Miro dał głos

Miro Drzewiecki przemówił donośnym głosem prosto z pola golfowego na Florydzie, gdzie spędza zasłużony, dwutygodniowy urlop. Opalony, wyluzowany do granic, a jednak przygnębiony, bo to przecież człowiek skrzywdzony przez los i ludzką nienawiść.

Skorzystał z okazji, by w niewielu zdaniach podsumować dotychczasowe wyniki dociekań Komisji Hazardowej oraz wszystkie łgarstwa na jego temat, wygłaszane w sali sejmowej lub wypowiadane w mediach podczas przesłuchań zeznających świadków.

Stwierdził: „to co obecnie dzieje się w Polsce jest obrzydliwe. Jestem dowodem na to, że Polska jest w dalszym ciągu dzikim krajem. Zawsze działam zgodnie z prawem, w związku z tym nie muszę się o nic martwić, ale nikt nie będzie mnie przepytywał na różne okoliczności, z kim ja się przyjaźnię, z kim się kumpluję, to jest moja sprawa i wszystkim wara od tego. Nikt nie ma prawa ingerować w moje życie.”

Dostało się też swołoczy: „Ci wszyscy dziennikarze, którzy się dopuścili kłamstw, oszczerstw, będą za to wszystko odpowiadali”. Miro zapowiedział, że „poświęci następnych parę lat swojego życia na to, aby dojść do satysfakcji i prawdy, by ci wszyscy, którzy świadomie kłamali za to przepraszali i płacili pieniądze”. Tupet nieprawdopodobny - jak bym słyszał Wałęsę!

I wreszcie skarga największa: „Zabito mi matkę. Nie mam odrobiny dobrych emocji do ludzi, którzy to zrobili”. Zatrzymajmy się na chwilę przy tym wielkim oskarżeniu. Matka – dla każdego dziecka, niezależnie w jakim jest ono wieku, osoba najbliższa. Jej śmierć jest zawsze ciosem. Ale odejścia tak bliskiej osoby, liczącej już 80 lat, nie musi być bezpośrednim skutkiem wydarzeń niepomyślnych dla syna. Może chorowała na serce od dłuższego czasu, a chwila odejścia przypadkowo zbiegła się z dymisją Mirosława Drzewieckiego? Ten zaś, w sposób niegodny, by nie powiedzieć cyniczny, wykorzystuje tę okoliczność dla oskarżania przeciwników politycznych. Jest to wielce prawdopodobne.

Zdawałoby się, że po wygłoszeniu takiego credo Mirosław Drzewiecki powinien być definitywnie skończony jako polityk i osoba publiczna. Tymczasem jego długoletni przyjaciel i mocodawca Donald Tusk zapowiada, że odbędzie z nim spotkanie, w celu omówienia jego przyszłości politycznej. Słowem, zamiast wyrzucenia poza nawias osób publicznych, będzie ojcowska rozmowa, która być może zakończy się dla Mira rozgrzeszeniem.

Miłość nie zna granic, panie i panowie!