Zaszumienie i odszumianie

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj


Co do tego, że Putin nie jest idiotą, muszę się z zacnym A. Ściosem zgodzić, tym niemniej założenie, iż premier Rosji jest wszechmocny i wszechmogący, uważam za nieuzasadnione. Dodałbym też, że w analizowaniu sytuacji związanej z zamachem smoleńskim nie należy koncentrować się wyłącznie na działaniach służb naszego wschodniego sąsiada, ale uwzględniać także rolę strony polskiej. Jest to w jakimś sensie klucz do całej zagadki, ponieważ w zależności od tego, na ile katastrofa z 10 kwietnia była przygotowywana z jakimiś ludźmi z naszego kraju (być może nie była przygotowywana z nikim, lecz to wydaje mi się mało prawdopodobne, zważywszy na autentyczną nienawiść żywioną przez środowiska posowieckie u nas do niektórych osób na pokładzie samolotu z Prezydentem na czele), na tyle istnieje szansa, że ludzie nie związani z tymi przygotowaniami, uchylą jakiś rąbek zbrodniczej tajemnicy czyli zaczną odkrywać prawdę. Idąc tropem myśli Ściosa, który uważa, że cała „akcja” musiała być skrupulatnie przygotowywana – zarówno pod względem logistycznym, jak i dezinformacyjnym – to w te przygotowania musieli być włączeni jacyś ludzie w Polsce. Nie muszę dodawać, że byliby to zdrajcy kraju zasługujący na najwyższy wymiar kary. Ale przecież nie możemy założyć, że większość osób sprawujących poważne stanowiska państwowe (z wojskowymi włącznie) pracuje dla Moskwy. Neopeerel jest wprawdzie udoskonaloną mutacją peerelu, lecz nie jest strukturą całkowicie zależną od Rosji. Gdyby był, żadne zamachy nie byłyby potrzebne – ekipę słabiej słuchającą się Kremla wymieniałoby się na posłuszniejszą i tyle, tak jak za komunizmu.

To z kolei pozwala sądzić, że znajdą się śmiałkowie, którzy badając sprawę zamachu nie będą się oglądać na względy „Pojednania”, ani nawet na sympatie polityczne, gdyż znalezienie winnych zamachu (i po stronie rosyjskiej, i po stronie polskiej) jest ściśle związane z polską racją stanu. Oczywiście nie będzie to badanie łatwe - już (choćby po skali dezinformacji oraz prokremlowskiego serwilizmu) widzimy, że nie jest - nie jest to jednak sytuacja beznadziejna, zwłaszcza że w dochodzenie swoich praw włączyły się rodziny poszkodowanych, a szokujące wiadomości o ewidentnych zaniedbaniach w związku z zabezpieczaniem miejsca katastrofy przebijają się do opinii publicznej, która uporczywie zapewniana jest przez ciemniaków, że wszystko przebiega doskonale, a strona rosyjska postępuje profesjonalnie.

Patrząc z perspektywy czasu, można powiedzieć, że nadzorowane przez Putina śledztwo przeszło już kilka różnych faz. W pierwszej, gdy winą obarczano szarżujących po głupiemu pilotów i/lub szalonego Prezydenta (ewentualnie któregoś z generałów) niemalże na dniach miały zostać ujawnione zapisy z czarnych skrzynek („bez treści intymnych”, jak pamiętamy) – można było więc odnieść wrażenie, że Moskwa całkowicie panuje nad materiałem dowodowym i „wyjaśni sprawę” szybko. W drugiej winą obarczano oprzyrządowanie samolotu „niekompatybilne” z rosyjską technologią i smoleńskimi realiami, zaś zawartość czarnych skrzynek okazała się nagle ciężka do odszumienia i zrekonstruowania. W trzeciej z jeszcze większym naciskiem powrócono do wersji nr 1 (eksplorując „incydent gruziński” Prezydenta), tym razem dopuszczając do przeróżnych przecieków związanych z tym, co się miało dziać w kabinie pilotów („piąty głos”) - mimo że całej zawartości czarnych skrzynek wciąż nie można było upublicznić.

Jednocześnie przez cały ten czas ze śmiertelną powagą (eksperci) lub ślepą furią (agenci), wykluczano sprawstwo Rosjan. Wprawdzie przyznawano półgębkiem, że lotnisko w takich a nie innych warunkach pogodowych należało zamknąć, ale podkreślano zarazem, iż załoga prezydenckiego samolotu była wyraźnie przestrzegana przed lądowaniem itd. Wprawdzie uznawano, że technicznie smoleńskie lotnisko było kiepsko przygotowane, stwierdzano jednak, że i tak to nie miało dla lądowania żadnego znaczenia. Gdy zaś okazało się, że aparatura pokładowa działała prawidłowo, to głoszono (tzw. rosyjscy eksperci), że i tak piloci „lądowali na oko”, szukając ziemi wzrokiem (http://www.fakt.pl/Rosjanie-Pilot-ladowal-na-oko,artykuly,71076,1.html). Brakowało tylko twierdzenia, że na pokładzie po prostu od wylotu z Polski trwała balanga i nie było trzeźwej osoby, która mogłaby posadzić tupolewa.

Udział polskiej strony w tym całym (i nieprzypadkowym) bałaganie związanym ze śledztwem jest widoczny od pierwszych godzin od chwili katastrofy. Brak zabezpieczenia miejsca zdarzenia, pozwolenie Rosjanom na zabranie telefonów etc. oraz na przewodzenie ustalaniu przyczyn tego, co się stało – nie mówiąc już o karygodnych zaniedbaniach typu: dwóch borowców na lotnisku czekających na wylądowanie prezydenckiego samolotu. Nie jest w tej chwili ważne, czy mamy do czynienia z działaniami sponsorowanymi przez Moskwę, działaniami ze strachu przed nią, czy też działaniami spontanicznymi ze zwykłej ludzkiej głupoty ciemniaków, którą w przeciągu paru lat ich rządów poznaliśmy aż nadto. Ważne bowiem, że od pierwszych godzin mieliśmy do czynienia z błyskawicznym przejmowaniem władzy przez namiestnika Komorowskiego i wykorzystywaniem sytuacji chaosu państwa, do działań bezpieczniackich w starym, sowieckim stylu. O ile więc w relacjach z Rosją polskie władze zajęły pozycję petenta, o tyle w kraju zaczęły zachowywać się jak hegemon, czego najdobitniejszym wyrazem były nie tylko interwencje bezpieczniackie „w poszukiwaniu DNA”, ale i naprędce przeprowadzane zmiany dotyczące IPN-u.

Przedziwnie zachowują się czołowe postaci związane z polską reprezentacją śledztwa, takie jak E. Klich (twierdzący teraz, że już wie wszystko o przyczynach katastrofy, lecz nie może tego wyjawić), płk. Z. Rzepa (który jako jedyny miał odsłuchać całości zawartości czarnych skrzynek, ale rzecz jasna, niczego nie może na ten temat powiedzieć), bo o ekspertach ABW niezdolnych do zdekodowania zawartości słynnego filmiku z miejsca katastrofy nie wspomnę. Po miesiącu wiemy wszak oficjalnie o wiele mniej niż na początku, co musi wywoływać rosnące zniecierpliwienie obywateli oraz coraz głębsze przekonanie o mataczeniach związanych z dochodzeniem przyczyn. Wcześniej czy później jednak ten balon dezinformacji musi pęknąć, ponieważ sam fakt, iż nieustannie zmieniają się oficjalne (!) wersje przebiegu zdarzeń i że wychodzą coraz to nowe dowody skandalicznego niedbalstwa Rosjan (jak też strony polskiej), skłonić musi kogoś do ujawnienia czegoś, co tak pieczołowicie jest skrywane.

Wróćmy jeszcze jednak do intrygujących rozważań Ściosa. Twierdzi on, że akcja musiała być zaplanowana włącznie z całą skomplikowaną, wieloetapową operacją osłonową w mediach. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości, a całe to propagandowe rozgrywanie nie tylko rozmaitych dez (zwanych oficjalnymi wersjami zdarzeń), ale i „przekazania dokumentów” związanych z „pierwszym Katyniem”, cyrku z defiladą na Placu Czerwonym plus kompletnie zaprzańska akcja ze składaniem hołdów czerwonoarmistom – to potwierdzają. Czy jednak sama wojna psychologiczna wystarczy do uniknięcia sytuacji, w której ktoś zaczyna odkrywać prawdę, gdy ktoś dociera do dowodów zbrodni lub natknie się na przykłady zacierania tychże dowodów? Wiemy, że znajdowane są wciąż rozmaite szczątki na miejscu katastrofy – powinny one zostać poddane drobiazgowej analizie patomorfologicznej zmierzającej do wykrycia przyczyn śmierci osób na pokładzie prezydenckiego samolotu. Cenne wskazówki do takiej analizy podsuwał wczoraj Stary Wiarus (http://wtemaciemaci.salon24.pl/178536,dymiacy-nagan), zwracając uwagę na 1) różnice temperatur w jakich może spłonąć ludzkie ciało w wyniku „zwykłej” katastrofy i w wyniku wybuchu jakiegoś ładunku zamontowanego w samolocie – lub na 2) kwestię obecności rozmaitych związków chemicznych w ciele ofiar. Wykrycie tego, że przyczyny śmierci mogą być odmienne od tych podawanych przez stronę rosyjską może uruchomić nowy zupełnie etap śledztwa z procesami ekshumacji zwłok włącznie.

http://cogito.salon24.pl/178816,czy-putin-jest-idiota
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20100507&id=po23.txt
http://fakty.interia.pl/prasa/news/krzyki-przerazenia-i-bolu-pasazerow,1466572,16
http://www.rmf.fm/blogi/bogdan-zalewski/zapytalem-prosto-z-mostu-czy-to-mogl-byc-zamach,9101 (słynna rozmowa telefoniczna B. Zalewskiego z płk. Z. Rzepą)

Brak głosów

Komentarze

Korsak

Łącznie z zaproszeniem śp Lecha Kaczyńskiego na obchody do Moskwy.Mogli zapraszać jeśli wiedzieli,że nigdy nie przyjedzie,a zamiast niego przybędzie Zimny Bronek,do którego nawiasem mówiąc towarzystwo Spawacza w samolocie zdecydowanie bardziej pasuje.
A tak na marginesie,co do Pierwszego Psychiatry III RP Klicha.Przerzucam ci ja kanały w tv 3 maja,a tu Klich na Jasnej Górze przed obrazem Matki Bożej.W pierwszym odruchu zmieniam kanał,zwidy,efekt przemęczenia,nerwy i już umysł płata figle...Ale po chwili wracam na ten sam kanał,a niech mnie, on nie tylko dalej tam jest,ale w pierwszym rzędzie odmawia zdrowaśkę!
pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

Korsak

#58184