[10/11 VI 2009] seks, aborcja, brudne tematy spisane w pociągu TLK Gałczyński

Obrazek użytkownika Maciej Gnyszka

tytułem wyjaśnieniano i rzeczywiście – stało się! Przywalony obowiązkami zawodowo-prezawodowymi musiałem przerwać wytwórstwo własnych mądrości blogowych. O ile pamiętam, jest to wydarzenie bez precedensu – tym bardziej warto je odnotować! Ale, ale... statystyka wytwórczości wprawdzie nie trzyma poziomu Tomasza Terlikowskiego, który trzaska kilka przekładów rocznie, parę własnych książek i setki artykułów i felietonów, ale wciąż średnio na tym blogu w całej jego ponad półtorarocznej historii wytwarza się 2 posty dziennie!Nie ma zatem co płakać – ostatnio mieli okazję Czytelnicy powspominać czasy nawałnicy, jaka przetoczyła się przez gnyszkobloga w zeszłym roku, wcześniej sporo materiałów filmowych do obejrzenia... a teraz pora na interludium w postaci garści refleksyjek stanowiących kontynuację zawieszonych planów sprzed miesiąca i paru nowych – pisanych w drodze z Warszawy do Poznania i z Poznania do Wrocławia dzięki uprzejmości TLK Gałczyński.stop abortionostatni wpis skłonił do wypowiedzi dwóch dawno nie widzianych komentatorów. Ubu rex pyta po co wspominam sprawę „Agaty”, natomiast jaś skoczowski konstatuje, że podział w kwestii aborcji zależy od stosunku do katolicyzmu.Ubu rexowi odpowiadam zatem, że kombatantem rzeczywiście trochę się czuję – w tym sensie, że w sprawie miałem okazję wziąć aktywny udział, a same te wydarzenia były i są dla mnie znaczące w całym moim dotychczasowym życiu. Natomiast danych nt. sprzedaży Agaty. Anatomii manipulacji nie posiadam, więc nie mogę powiedzieć jak się sprzedaje. Podejrzewam, że nieźle – chociażby ze względu na jej świetną jakość! Jeśli konsultacja z prawnikiem wypadnie pozytywnie, zdradzę Wam jeszcze pewien szczegół na temat tej publikacji i reakcji na nią w środowisku związanym ze sprawą po stronie zwolenników mordowania dzieci.Przychodzi zatem kolej na odpowiedź jasiowi skoczowskiemu. Otóż, drogi jasiu (piszę z małej litery – taki pseudonim przybrałeś, to nie brak szacunku z mojej strony), kwestia korelacji negatywnego stosunku do aborcji z pozytywnym stosunkiem do katolicyzmu jest korelacją, która tematu nie wyczerpuje. Owszem, jest to wynikanie – jeśli ktoś jest katolikiem sensu stricto, jest także przeciwnikiem morderstw prenatalnych (na mocy definicji katolika). Natomiast decydujący jest tu stosunek do życia ludzkiego – gdyż wśród przeciwników morderstw dzieci znajdują się także wyznawcy innych religii (OK, ich moglibyśmy wrzucić z katolikami do jednego worka), oraz ateiści i inne odmiany ludzi niereligijnych. Z naszego podwórka podam przykład np. znanego socjalisty Aleksandra Małachowskiego. Dlaczego tak jest? Ano nie dlatego, że podstawą wnioskowania jest tu przesłanka o charakterze prawdy objawionej, tylko dlatego, że przesłanka ma charakter naukowy. Jest bowiem prawdą, iż po połączeniu gamet (zapłodnieniu) rozpoczyna się proces, który nazywamy życiem, który ma wiele faz (prenatalna, którą można rozbić na kilka podfaz – oraz postnatalną, również możliwą do podziału np. na niemowlęctwo, wiek przedszkolny, dojrzewanie, dojrzałość, przekwitanie, starość, etc.). Jest to jeden, nieustanny proces kończący sie zgonem. Człowiek w brzuchu matki jest człowiekiem tak samo jak poza nim – to prosty fakt (przejście przez łono matki nie oznacza chyba zmiany gatunkowej, np. z bycia pająkiem, na homo sapiens?).Teraz następuje kolejny element rozumowania, normatywny – jaki jest nasz stosunek do życia człowieka? Jeśli twierdzimy, że życie człowieka jest warte tyle, ile życie innych gatunków, wówczas odrzucamy perspektywę „humanistyczną” na rzecz jakiejś perspektywy „uniwersalistycznej” i nie przeszkadza nam zarówno zabijanie dzieci nienarodzonych, jak narodzonych, albo stojących nad grobem, jako starcy. Taki wybór jest możliwy. Jeśli natomiast twierdzimy, że życie ludzkie cenimy wyżej, niż życie innych gatunków – wówczas nie mamy podstawy do akceptowania morderstw prenatalnych, a nieakceptowania innych.Reasumując – jesteś w srogim błędzie jasiu. Zresztą jak większość Twoich ideowych kolegów i koleżanek (mam pewne wyobrażenie na ten temat – wygooglałem Cię) – tworzysz sobie wyobrażenie na temat ludzi Kościoła i Jego doktryny na podstawie przesłanek cienkich jak przysłowiowa dupa węża, a później budujesz na tej podstawie mnogie teorie na swoim blogu.co na to Tuwim?dziś w kibelku w podziemiach Auditorium Maximum UW przeczytałem pewien bon mot, którym można skomentować sytuację opisaną powyżej. Tako rzecze Tuwim: Błogosławieni ci, którzy nie mając nic ciekawego do powiedzenia, nie przyoblekają tego faktu w słowa.zabijanie spermypodobnym nieporozumieniem zapoczątkowanym pewnie grubo przed słynnym głupawym filmem Monty Pythona na temat katolików (Żywot Briana) jest twierdzenie, jakoby np. sprzeciw Kościoła Świętego względem masturbacji, czy stosunku przerywanego brał się stąd, skąd bierze się sprzeciw względem aborcji. Ba! Że to to samo, tzn. że nasienia marnować nie należy dlatego, że plemniki są... życiem, czyli ludźmi!Cóż, pogrobowcy Marksa i Gomułki mają to do siebie, że lubią gromić poglądy, które sami włożyli w usta swoich adwersarzy. Jak to mawiał G. K. Chesterton (oj, polecam tego pana...!) - „Wolnomyśliciele myślą, ale idzie im to bardzo wolno”.kiedy pojawiła się miłość?tymczasem nie ustaje proces odnajdywania zadziwiającej zgodności między prof. Plinio Correa de Oliveira a innymi autorami, którzy analizę historii podejmują wychodząc od radykalnie innych przesłanek. Otóż, ostatnio w ramach studiów nad socjologią wykryłem kolejną potencjalną zbieżność między prof. de Oliveira a rodzimym drem Maciejem Gdulą. Chodzi o to, kiedy powstała nowoczesna miłość – element ponoć w średniowieczu nie występujący – przynajmniej w takim kształcie (chodzi o tę specyficzna, damsko-męską, która ma ponoć usprawiedliwiać wszystko, albo której brak ma uniemożliwiać małżeństwo, etc.). Wprawdzie prof. Oliveira datuje jej początki na koniec średniowiecza (literatura miłosna, renesansowe romanse, etc.), a dr Gdula – z tego, co mi wiadomo – jednak w epoce romantyzmu, to jednak idę o zakład, że gdyby poskrobać, mogłoby się okazać iż spolegliwy skądinąd dr Gdula byłby skłonny przyjąć pogląd, iż solidne podwaliny pod romantyczną koncepcję miłości położyli właśnie renesansowi minstrele i gryzipiórkowie od miłości dworskiej.wizja kobiety – dzisiejszy ideałtymczasem zmienił nam się także ideał kobiety. Ostatnio miałem okazję poczytać u sąsiadek ze środków transportu publicznego trochę erotycznej literatury damskiej w rodzaju COSMOPOLITANA, et consortes. Okazało się wówczas, że nie przesadzam wcale ani trochę, twierdząc, że współczesny model kobiety to model quasi-prostytutki.Skąd to „quasi”? Stąd mianowicie, że jest to jej nowa odsłona – dawna prostytutka była kobietą, która łączyła dwa style życia (normalny oraz patologiczny – by móc prowadzić ten normalny, teraz albo w przyszłości, po zebraniu koniecznych funduszy). Dzisiejszy ideał kobiety polega na zintegrowaniu obu stylów życia (żegnamy się z granicą między patologią i normalnością) oraz usunięciu elementu ekonomicznego.Jednym słowem, nasza quasi-prostytutka jest raczej administratorem własnej pochwy, odbytu, piersi oraz ust, który dąży do maksymalizacji ich użyteczności, czyli eskalacji doznań. Stąd też bezużyteczna jest koncepcja małżeństwa, rodzicielstwa, monogamii. Stąd też – jako że znużenie sensoryczne jest nieubłagane – potrzeba wzmacniania bodźców pcha nasze niewiasty do większych ekscesów – od poszerzenia skali doznań o inne części ciała (penetracja wszystkiego jest dziś uznawana – w dyskursie wspomnianych gazet – za kolejne aspekty jednego zjawiska, czyli „seksu”), po poszerzenie składu aktorów biorących udział w akcie (kłania się nie tylko grupowy, ale i wspomagany akcesoriami, czy przedstawicielami innych gatunków), czy samego kontekstu aktu (od pozycji, po miejsce aktu, albo sposób, czy szybkość).Taki obraz wyłania się z analizy dyskursu tych szmatławych pisemek, które mimo wszystko czytają niekiedy damesy pozujące na elitę (w dawnym sensie tego słowa, a więc coś w rodzaju arystokracji – damesy ubrane w eleganckie żakiety, powściągliwe, wyniośle rozglądające się po otoczeniu i współpasażerach).Oczywiście to nie pozostaje bez reakcji po męskiej stronie społeczeństwa...[ale o tym przy innej okazji! Z „dzisiaj”, zrobiło się już „wczoraj” i mamy Boże Ciało, które spędzam u Oleńki!]myśl na dziśChcę cię ostrzec przed trudnością, która może się pojawić: chodzi o pokusę zmęczenia, zniechęcenia. – Czyż nie masz jeszcze świeżo w pamięci tamtego życia twojego – bez kierunku, bez celu, bez powabu, a który potem światło Boże i twoje własne oddanie właściwie ukierunkowały i napełniły radością? – Nie bądź tak głupi, ażeby zamienić to obecne życie na tamto.św. Josemaria Escriva, Kuźnia, nr 286<p> </p> SKIN = "black";

Brak głosów