Co gały widziały

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

„NDz” publikuje dziś ciekawy wywiad z doc. Siergiejem Amielinem, poprzedzając ten tekst klasyczną dziennikarską wpadką, bo fragmentem skonstruowanym tak, jakby to Amielin należał do bezpośrednich, naocznych świadków katastrofy smoleńskiej: „Strumień gorącego powietrza dosłownie zwalił mnie z nóg i odrzucił na bok. Usłyszałem uderzenie o brzozę, widziałem, jak drzewo się łamie. Pobiegłem na miejsce upadku, ale teren był już obstawiony”.

Taka wypowiedź przecież nie pada w wywiadzie – jest coś zupełnie innego: „Strumień powietrza zwalił go z nóg i odrzucił na bok. Mężczyzna usłyszał tylko uderzenie o drzewo i widział, jak brzoza się połamała. Kiedy już zdołał się podnieść, pobiegł w stronę miejsca, gdzie roztrzaskał się samolot. Myślał, że może pasażerowie będą potrzebować pomocy. Ale od jego działki do miejsca upadku samolotu jest dość daleko, bo ponad 500 m po prostej, a drogą jeszcze dalej. Dlatego znalazł się na miejscu jednocześnie ze strażakami, którzy go tam nie wpuścili” – a więc relacjonowanie doniesień kolejnego leśnego dziadka, który (tak jak dieduszka z filmiku Koli) coś tam widział, ale co, diabli jeno wiedzą.

Amielin, jak już wiadomo z wielu analiz blogerskich, swoich rekonstrukcji przebiegu katastrofy dokonuje od pierwszych dni po 10 kwietnia w taki sposób, by nie było żadnego dowodu zamachu czy celowego działania osób trzecich. W wywiadzie wprawdzie wzbrania się od obwiniania pilotów, ale mówi o „błędnym zadziałaniu automatyki” oraz o tragicznym zbiegu okoliczności. To jednak, co twierdzi Amielin od siebie, jest nieistotne, bo jak sam przyznaje, nie pojechał w dniu katastrofy na jej miejsce – ważne jest to, jaką nową opowieść wrzuca o leśnym dziadku i o samotnej brzozie, która, jak się dowiadujemy, rosła na „działce rolnej” i na „działce letniskowej” (może w Rosji to to samo).

„Opowiadał mi, że tego dnia była tak silna mgła, iż źle widział nawet wierzchołek brzozy.” Można tu powiedzieć: to chwalić Boga, że dziadek w ogóle wiedział, gdzie jest (to znaczy, że jest na działce, a nie np. jeszcze na bimbrowej imprezie u sąsiada). I dalej: „Nie dostrzegł też zbliżającego się samolotu, słyszał jedynie jego dźwięk.” Nie ma w tym nic dziwnego, skoro dziadek ledwie brzozę widział. No i co tam dalej z dziadkiem? „Powiedział, że samolot przeleciał bardzo nisko i że to działo się tak szybko, iż nie zdążył nawet zorientować się, o co chodzi.” Widać, że to był z tych leśnych dziadków, co się spieszą powoli. Także w myśleniu. Coś więc się stało i dziadek musiał zebrać myśli, jak buddyjski mnich kontemplujący rzeczywistość, by w ogóle ustalić, co (ЧТО?). A przecież działo się i to wiele: „Strumień powietrza...” (ten fragment już znamy).

Gdy dziadek zebrał myśli i otrzepał się, to ogarnął w końcu sytuację: „Ten człowiek powiedział mi też, że na jego działce znajdowały się niewielkie szczątki skrzydła, a ziemia była zalana jakimś płynem.” Niewielkie szczątki skrzydła czy jednak skrzydło, które widzieliśmy na zdjęciach? I co za płyn? „Myślę, że pochodził on z układu hydraulicznego. Przy uderzeniu w brzozę nie tylko odłamała się część skrzydła, być może został uszkodzony układ hydrauliczny. Dodatkowo sterowanie częściowo lub całkowicie odmówiło posłuszeństwa i maszyna w sposób niekontrolowany zaczęła się obracać wokół własnej osi ostatecznie upadając podwoziem do góry.” To już opowieść Amielina, bo dziadek nic o korkociągu nie mówił, bo i ledwie brzozę uwidział. Zresztą, jeśli Amielin faktycznie był na miejscu „uderzenia o brzozę” (mówi wszak, zauważmy, że korzystał ze zdjęć innych osób, a nie tylko sam fotografował), to mógł pobrać próbki gleby i poddać je w swoim instytucie biochemicznemu badaniu pod kątem zawartości płynu hydraulicznego lub innych substancji, np. takich do wytwarzania sztucznej mgły.

Z wywiadu wynika, że dopiero od 13 kwietnia można było swobodnie fotografować „trasę” przelotu tupolewa. „Wcześniej nie pozwalali tego robić”. (Podkreślam, „trasę”, nie zaś samo miejsce katastrofy, do którego – mimo przewiezienia części samolotu po dwóch dniach na plac – wedle relacji Amielina, nadal nie było dostępu). Trzy dni to kawał czasu – i na przygotowanie „dowodów”, i na znalezienie „świadków”. Tak to się zawodowo robi w Rosji.

(„Nasz Dziennik” (nr 175, 29 lipca 2010), „Czy śledczy wiedzą, co wyciekło z tupolewa?”)
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100729&typ=po&id=po01.txt

Brak głosów

Komentarze

Dziadek dotarł na miejsce katastrofy razem ze strażakami?

Zaraz, zaraz. Wydaje mi się, że straż pożarna pojechała na miejsce dopiero po co najmniej 15 minutach.

Ktoś już o tym pisał...

Vote up!
0
Vote down!
0

mirek603

#75684

Jedno jest pewne, Amielin czyta nasz portal i później cytowani jesteśmy na forach. Sam się zastanawiam jak podchodzić do jego pracy, niby bardzo dużo materiału zamieścił, tylko jak próbuję je potwierdzić z innymi źródłami, dostaję oczopląsu.

Vote up!
0
Vote down!
0
#75694

Też czytałem ten artykuł i też mnie rozdrażnił, bo są to jak dobrze napisałeś kolejne "klechdy leśnego dziadka"
RM

Vote up!
0
Vote down!
0
#75703

Istotne tu sa dwie informacje:
Podstawą analizy powinny być filmiki z yutubca, a nie wynurzenia manipulatorów.
I wazniejsze -zakaz fotografowania do 13 kwietnia, wskazujacy na chęć ukrycia nadajników naprowadzania,umieszczonych na platformach kołowych.
Znamy je z filmików.
Pozdrawiam myślących.

Vote up!
0
Vote down!
0
#75709