Transport baranów na Jamajkę

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj


Gdzie się podziali obrońcy Wałęsy? Gdzie na są wszyscy ci, co jeszcze niedawno kładliby się na drodze, gdyby jechały jakieś zagony gówniarzy z IPN-u z dokumentami na TW Bolka? Gdzie są ci, co chcieli Zyzaka topić w łyżce wody? Gdzie ci złotousty, co zapewniali nas o tym, że Wałęsa jest ikoną, symbolem międzynarodowym, a nawet „najlepszą marką” Polski? Otóż dzisiaj ciężko ich znaleźć, choć do niedawna tak pełno ich było. Szczególnie głośni i rzucający się w oczy byli ci z Ministerstwa Prawdy, co już nie pamiętali, jak sami szydzili z Wałęsy, gdy startował w wyborach prezydenckich, a potem gdy był prezydentem. Kiedy ktoś im wypominał owe szyderstwa i straszenie dyktaturą (było to w czasach, gdy Wałęsa straszył „siekierką” i gonieniem polityków „w skarpetkach”), to dawni wrogowie Wałęsy zapewniali, że już tak nie myślą i że sam Wałęsa się zmienił. Peokraci z kolei tak długo nosili byłego przywódcę Solidarności w lektyce po wszelkich salonach, że byli pewni, iż nie tylko Wałęsę „mają”, ale i że odtąd całą symbolikę Solidarności, Sierpnia i sprzeciwu wobec komunizmu będą sobie mogli przywłaszczyć, przeciwstawiając ją zarazem tępakom z PiS-u, którzy przecież nic wspólnego z ruchem solidarnościowym nie mają.

Rozmaici komentatorzy mainstreamu ukuli jednocześnie figurę retoryczną typu „dwie Polski”, co jeszcze raz pokazało, jak rządzi się umysłami Polaków za pomocą nieustannego generowania konfliktów. Figura ta jednak była i jest fałszywa, gdyż zamysłem peokratów było stworzenie „dwóch Solidarności” - jednej, prawdziwej, wałęsowskiej, mazowieckiej i tuskowej - słowem tej która doprowadziła do wiekopomnych „okrągłostołowych”zmian i która po europejsku modernizuje kraj - oraz drugiej, fałszywej, jazgotliwej, palącej opony, niezdolnej do kompromisu, nierozumiejącej kapitalizmu, dzikiej, mściwej, podważającej „historyczny kompromis”, populistycznej, zadymiarskiej, antyeuropejskiej. Takiej subtelnej mitologicznej, socjotechnicznej konstrukcji natychmiast przyklasnęła komuna, która zawsze kroczy w awangardzie postępu, tak więc „bronić Wałęsy” i „święcie oburzać się na inspirowany przez PiS IPN oraz „zadymiarzy”” zaczęła wszelka czerwona flora i fauna.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie grom z jasnego nieba, czyli włączenie się Wałęsy w promowanie Libertasu. To, co przetoczyło się przez te zastępy ludowego frontu „broniącego naszej najlepszej polskiej marki” nie było pomrukiem niezadowolenia, ale wprost atakiem epilepsji. Jak pamiętamy, J. Żakowski, który zawsze wyczuwa i wskazuje, kto się ideowo oddala od salonowego peletonu, od razu umieścił Wałęsę na Kremlu, choć dalibóg cała polska Partia Zagranicy od 1989 r. prowadzi jedną prorosyjską politykę i zawsze się dąsa, gdy „drażni się Rosję”. Jest więc, na marginesie mówiąc, jakiś zamęt w politbiurze, no bo z jednej strony zachwala się tych wszystkich polityków, co „ocieplają relacje z Moskwą”, a z drugiej straszy się „Kremlem”. Z jednej strony mówi się w Ministerstwie Prawdy, że stan wojenny był „mniejszym złem”, bo mogła „wkroczyć Rosja”, z drugiej zaś z uporem i naciskiem powtarza się, że z Rosją ułożyć sobie jak najlepsze stosunki i potępia się jakiekolwiek „akcenty antyrosyjskie” w debacie publicznej i w polskiej polityce.

Kiedy jednak atak padaczki minął, kiedy już ochłonęli stronnicy Wałęsy, stwierdziwszy, że jego poparcie dla Libertasu było czymś w rodzaju „głupiego wybryku” i to w dodatku „za pieniądze”, kiedy więc wszystko skończyło się kiwaniem z politowaniem głowami na zasadzie „nasz Wałek nieco sobie pofolgował, ale mu przeszło”, zaczęły się „przygotowania do obchodów” tego czegoś, co się wydarzyło 4 czerwca '89 i zarazem zaczęły się schody. Po pierwsze bowiem pojawił się problem związany z ustaleniem tego, co tak naprawdę zaszło owego dnia. No więc wyczuleni jak diabli na powiewy wichrów dziejów, dziennikarze Polskiego Radia, poszli od razu tak daleko, że stwierdzili, iż to data pierwszych wolnych wyborów. Inni znawcy historii uznali, że to data obalenia komunizmu, choć trudno byłoby wskazać, co za tym obaleniem wtedy przemawiało, skoro i partie komunistyczne istniały w najlepsze, i rządy, i Układ Warszawski, i RWPG, i armia okupacyjna, i cały blok sowiecki. No ale mniejsza z tym. Słyszałem też wersję z 20 rocznicą powstania III RP, ale to również jakoś tak niespecjalnie przekonująco brzmi, skoro wtedy jeszcze w najlepsze istniała „Polska Rzeczpospolita Ludowa” (nazwę „cofnięto” dopiero pod koniec grudnia '89). Najlepsza z wersji to 20 rocznica odzyskania wolności. Też ładnie, choć ciężko byłoby może doprecyzować, o jaką wolność chodzi („kontraktowe” wybory, dalsze funkcjonowanie polityczne komunistów, istnienie cenzury do kwietnia 1990 r. itp.). Może o wolność gospodarczą? No ale na niej głównie skorzystali czerwoni w ramach uwłaszczania nomenklatury. Hm. Za dużo jednak tych wątpliwości, bo skoro ustalono, że jest CO świętować, to świętować należy, nawet jeśli kryzys zagląda nam dziś w oczy. Zresztą, może szczególnie w kryzysie warto zastosować staropolską zasadę „zastaw się, a postaw się”, co nasi politycy znakomicie potrafią wcielać w życie, aczkolwiek wyłącznie za nasze pieniądze. Cóż, takich sobie wybraliśmy, więc też i daliśmy im przyzwolenie na zabawę tego typu.

Na tym oczywiście nie koniec, albowiem wraz z deliberacjami, co właściwie ma być świętowane, zaczęły się też straszliwe dysputy, gdzie ma być świętowane. Niby „z Gdańska wszystko wyszło”, powiadano, ale że w Gdańsku mieli się uaktywnić zadymiarze, to zaczęto kołować nad krajem węgla i stali, kołował, kołować, aż do prastarego Krakowa zawitano. Po chwili konsternacji, która wnet przeszła w wyrozumiałą zadumę, komentatorzy zaczęli zachwalać walory dawnej stolicy Polski, rynek krakowski, prawda, zamek na Wawelu, piękny, panie, a tam Wisła płynie po polskiej krainie, no ale taki jakoś te zachwyty bez większego przekonania wygłaszano, tak nieco a konto tego, co się jeszcze wydarzy. Z jednej strony rozumiano, że lepiej na Wawelu się obwarować przed zadymiarzami, z drugiej jednak wiedziano, że zadymiarze i pod zamkiem mogą gdzieś kopcić i dymy puszczać, na szczęście jednak bez zagrożenia dla bezpieczeństwa „zagranicznych gości”. Na domiar złego zaczęły się pojawiać głosy, że jednak against all odds Kraków jakoś tak słabo się kojarzy z „wolnymi wyborami”, „obaleniem komunizmu”, „odzyskaniem wolności” i „20-leciem III RP”. Zapewne budziło się nie tak dawne przecież wspomnienie ponurego Zyzaka vel Zygzaka, jak go dowcipnie przechrzczono, który nieuschniętą rękę na Wałęsę podniósł. Poza tym pamiętano, że w Krakowie gnieździła się nieraz rozmaita antykomunistyczna reakcja ze wstrętnymi „Arcanami” na czele, a prognozy dotyczące prowadzenia Ziobry nad Thun w wyborach do „europarlamentu” świadczyły iż lud krakowski nie wziął sobie do serca lekcji o dyktaturze klerofaszystów w latach 2005-2007.

Zaczęło się więc kombinowanie, jak ten Wawel z Gdańskiem pogodzić, bo i prezydent Kaczyński na Wybrzeże wyjazd zaplanował. Kiedy się pojawił piekielny sondaż, w którym Polacy w olbrzymiej większości krytykowali „wariant krakowski”, gabinet ciemniaków rozpoczął akrobatyczne występy z naczelnym człowiekiem-gumą, Tuskiem, który po chwili burzy mózgów (ach, jakież to musiało być potworne napięcie intelektualne po tym sondażu) uznał, że jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by do Gdańska się udać, choć jeszcze parę dni wcześniej, ustami Grasia i innych mędrców zapewniał, że w ogóle nie ma mowy o jakiejkolwiek zmianie miejsca „obchodów”. Podkreślano zresztą, iż pozapraszano już „tylu gości”, że nie można tego wszystkiego cofnąć. Czekano jednocześnie na „ruch Wałęsy”, po to, by były przywódca Solidarności swoją osobą i obecnością „potwierdził”, „czyje” obchody są ważniejsze. No i, ku uciesze peokratów, Wałęsa oświadczył, że będzie tam, gdzie premier. Jak już więc to zostało zaklepane, to nawet problemy logistyczno-organizacyjne (kto jest tak naprawdę organizatorem :), jak i to, że na obchodach nie będzie np. goszczącego wtedy w Europie, prezydenta USA, zeszły na plan dalszy. Dziennikarze z powagą jednak podkreślali, że będzie przecież K. Mynogue z koncertem i wielu polskich znakomitych artystów.

No i gdy się szykowano do celebry 20-lecia, nagle, jakby diabeł jakiś wyskoczył, Wałęsa oznajmił, że znowu na kongres Libertasu jedzie i to do Hiszpanii. W tej sytuacji ci wszyscy goście, co go nosili w lektyce, te tłumy młotków, co czapkowały byłemu przywódcy Solidarności w przekonaniu, że będzie „po ich stronie”, nagle znalazły się w takiej sytuacji, że obecność i osoba Wałęsy w trakcie „obchodów” może zarazem być promocją zgniłego, reakcyjnego eurosceptycyzmu, z którym przecież żaden światły salonowiec nigdy nie chciałby mieć nic wspólnego. Kto jak kto, ale akurat założyciel i szef Libertasu przedstawiany jest na eruosalonach jako wróg publiczny nr 1 z tego jednego powodu, że za pomocą antyunijnej propagandy powstrzymał ratyfikację „traktatu lizbońskiego”, czyli zamącił umysły boguduchawinnych Irlandczyków, którym teraz eurokraci muszą na szybko znowu prać mózgi, by na jesieni zagłosowali już „po Bożemu”, znaczy „demokratycznie”, czyli „za” przerobioną w paru szczegółach „eurokonstytucją”, którą swego czasu po głupiemu odrzuciły inne europejskie narody. Jeśli więc Wałęsa stałby się... aż strach pomyśleć, ikoną Libertasu, to przecież całe to stado baranów, które otaczały byłego prezydenta, broniąc go przed „oszczercami”, „szydercami” i „gówniarzami”, będzie mogło już tylko pójść na rzeź po tych postrzyżynach, jakie temu stadu zrobił tenże Wałęsa. Jakże bowiem Tusk się będzie prezentował na tle ikony Libertasu? Jak to przyjmie Wielka Angela, która zagroziła, że ręki nie poda temu, kto sprzeciwi się „traktatowi lizbońskiemu”? Jak to przełknie marszałek polno-koronny Komorowski? I co na to powiedzą znowu na Jamajce?

http://www.dziennik.pl/polityka/article378396/Walesa_Jade_na_kolejny_kongres_Libertas.html

Brak głosów

Komentarze

Jak widać, baranki tuskowe ochoczo na rzeź nie pójdą jednak. Piękny chłoptaś Radzio, oświadczył dzisiaj, że biedny były prezydent wałęsowski robi to wszystko jeno dla pieniędzy. Pensja, którą otrzymuje jest tak niewielka, że musi sobie bidulek dorabiać, zupełnie nie istotne jest gdzie to dorabianie miało by się odbywać. To, że Wałęsa zapłacił podobno 400 tys. zł podatku dochodowego za ubiegły rok, to nie takie ważne. Trzeba coś z tym zrobić. Prezydent, chociaż były, musi zarabiać więcej, co by z głodu nie przyszło mu umrzeć ( zupełnie inne słowo nasunęło mi się). W takim razie może Radzio założy jakieś konto szybkiej pomocy dla ikonki i bedzie tam wpłacał część swoich dochodów. Albo niech sobie weźmie na tą ikonkę na utrzymanie, to będzie mógł może na jakiś odpis od podatku się załapać. Oj bieda, bieda z tym Wałęsą. I po co było go odkurzać. Jak Pisowszczycy rządzili był taki spokój.

Vote up!
0
Vote down!
0
#19838

I choć nie cierpię tej gnidy to jednak jestem zmuszony
pogratulować mu tego posunięcia.Brawo panie Bolek! Tylko
tak dalej.Biedny Tunio,pewnie od zgrzytania zębami już poleciało mu szkliwo.

Vote up!
0
Vote down!
0
#19876