Miecz obosieczny

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

Do salonowej tradycji należy pałowanie niektórych blogerów, więc już chyba wszyscy zdążyli się przyzwyczaić, zwłaszcza że akurat osoba niżej podpisanego stanowi wdzięczny obiekt do tego typu działań, coś tak jak manekin w sali gimnastycznej SB czy ZOMO. Zjawisko to jest wyjątkowo ciekawe, gdyż na hasło „pałuj” zbiegają się zaraz zewsząd persony większe i mniejsze plus, co oczywiste, sfora ratlerków, które w stadzie poszczekują najgłośniej, a którzy za jedyne swoje zadanie w blogosferze mają lżenie poszczególnych osób zwykle w postaci haseł o „pisobolszewikach” itp. W takich jednak akcjach, co ciekawsze biorą też udział osoby święte, jak np. prof. W. Sadurski, który zasłynąwszy prześwietnym, po dziś dzień podziwianym, postem na temat kataryny, również i tym razem był łaskaw dorzucić swoje trzy grosze, jakoby to „folklor” miał to do siebie, że się anonimowo skrywa i w mainstreamie pod imieniem i nazwiskiem nie publikuje na szczęście. Strach pomyśleć, co by było, gdyby folklor jednak w mainstreamie istniał, no ale takiej ewentualności dzielny profesor nie bierze pod uwagę, choć jak go kiedyś osobiście spotkam, co wcale nie jest wykluczone, skoro świat jest taki mały, to udzielę mu lekcji naprawdę znakomitych manier i będzie miał co wspominać na herbatkach ze swoimi fanami. No ale to dopiero mglista przyszłość. Co niesie nam dzisiejszy dzień?

Zatopiłem się w robocie i zajrzałem dla wytchnienia do s24, a tam huczy, jakby kto koksu do pieca za dużo nasypał. Oto zdawałoby się całkiem pokojowo nastawiony do świata red. T. Siemieński tak się oburzył na to, że śmiałem napisać po lekturze jego zabawnego posta parę uwag natury nieco ogólniejszej, nie kryjąc swego rozgoryczenia w związku z tym, jak się kpiarsko obszedł z najważniejszą do niedawna (dziś coraz więcej wskazuje na to, że możemy o tym wymarzonym sojuszu z USA zapomnieć) sprawą dla Polski, czyli bezpieczeństwem geopolitycznym, że nie poprzestał na kilku ostrych komentarzach pod moim postem, jeno wezwał wszelkie moce na ziemi, by dać mi moralny i intelektualny odpór, iż śmiałem skrytykować boguduchawinnego korespondenta i to, co najgorsze, nie znając jego poglądów. Chciałoby się rzec, że kto od miecza wojuje, ten od miecza ginie, ale przecież Siemieński dalej mieczem macha, tedy wypada się zastanowić, czy do boju stawać, czy zaserwować jakiś środek uspokajający. Komentarze zacnego Rolexa najwyraźniej nie podziałały, zaś dorzucanie drew do ognia przez lewaków, którzy znowu zwietrzyli okazję, by pluć na odległość (bo rzecz jasna na moim blogu z zabłoconymi gumiakami nie mogą się pokazywać) nieco psuje nastrój leniwego zdawać by się mogło, marcowego wieczoru. Tymczasem Rolex zwrócił uwagę na ważną rzecz – ego dziennikarza to jest dziś coś tak wyolbrzymionego, iż jakakolwiek forma krytyki wywołuje wprost histeryczną reakcję, a przecież zdawałoby się, że ludzie mediów to wyjątkowi twardziele, skoro mitygują co chwilę tych czy innych możnych tego świata, niejednokrotnie odsądzając ich od czci i wiary. No ale najwyraźniej, jeśli dziennikarz krytykuje, to folklor słucha. Sytuacja, w której folklor ośmiela się krytykować dziennikarza jest nie do przyjęcia.

Tedy ogłaszam wszem i wobec, że czasy dziennikarskiej wyższości nad folklorem odeszły w przeszłość. Kieruję tę uwagę nie tylko do red. Siemieńskiego, który niepotrzebnie wyrywa sobie włosy z głowy (nic tak naprawdę się nie stało, Szanowny Panie), ale i do wyczulonego na bezczelny głos folkloru, prof. Sadurskiego. Nie ma już ani pana, ani wójta, ani plebana w mediach, tedy na pouczenia osób przemawiających z tej czy innej ambony folklor reaguje najwyżej hołubcami i przytupem. Niczym więcej. Oczywiście na wymachiwanie pięścią, folklor także może pięść pokazać, tedy trzeba mieć na uwadze, po jakie gesty sięgamy, byśmy z dżentelmeńskich marynarek lada chwila nie powyskakiwali – zakładając, że jak dżentelmeni chcemy deliberować, boć możemy i niepodżentelmeńsku.

W swoim zamykającym dyskusję pod inkryminowanym postem komentarzu napisałem:

„niestety, zajęty wczoraj sprawami zawodowymi nie mogłem zajrzeć na blog, a tym samym odpowiedzieć na Pańskie komentarze, co, jak widzę, nie przeszkadzało Panu w podyskutowaniu i ze mną, i ze sobą. Jeśli Pan domaga się przeprosin, to doprawdy jest to postulat kuriozalny. Ja napisałem może parę kąśliwych rzeczy (większość jednak w tonie nieco żartobliwym i nawet nie bez sympatii, gdyż nieraz słucham z zaciekawieniem Pańskich relacji z Francji), nie było jednak w moim tekście nic obraźliwego w stosunku do Pana. To, że wyciągnąłem logiczne konsekwencje z Pańskiego poglądu (nie wiem, czy żartem wyrażonego, czy nie - teraz zaczynam wątpić w ową żartobliwość), to Pańska wyłącznie zasługa, gdyż pisanie w taki sposób o tak poważnej sprawie, jak bezpieczeństwo Polski - Pana samego naraża na tego rodzaju interpretacje. Jeśli Panu się to nie podoba, to nie moja rzecz - jako osoba publiczna powinien Pan brać odpowiedzialność za to, co Pan publicznie formułuje. Jeśli zaś chodzi o przeprosiny, to raczej Pan je powinien skierować do tych, którzy jednak trwałe związki militarno-polityczne z USA traktowali poważnie, a nie jak "egzotyczny sojusz" (bez względu na to, jak bardzo dziś administracja waszyngtońska odeszła od poprzedniej strategii geopolitycznej), gdyż polskie sprawy to nie jest rzecz, z którą można się obejść w taki sposób, jaki Pan był łaskaw zaprezentować.
Jeśli natomiast nie zamierza Pan tu zaglądać, to też już nie mój problem. Niech Pan dokona przynajmniej wglądu w to, co Pan wypisuje o Polsce.”

Można się zastanawiać, czy tekst, który napisał Siemieński był wyrazem jego poglądów, czy nie. Sam autor twierdzi, że nie, no więc po co go napisał? Jeśli zaś był, to albo narzucał jakąś interpretację, albo nie. Moim zdaniem pewną interpretację narzucał, zdaniem Siemieńskiego nie. Sprawę można było jednak potraktować zgoła odmiennie niż to zrobił autor, który naraz strasznie się oburzył, iż znalazł się w szeregu z jakimiś podłymi kreaturami, jak ruscy agenci czy ci, co się cieszą, że Polsce na arenie światowej niewiele się udaje i jest ona jako kraj coraz słabsza. Mimo że napisałem wyraźnie, że Siemieński:

„zaczyna, niestety, wpisywać się w tę tradycję”

paryski korespondent potraktował to jako sąd kategoryczny. Tymczasem taki nie jest. Brzmiało to raczej jako przestroga („zaczyna”, „niestety”), by nie stąpać po kruchym lodzie i właściwie wystarczyło odnieść się do tego komentarzem w postaci: „przesadza pan, bo chciałbym, by Polska związała się trwałym sojuszem z USA, ale same Stany Zjednoczone obrały teraz kurs wybitnie prorosyjski i zrobiła się tragifarsa”, co zresztą widać po działaniach i Obamy, i Clinton, która nastaje na NATO, by powróciło do współpracy z Rosją, jakby wojna z Gruzją czy gazowa blokada Ukrainy były jedynie nieznaczącymi epizodami. I byłoby po sprawie. Tymczasem Siemieński obrał strategię ostentacyjnego rozdzierania szat, jakoby jego zabawny post poddany został manipulacji, zaś mnie nie szczędził inwektyw, w których specjalizowali się ludzie od zwalczania „pisobolszewizmu” oraz „kretynów i kretynek w Sieci”. Nieźle. Pytanie tylko, po co?

Podpowiedzi udziela sam Siemieński, kierując swoje niekłamane oburzenie także ku adminom i redakcji s24. Wyłącznie z tego powodu, że folklor miał czelność skrytykować zabawny post? Ejże. To jeszcze nie koniec świata. Jeszcze niejedną krytyczną uwagę na swój temat i na tego, co Pan pisze, Pan zapewne usłyszy, choć już niekoniecznie ode mnie, gdyż byłem w stu procentach, szczerze przekonany, że Pan jest człowiekiem o wiele większego formatu. Naprawdę. Tak myślałem jednak do dziś i już dłużej nie będę.

http://zfrancjiofrancji.salon24.pl/390224.html

Brak głosów

Komentarze

ten szczek tych ratlerkow czerwonych to az tu dobiegał.
A Siemieński mało kłaków ma i jeszcze wyrywa to łysy bedzie.
Tak trzymaj FYMie - raz sierpem raz młotem te hołote czerwona.

pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0
#15222