Wildstein, podejdź no do płota

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Blog

Aktorzy, którzy swoje najlepsze lata mieli w peerelu, jak zauważyłem, mają wyjątkowe trudności z aklimatyzacją w III RP głównie z tego powodu, że wbrew historycznemu porozumieniu, które miało się zakończyć wesołym oberkiem, co jakiś czas wrogowie transformacji mącą sielankowy obraz rozwijającego się kraju jakimiś zatęchłymi teczkami czy listami proskrypcyjnymi.

O kim mowa? Zacznijmy od charakterystyki samego zainteresowanego:

"Mylenie aktora z rolą jest wyjątkowo brzydkie. Ja do cholery przecież lewicowcem nie jestem, nie byłem w PZPR, a często grałem komunistów. Grałem często chłopów, a nikt z mojej rodziny nie pochodzi ze wsi. Grałem homoseksualistów, a w życiu nie spałem z mężczyzną. Grałem kierowców, a nie mam prawa jazdy. Grałem milicjantów i wojskowych, a nie byłem ani w milicji, ani w wojsku."

Tak prezentuje się J. Jurewicz, który po trzykroć znalazł się na liście Wildsteina, ale jakby tego było mało, to został przez tegoż piekielnego Wildsteina (za czasów jego prezesury w TVP) na półkę odstawiony wraz z serialem, w którym zagrał jedną z ról. Jurewicz tak opisuje sytuację:

"– Reżyser napisał scenariusz w okresie szaleństwa ,,Big Brothera''. W konstrukcji scenariusza jest to, że dom starości to Big Brother, a zarazem metafora domu wariatów, czyli Polski. Ze względów produkcyjnych przesunięto realizację na 2005 rok. Powiedziałem reżyserowi: ,,Wypychaj film szybko, bo idzie czarne''. Nie zdążył jednak, choć były umowy na kolejne scenariusze, przyszła IV RP i film poszedł na półki, choć wielu ludzi przez rok z niego żyło. (...) Drugi przykład, to serial ,,Mrok'', w którym gra m.in. Bronisław Cieślak. Bronisław Cieślak, czyli porucznik Borewicz z ,,07 zgłoś się'', dla Wildsteina straszny komuch. To był główny powód."

Czarne nadeszło i faktycznie, zamknęło wielu ludziom usta, więc nic dziwnego, że i zamknęło przy okazji tym, co kiedyś grali komunistów, milicjantów itd. (choć wcale się z nimi nie utożsamiali, pomijając może Cieślaka, który jakimś dziwnym zrządzeniem losu zasiadał wśród czerwonych w ławach sejmowych). Zresztą, z tym Wildsteinem to w ogóle sprawa tak śmierdząca, że wołająca o pomstę do nieba:

"Wildstein mówi, że TW krzywdzili niewinnych ludzi. A ilu skrzywdził Wildstein? Przecież to była hekatomba. Bardzo znani ludzie nie mieli problemu, szybko sprostowali, ale co mieliśmy powiedzieć my, szaraczki, palcem pokazywani przez znajomych, sąsiadów. Co mogliśmy zrobić?"

Co mogli zrobić? No? Nuuu, podumali i jednak sytuacja nie okazała się aż tak beznadziejna, jak się zrazu wydała:

"Pójść na wybory jesienią 2007. Frekwencja pokazuje, że ludzie mieli dość kaczydołu i udowadniania, że nie jesteś mordercą i gwałcicielem, i nie ukradłeś, lecz tobie ukradziono. Ludzie na nich głosowali wcześniej, nie dlatego, że chodziło im o śmierdzące teczki, lecz liczyli na poprawę stosunków pracy."

 

To wiele wyjaśnia. Teraz może łatwiej nam zrozumieć sukces wyborczy PO. Ale to w takim razie rzecz nie do powtórzenia będzie. Mam na myśli ten pełny, proletariacki spontan. No dobra, ale skoro Jurewicza tak pognębił piekielny Wildstein, to czemu go słynny aktor po prostu nie pozwał do sądu?

"Oczywiście ja tego człowieka nie zaskarżę, bo nie jestem mu w stanie udowodnić, jakie poniosłem straty, bo nie wiem, ilu producentów i reżyserów rzuciło okiem na tę listę i zrezygnowało. Żaden sąd na świecie nie zrekompensuje mi zysków domniemanych. Poza tym nie ma nic gorszego niż aktor, który się procesuje. Powie się o nim, że jest pieniacz i lepiej nie angażować takiego."

Jurewiczowi tak jednak Wildstein zalazł za skórę, że widzi w nim uosobienie całej piekielnej IV RP:

"Moim zdaniem IV RP skończyła się wtedy, gdy Wildstein został prezesem TVP. On podeptał święte prawa jednostki. (...) W telewizji publicznej za jego prezesury mówiło się, że i prognozę pogody trzeba ustalać z prezesem. Tam nie było takiego zamordyzmu od stanu wojennego. To, co robił prezes Kwiatkowski, to była pieszczota. Wiem, że Wildstein zrobił to mimo woli, bo co go obchodzi jakiś tam Jurewicz, ale na tym właśnie polega ta sprawa. (...) Bo co ja dziś widzę. Że taki Wildstein, który w latach 80. siedział sobie bezpiecznie w Paryżu, wraca po 1989 roku do nowej Polski i zwalcza ludzi, którzy dla wolnej Polski coś robili tutaj, którzy oddali swoje kariery."

Najgorsze w tym wszystkim jednak jest to, że Wildstein z piekła rodem dalej rządzi w TVP, robiąc swoje piekielne programy o zawartości teczek i to ze szczególnym, piekielnym uwzględnieniem rozmaitych artystów:

"Żeby taki Wildstein mógł dziś pajacować przed kamerą, taki Kuroń czy Milczanowski musieli swoje odsiedzieć. Kuroń potrafił przebaczać, a taki Wildstein jest wielce nieprzejednany? Znaj propocjum, mocium panie. (...) Maćka Damięckiego Wildstein potraktował ostatnio bardzo nie fair, pokazując go w tym swoim programie najpierw w roli księdza, a potem w roli młodego hitlerowca w ,,Stawce większej niż życie''. Zwłaszcza, że ,,Stawka'' powstała w latach 60., a Maciek wpadł jak śliwka w kompot z tą SB w latach 70. Jest to manipulacja. (...) Maciek może i był konfidentem, ale to nie było przestępstwem. Można z nim wódki nie pić, jak kto woli, ale nie wolno go administracyjnie karać. A poza wszystkim, co on mógł napisać? Że Olbrychski ma się ku córce Łapickiego? A co do Ronikiera, to trzeba mieć obsesję, żeby robić cały program po to, by zgnoić człowieka."

Sprawy nie wyglądają więc wcale różowo, ponieważ IPN okazuje się gorszy od SB.

"Wtedy była SB, a teraz są teczki. Oni je dostali jak małpa granat. Co to znaczy przecieki z IPN? Jak nocnik jest dziurawy, to się go wyrzuca. Dlaczego po pierwszych przeciekach są następne? Teraz wyrzucili profesora Wolszczana i jak jednak w przyszłości dostanie Nobla, to jako Amerykanin. Jak można tak postąpić z taką perłą nauki? Gdzie my żyjemy? W PRL za coś tam mogli najwyżej nie dać paszportu, ale nie trzeba było biegać do IPN i udowadniać niewinności." 

Aż się chce powiedzieć z rosyjska: Wildstein, nuu paagaadii!

http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2008110413

Brak głosów