Niezapomniane wakacje

Obrazek użytkownika GosiaNowa
Blog

Dawno, dawno temu, ale nie za górami i za lasami, a w Rybienku koło Wyszkowa zaczynał się nowy turnus wczasowy, a z nim nadchodziły wydarzenia, które na zawsze zmieniły moje życie.

W czerwcu skończyłam podstawówkę i dostałam się do Żeńskiej Szkoły Architektury. Wielka niewiadoma, zwłaszcza, że nie była to moja wymarzona szkoła, ale dla mojej mamy najważniejszym argumentem było, że jest blisko i jej profil "ociera się" o moje zainteresowania. Jak się potem okazało, ledwie się "ocierał" i gdyby nie super koleżanki to nauka tam byłaby nie do zniesienia.

Moim marzeniem była wtedy szkoła plastyczna, a rysunek odręczny miał być tym co łączyło tę, w rezultacie zwykłą budowlankę z aspiracjami, z moimi marzeniami. Ale to inna bajka. Wracamy nad Bug.

W jednym z domków kempingowych zainstalowałyśmy się - babcia, siostra i ja. Wróciłam właśnie z niezbyt udanego obozu harcerskiego i perspektywa dwóch tygodni z babcią, która najchętniej siedziałaby tylko w domku, albo koło niego wcale mi się nie uśmiechała.

Dzień nieuchronnie zbliżał się do końcowej atrakcji, czyli kolacji w stołówce - wielkim wojskowym namiocie.
Stałam sobie koło domku i bezmyślnie podbijałam lotkę, bo oczywiście moja ukochana siostra nie miała ochoty grać w badmintona. Z furtki, którą wychodziło się w stronę plaży szedł w moją stronę wysoki chudy chłopak, na oko dorosły.
"Nie masz z kim grać Mała?" - zapytał.
O, wszystko się we mnie zagotowało - Mała, mała, ja przecież zaraz kończę 15 lat, a ten do mnie mówi MAŁA!- pomyślałam, ale bąknęłam, że nie mam.

Byłam tak zła, że próby wspólnej gry zupełnie nam nie wychodziły, więc po paru minutach on sobie poszedł zaznaczając, że po kolacji wróci to mnie nauczy grać.

Pomyślałam - Obejdzie się, gram świetnie, ale nie z Tobą. - i szybko schowałam rakietki. - O nie z nim na pewno nie będę grała i w ogóle nie chcę go znać.

Podczas kolacji okazało się, że siedzi przy sąsiednim stoliku z kolegą w podobnym wieku. Zachowywali się bardzo swobodnie i stale wybuchali śmiechem. Zazdrościłam im, u nas było smutno i nudno jak w grobowcu.

Następnego dnia niemal siłą wyciągnęłyśmy babcie na plaże i tu też niedaleko siedzieli oni, ale w większym towarzystwie. Z zazdrością przyglądałam się ich wesołym zabawom w wodzie i grze w piłkę. Mnie babcia kazała siedzieć na kocu i opalać się. Do wody nie, bo się utopię - NUDA, NUDA, NUDA. Zwłaszcza, że moja siostra znalazła sobie towarzystwo w swoim wieku i grzebała w piasku - mnie "dorosłej" nie wypadało.

Już nie pamiętam jak w końcu poznałam Wojtka i Mirka i ich towarzystwo. Wiem, że musiałam "interweniować" u mamy, która nas odwiedziła, żeby babcia dała mi trochę więcej swobody - Przecież jestem już prawie dorosła - argumentowałam. Poskutkowało. Mogłam iść grać w piłkę, kąpać się, a wieczorami pograć w karty, lub potańczyć.

Byłam w grupie "tych starszych" najmłodsza, ale jakoś i im i mnie to nie przeszkadzało. Wojtek i Mirek okazali się zupełnie sympatyczni, a mnie traktowali jak kobietę. He, he bardzo mi się to podobało. Złościło mnie tylko, że inne dziewczyny tak "leciały" na nich.

Wtedy nie wiedziałam, że to nadskakiwanie mi było skutkiem zakładu. Chłopaki założyli się, który pierwszy poderwie "tę zieleń". Nie wiedziałam, dlaczego dziewczyny mówiły, że "każdy jeleń lubi zieleń". Nareszcie świetnie się bawiłam.

Czas uciekał szybko, nie zauważyłam kiedy nadszedł czas wyjazdu. Wojtek, ten co mnie nazwał Małą nie wiedzieć kiedy zajął ważne miejsce w moich myślach i w sercu. Trudno było mi się rozstać po pierwszych pocałunkach. Po tym jak nosił mnie na plecach, żebym nie poparzyła sobie nóg o gorący piasek. A tu została tylko wymiana adresów, telefonów i pa, pa.

Po powrocie do domu dowiedziałam się, ze zaraz znowu wyjeżdżam. Telefon u Wojtka nie odpowiadał. Trudno, może w ogóle zakpił ze mnie? Zakład, wakacyjna przygoda - ech.

Gdy wróciła po tygodniu znowu zadzwoniłam - i nic.
Jakież było moje zdziwienie, gdy następnego dnia telefon odezwał się. Wojtek przez ten tydzień próbował się do mnie dodzwonić, też myślał, że podałam mu zły numer. Okazało się, że bywał kilka razy pod moim domem. Hurra.

I tak się zaczęła znajomość, która trwa już..... dłuuuuugo. Dzisiaj mija - wstyd się przyznać - 41 lat.

Wojtek to mój mąż. Mamy troje dzieci i tyleż wnuków. Za sobą życie pełna wzlotów i upadków, ale nadal się kochamy i mimo różnych zawirowań nie wyobrażamy sobie życia beż siebie.

A mówi się, że wakacyjne znajomości są nietrwałe - my jesteśmy przykładem na to , że tak nie jest.

Brak głosów

Komentarze

"Babskie" to było, przyznaję. :D , ale przeczytałem z przyjemnością. Gratuluję. Wszystkiego najlepszego Wam życzę z okazji tej rocznicy! :)

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#76694