ptakami". W najlepszym razie musieliby pożegnać się z dobrą posadą albo musieliby na zebraniu komunistów w swoim zakładzie pracy dokonać na sobie samokrytyki przed towarzyszkami i towarzyszami z partii.

Czy pan Kalisz znany wojownik o równouprawnienie kobiet i zboczeńców, wybiera się na taką samą demonstrację organizowaną w przyszłości przez tych samych zboczeńców do Moskwy? Tam towarzysz Putin nie będzie się z nimi tak patyczkował jak nasi dzisiejsi zhumanizowani i nowocześni polscy postpeerelowscy postkomuniści.

Pan Kalisz podczas trwania dzisiejszej komisji śledczej ubolewał nad postępowaniem pana Ziobro, jednak ani słowem nikt nie zgromił pana Kalisza za to, że propaguje swoją obecnością na manifestacjach zboczeńców, zwyrodnialców oraz dewiantów seksualnych, których w mniejszości przypadków powinno się leczyć (m. in. poprzez operację zmiany płci albo farmakologicznie!), a w większości przypadków powinno się tych ludzi osadzać w więzieniach za propagowanie w życiu codziennym zwykłych ludzi wynaturzeń seksualnych. I właśnie taki człowiek jak pan Kalisz będzie uczył pana Ziobro czym jest bycie uczciwym oraz praworządnym człowiekiem, który żyje zgodnie ze swoim sumieniem i ze swoimi zasadami, które zbudował między innymi na czytaniu Pisma Świętego?

Vote up!
0
Vote down!
0
#73252

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#73154