Wakacyjne wyjazdy, część 2

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Wyjazdy wakacyjne okularnika z trzeciej ławki i Grubego Maćka znacznie się różniły pomiędzy sobą. Okularnik spędzał je połowicznie z rodzicami (jechali razem, zwiedzali osobno) i wybrali się za granicę. Gruby Maciek jechał w zupełnie inną stronę niż jego rodzice i wszyscy zamierzali pozostać w kraju.
Rodzice Grubego Maćka pojechali na wybrzeże. Nie odstraszył ich ani zimny Bałtyk, ani ceny lokalnej gastronomii, ani nawet zagrożenie sanitarno-epidemiologiczne. Co więcej, pojechali do miejscowości znanej jako polityczna kuźnia. Tu powstawały partie polityczne, tu rodziły się majątki nowych gwiazd politycznych. I właśnie coś takiego stało się na ich oczach.
Otóż fortuna uśmiechnęła się do sympatycznego młodego człowieka, który właśnie założył partię RSHA - Reasekuracyjne Stowarzyszenie Honorowych Agentów. Młody człowiek poszedł do pewnego bistro i tam zagrał na automacie. Był to automat z metalowymi szczypcami i skrzynią pełną pluszaków. I młody polityk miał niesamowite szczęście. Zagrał i wygrał. Pięćset pięćdziesiąt cztery wygrane pod rząd. To się zdarza. Co prawda, niektórzy później kwestionowali wysokość wygranej, że niby tyle pluszaków w jednym automacie się nie zmieści. Ale młody polityk miał zaświadczenie. Podpisali je kierownik bistro i kucharka. Niestety, nie mogli dodać nic od siebie. Dzień później kucharka rzuciła pracę i zamustrowała na czeski statek "Masaryk", zeszła na ląd w Zimbabwe i najstarsze goryle nawet jej nie widziały. Tak przynajmniej twierdził młody polityk. Co do kierownika bistro sprawa była prostsza. Parę dni później śmiertelnie potrąciła go na budowie taczka.
Osiemnaście razy.
Wróćmy do dnia wygranej. Młody polityk został z furą pluszaków i szczęśliwie dla niego akurat przechodził dyrektor państwowej firmy. Dyrektor znał tatę młodego polityka ze wspólnych wycieczek po Europie Zachodniej w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Dyrektor zachwycił się tymi pluszakami, odkupił je za grube pieniądze i kazał nieść swoim tragarzom. Akurat z tragarzami przechodził. I tak oto młody polityk dzięki uśmiechowi fortuny został bogatym młodym politykiem.
- Niesamowite - powtarzał w uniesieniu tata Grubego Maćka i resztę urlopu spędził na automatach, jak i połowa ludności miasta, które dowiedziało się o młodym polityku.
- On mógł, to ty też! - dopingowała go żona.
Ale nikt jakoś nie mógł. Widocznie do młodego polityka szczęście uśmiechnęło się tak bardzo, że dla innych już go nie starczyło.
- Samo szczęście nie wystarczy, trzeba mu pomóc - stwierdził Gruby Maciek, który w tym roku znowu pojechał na kolonie. Zeszłoroczny, pierwszy pobyt bardzo dużo go nauczył o życiu. W tym roku więc przygotował się bardzo starannie. Obejrzał wiele filmów o sztuce walki a nawet zakochał się pierwszą, szczenięcą miłości w Cynthii Rothrock.
Po przyjeździe na kolonie Gruby Maciek od razu wyczuł gdzie czai się największe niebezpieczeństwo. Przyjęło ono postać drobnego blondynka o niewinnej buzi. W rzeczywistości blondynek dopadał gdzieś samotne ofiary, bił, kopał, wymuszał pieniądze i robił kompromitujące fotografie telefonem. Wyjście mogło być tylko jedno.
Gruby Maciek zebrał potajemnie wszystkie ofiary blondynka i dopadli go pewnego wieczora. Rozwalili mu telefon i spuścili taki łomot, że blondynek uciekł do lasu i długo nie wracał. Wreszcie zameldowali o tym wychowawcom, starannie przemilczając przyczynę ucieczki blondynka.
Kierownik zarządził poszukiwania. Biegali nocą po lesie z latarkami przez kilka godzin, aż kierownik zadzwonił, że znalazł blondynka i przenocuje go w swoim domku.
Nazajutrz, podczas śniadania, blondynek siedział obok kierownika. Ale jakoś tak krzywo, jakby go coś bolało. I blady był i oczy miał podkrążone.
- Nic ci nie jest? - zapytał Gruby Maciek, który miał wyrzuty sumienia.
Blondynek nic nie odpowiedział, tylko wybuchnął rozdzierającym płaczem.
- Roztrzęsiony jest - powiedział uspokajająco kierownik kolonii. - Najlepiej będzie jeśli nadal będzie spał u mnie. Dzieci teraz są takie okrutne. Mogą mu dokuczać.
Blondynek zaczął płakać jeszcze głośniej a Gruby Maciek odetchnął z ulgą. Reszta kolonii zapowiadała się spokojnie i beztrosko.

Brak głosów

Komentarze

Trzeba mieć bingo!
A kto nie ma bingo niechaj w domu siedzi i fortuny nie irytuje!
pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#27727