W szponach rusofobii

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Świat

Już jesteśmy chorzy na Rosję, wynika z tekstu P. Skwiecińskiego w "Rz" zatytułowanego, a jakże, "Kompleks Rosji", gdy tymczasem mnie się wydawało, że to Rosjanie chorują na Polskę i to od wielu wielu lat.

Swoją drogą, ciekawem zjawiskiem stało się po podpisaniu przez nasze władze umowy z USA ws. tarczy antyrakietowej deliberowanie w polskich mediach nad polską rusofobią i niezrozumieniem nie tylko duszy rosyjskiej (o tym wiele elaboratów publikowano już w peerelu), lecz i polityki zagranicznej Moskwy. Osobiście nie jestem w stanie pojąć, jak bardzo trzeba być oddalonym od historii relacji polsko-rosyjskich, by po tych wszystkich doświadczeniach, jakie zgotowała nam Rosja, jeszcze dokonywać intelektualnej gimnastyki prowadzącej do "pogłębionego pojmowania" interesów Moskwy - i właściwie tego typu aberracje to nie byłaby moja sprawa, gdyby nie to, że osobnicy wygłaszający "krytyczne sądy" o "polskiej rusofobii" z reguły kwestionują poczytalność umysłową owych "rusofobów":

"Nie jest natomiast normalny związany z tą sytuacją stan polskich umysłów i emocji emanujący z medialnych komentarzy i publicystyki. Stan, który określić można jako chorobliwy. I będzie to najłagodniejsze z możliwych określeń", pisze Skwieciński i deklamuje zaraz takie hasła jak "hipokryzja", "wrogość", "poczucie wyższości o charakterze cywilizacyjnym, jeśli nie rasowym" (?). Co więcej, widzi analogię między działaniem Rosji w Gruzji, a akcją USA w Kuwejcie, stronniczość polskich mediów relacjonowaniu akcji antyterrorystycznej w Biesłanie (?) i relacjonowaniu rozwiązywania przez Rosję kwestii Katynia. Rozstrzał tematów jest więc od Sasa do lasa, ale najwyraźniej autor był tak rogorączkowany, że musiał się w swoich wywodach podpierać, czym popadnie i kojarzył sobie, co sobie tam chciał. Można i tak.

Ja bym zaczął raczej od tego, że gdybym miał sąsiada, który najpierw splądrował dwukrotnie mój dom, a następnie jeszcze osiadł w nim, jak na swoich włościach i gospodarzył sobie przez kilkadziesiąt lat dopóki, nieco ociągając się, nie wyprowadził się do siebie - to byłbym więcej niż wstrzemięźliwy w wyrażaniu dobrosąsiedzkich gestów i chyba taka postawa byłaby nie tylko uzasadniona, ale i naturalna. Jeślibyśmy żywili sympatię lub wyrozumiale tolerowali takiego sąsiada, narażalibyśmy się na powtórkę z historii, nie mówiąc już o całkowitej pogardzie sąsiada dla naszego ewidentnego tchórzostwa. Niby są to rzeczy podstawowe, ale najwyraźniej takim publicystom jak Skwieciński repetytorium z elementarza stosunków sąsiedzkich by się bardzo przydało (choć nie wiem, czy by pomogło, jeśłi ktoś bowiem "rozumie" działania Moskwy, to znaczy, że ten elementarz ma napisany cyrylicą).

Analogia z odbijaniem Kuwejtu z rąk Iraku przez USA jest tak chybiona, że nawet nie mam zamiaru z takim zabiegiem retorycznym dyskutować. O wiele bardziej intrygujące wydaje się to twierdzenie o naszym poczuciu wyższości. Wyglądałoby wszak na to, że kultura bolszewicka, sowiecka i posowiecka w niczym nie ustępuje polskiej i wciąż mamy się czego uczyć od braci Moskali. Wydaje mi się jednak, że już polskie dwudziestolecie międzywojenne wydało o wiele więcej wartościowych rzeczy w dziedzinie nauki, literatury czy sztuki aniżeli podobny okres w dziejach Rosji. No może w dziedzinie malarstwa Rosjanie mieli naprawdę znakomitych twórców, ale i oni "ostali się dla świata" o tyle, o ile przebywali w Paryżu, Berlinie czy Monachium, a nie utonęli w bolszewii. 

Oczywiście, zestawianie kultur pod takimi względami, która jest "lepsza" itd. mija się zwykle z celem, w każdej wszak (więc i w rosyjskiej) trafiają się dzieła wartościowe, no ale przecież idiotyzmem jest uważanie, że tworzona w warunkach totalnej opresji kultura bolszewicka i sowiecka może w jakimkolwiek aspekcie być zestawiana z kulturą tworzoną przez wolnych ludzi w wolnym kraju. Co więcej, czy są jakieś arcydzieła bolszewickiej czy sowieckiej literatury, które warto byłoby zachować dla potomnych w celu innym niż dokumentowanie deformacji człowieczeństwa i karykaturyzacji kultury? No, może powieść "Nagi rok" Borysa Pilniaka, ale nie wiem, czy to dzieło stricte sowieckie. Inne rzeczy wartościowe, tworzone przez Achmatową, Mandelsztama, Sołżenicyna, Brodskiego, Jerofiejewa itd. powstawały wbrew sowietyzmowi i na obrzeżach rosyjskiej kultury, przecież. Co ciekawsze, nawet piewcom komunizmu, jak choćby B. Jasieńskiemu, sowieciarze gotowali najgorszy z możliwych los.

Piszę to po to, by dowieść, że Polacy mają faktycznie całkiem racjonalne powody, by uważać, że w historii (nie tylko XX w.) przypadł im nieco bardziej chwalebny los niż Rosjanom. Nie jest to poczucie wyższości, lecz raczej poczucie satysfakcji, że aż tak na psy jak Rosjanie (czy Niemcy) nie zeszliśmy w obchodzeniu się z innymi narodami. Jest to może smutna prawda dla naszych sąsiadów, ale nam pozwala spać w miarę spokojnie, choćby z tego względu, że ludobójstwa nikomu nie zafundowaliśmy. Natomiast, czy mamy prawo obawiać się tych, którzy nam zgotowali masowe mordy i łupili nas dokumentnie? Sądzę, że tak, choć oczywiście odróżniam przeciętnego Rosjanina od bezpieczniaka zasiadającego na Kremlu i uważającego, że jedną z największych tragedii XX w. był rozpad ZSSR.

Co do tej nieszczęsnej kulturowej wyższości, to należy też Skwiecińskiemu przypomnieć, że to w powojennej Polsce od samego początku narastał (zrazu zbrojny, potem już tylko pokojowy) sprzeciw wobec sowietyzmu, podczas gdy w ZSSR jakakolwiek opozycyjna działalność miała charakter więcej niż marginalny, o czym obszernie wspomina w swojej książce "...i powraca wiatr" W. Bukowski. Czy takie mocowanie się z sowietyzmem daje poczucie moralnej satysfakcji? Pewnie, że tak, choć Skwieciński nie musi tej satysfakcji podzielać.

I jeszcze sprawa rosyjskiej walki z terroryzmem. Tu chyba Skwiecińskiemu przydałaby się uważna lektura książek Kowalijowa, Politkowskiej i Litwinienki, zanim zacznie się ponownie użalać nad tym, że polskie media w niewłaściwy sposób relacjonowały "odbijanie zakładników" w Biesłanie. Istnieją bowiem mocne dowody na to, że terroryzm, z którym od czasów rozpoczęcia drogi do prezydentury przez Putina "walczą" władze rosyjskie jest generowany przez posowiecką Bezpiekę. Zaś archiwa dotyczące Katynia, o których wspomina autor, Rosja "otwiera" już od wielu lat i jakoś otworzyć nie może.

Historia współczesna pokazuje, że to Rosjanie mają kompleks Polaków, a zwłaszcza polskiej wolności i dumy narodowej. Władze bolszewickie, sowieckie i posowieckie nie mogły pojąć, że kraj taki "mały jak Polsza", ma jakieś poczucie wyjątkowości i nie chce się podporządkować Moskwie (pomijam agenturę w naszym kraju, oczywiście, podporządkowującej się w podskokach). Dziś, gdy świętem narodowym w Rosji jest rocznica wygnania Polaków z Kremla w 1612 r., gdy wojskowi posowieccy grożą nam co chwilę swoimi rakietami, gdy władze rosyjskie co rusz nas strofują za prowadzenie proamerykańskiej polityki i "generowanie napięcia międzynaorodowego", przesłanek do twierdzenia, że Rosja ma kompleks Polski jest o wiele więcej. 

 


http://www.rp.pl/artykul/2,190043_Kompleks_Rosji__.html 

Brak głosów