Raport jasnowidzów

Obrazek użytkownika Jerzy Mariusz Zerbe
Kraj

Jest więc obszerny elaborat nazwany raportem komisji Millera w sprawie katastrofy smoleńskiej. Spichcony po długich bulach (w myśl nowej ortografii prezydenckiej), w którym przewodniczący zespołu i redaktor naczelny dzieła jest sędzią we własnej sprawie. Nie pierwszy raz w ostatnich latach obecna władza tuszuje gdzie można i jak tylko można swoje oczywiste przewiny. Po Mirosławie Sekule kolejnym mężem opatrznościowym, pieczołowicie dbającym o interesy PO i już chwalonym za to przez Donalda Tuska jest Jerzy Miller.

W raporcie wszystko opisano zgodnie z przewidywaniami, a wnioski streszczają się w kilkunastu słowach: samolot był sprawny do końca, załoga źle wyszkolona, nieprzygotowana i niewłaściwie naprowadzana przez kontrolerów, a lotnisko źle wyposażone. A jaka była rola pułkownika Krasnokuckiego komisja nie próbowała nawet ustalić. Komisja nie ustosunkowała się do matactw i nieścisłości jakimi byliśmy karmieni przez długie miesiące, z których najbardziej skandaliczną była zmiana zeznań kontrolerów lotniczych.

Komisja w najmniejszym stopniu nie odniosła się do białej księgi opublikowanej jako oficjalny dokument sejmowy przez uprawnioną do tego komisję parlamentarną Macierewicza. Komisji Millera nie zainteresowały fakty ustalone przez tę komisję. Byłoby to wbrew zaplanowanej od początku i konsekwentnie realizowanej millerowsko-tuskowej wizji katastrofy smoleńskiej.

Samolot był sprawny do końca! Do końca, to znaczy do momentu utraty sterowności i prawdopodobnego rozerwania się na strzępy jeszcze przed uderzeniem w ziemię. Strzępy rozrzucone na odległość około 400 metrów, wśród których nie sposób było znaleźć kokpitu. A skąd wiadomo że tupolew był sprawny, proszę komisji?

Każdy, kto na kanałach Discovery lub National Geographic ogląda programy poświęcone katastrofom lotniczym i profesjonalnemu dociekaniu ich przyczyn z łatwością zauważy, że dla wyjaśnienia źródeł tragedii niezbędne są skrupulatne, szczegółowe badania szczątków samolotu, często obejmujące badania laboratoryjne, głównie z zakresu chemii i wytrzymałości materiałów. Szczątki te najpierw starannie zbiera się z powierzchni terenu, a nawet wydobywa z głębi zbiorników wodnych, po czym układa, starając się odtworzyć z nich pierwotny kształt samolotu (dla sprawdzenia jakich elementów jeszcze brakuje). Ogląda się i ocenia każdy znaleziony fragment i rodzaj jego uszkodzenia. Bo powszechnie wiadomo, że wrak, a raczej szczątki samolotu, są w badaniach przyczyn katastrofy dowodem najważniejszym.

Polska komisja państwowa orzeka w raporcie o przyczynach tragedii i o winnych bez możliwości zbadania wraku samolotu, a nawet bez możliwości zbadania oryginałów czarnych skrzynek. Polska komisja nie zauważa celowego niszczenia wraku, wręcz pastwienia się nad tą ponurą polską własnością.

Polskiej komisji dla sformułowania wniosków niepotrzebne są dowody. Polska komisja zachowuje się i działa jak jasnowidz, główną winę przypisując, rzecz jasna, nieodpowiednio wyszkolonym pilotom. Tym powietrznym domorosłym bezrozumnym chojrakom, chcącym za wszelką cenę wylądować, niczym kamikadze. Oskarżanie ludzi, którzy już nie mogą się bronić, jest procederem haniebnym.

Polska komisja powtarza konstatacje zawarte w słynnym raporcie MAK-u. Pozostaje czekać na inny, rzetelny raport. Miejmy nadzieję, że doczekamy się.

Brak głosów