Jakich mamy Prezesów Sądu Najwyższego takich mamy prawników chowanie. Prawniczy pozytywizm, a koncepcje naturalizmu.

Obrazek użytkownika Gawrion
Kraj

Jakich mamy Sędziów takie Trybunały Stanu.

Wczoraj przypadkiem, przed pójściem spać, włączyłem TVP Info, a tu taki hit! Konflikt! Konflikt pomiędzy Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego a Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Konflikt pomiędzy profesorem Lechem Gardockim a doktorem Januszem Kochanowskim. Konflikt o co? O literę prawa? Czy o słuszne rzeczy nie majace z litera prawa nic wspólnego?

Troszkę o odpierającym: Lech Gardocki Uczeń (razem z Lechem Falandyszem (znanym skąd innąd z FallDowndyzacji prawa) Igora Andrejewa (wnuk Bazylego Andrejewa - adwokat, syn adwokata) kata tworzącego teoretyczne podwaliny polskiego prawa karnego czasów stalinowskich wyrażającego się w pracach naukowych poprzedzonych współtworzeniem Kodeksu Karnego z 1969 roku, zastąpionego przez obecny z 1997), uczeń jednego z sędziów, którzy w 1952 roku wraz z Emilem Merzem i Gustawem Auscalerem zatwierdzili wyrok śmierci na gen. Augusta Fieldorfa "Nila". Członek PZPR do 1981 r. Uwiarygodniony w 1992, rok po powołaniu na stanowisko profesora nadzwyczajnego na Uniwersytecie Warszawskim, przez Lecha Wałęsę tytułem naukowym profesora nauk prawnych. Od Od 4 lipca 1996 orzeka jako sędzia Sądu Najwyższego w Izbie Karnej. 17 października 1998 po raz pierwszy objął urząd Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, a po upływie pierwszej kadencji został powtórnie powołany na to stanowisko (na okres do 18 października 2010). Przewodniczący Trybunału Stanu.

Spierający się: Janusz Kochanowski Prawnik, dyplomata. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1966-1990 wykładowca na Wydziale Prawa UW. Członek NSZZ Solidarność. Od 2006 roku Rzecznik Praw Obywatelskich. Kadencja wygasa 15 lutego 2011. Prezes fundacj oraz redaktor naczelny magazynu Ius et Lex. Współpracownik profesora Witolda J. Kieżuna (żołnierz Armii Krajowej, podporucznik czasu wojny, powstaniec warszawski, ofiara NKWD, więzień sowieckich łagrów, więzień UB) bohatera walki o polską niepodległość, którego tacy jak Igor Andrejew, ktorego podręcznik gdzieś kurzy mi się do dziś, sądzili i skazywali na okrutne męki.

W czym problem? Czy chodzi o stare już zapomniane czasy stalinowskie? Czy chodzi o odszkodowanie za zbyt długi pobyt na Syberii takich jak Kieżun odbywających "wycieczki" krajoznawcze po Rosji? O życie polskiego generała - Fieldorfa "Nila"? Może chodzi znowu o Polskę i Polaków?

Oglądając wczorajszy program w telewizji odniosłem wrażenie, że bohaterowie mogliby się spierać o każdą z powyższych rzeczy. Chodziło jednak konkretnie o niesprawiedliwą niemożność pociągnięcia do odpowiedzialności sędziów, prokuratorów okresu stanu wojennego, ktorzy na mocy dekretu Rady Państwa z dnia 12 grudnia 1982r. o stanie wojennym gnębili nas za dążenia niepodległośiowe. Chodzi o niesłychanie dziwną uchwałę Sądu Najwyższego z dnia 20 grudnia 2007, w której uzasadnieniu czytamy:

"Ze względu na niezamieszczenie w Konstytucji PRL z 1952 r. zakazu tworzenia przepisów karnych z mocą wsteczną (zasady lex retro non agit) oraz brak mechanizmu prawnego umożliwiającego uruchamianie kontroli zgodności przepisów rangi ustawowej z Konstytucją lub z prawem międzynarodowym, a także ze względu na brak regulacji określającej miejsce umów międzynarodowych w krajowym porządku prawnym, sądy orzekające w sprawach karnych o przestępstwa z dekretu Rady Państwa z dnia 12 grudnia 1981 r. o stanie wojennym (Dz. U. Nr 29, poz. 154) nie były zwolnione z obowiązku stosowania retroaktywnych przepisów karnych rangi ustawowej."

Zadajmy sobie pytanie - dlaczego takie stanowisko Sądu Najwyższego? Dlaczego takie rozumowanie? Dlaczego takie uzasadnienie? Dlaczego Sąd, wzorem Trybunału Norymberskiego sądzącego zbrodniarzy, Federalnego Trybunału Konstytucyjnego Niemiec, nie mógł powołać się na formułę Gustawa Radbrucha lex iniustissima non est lex? Może nie chciał? Dlaczego? Gdzie zdrowy rozsądek? Dlaczego Najwyższy Sąd stoi w obronie pozytywizmu prawniczego kultywującego formalizm prawa i jego literę bez względu na niepisane prawo naturalne? Czy Sędziami Sądu najwyższego są ludzie kompletnie wyzuci z uczuć? Czy nie dostrzegają tego, że stanowisko wyrażone w uchwale to, zakamuflowana, zaklęta w prawniczy język obłuda i fałsz uzasadniona brakiem w systemie prawnym reguły lex retro non agit, inkorporowanej przecież z klasycznych rozwiązań prawnych , która dla każdego studenta prawa jest świętością, tym bardziej w kodeksie karnym?

Janusz Kochanowski Rzecznik Praw Obywatelskich zapowiada, że zaskarży do Trybunału Konstytucyjnego uchwałę Sądu Najwyższego dotyczącą stosowania przez sędziów dekretu o stanie wojennym. Uzasadnia to nie jakąś straszną żądzą zemsty za ofiary stalinowskiego reżimu. Chce tylko by sprawiedliwości stało sie zadość, a sędziowie zostali ukarani chociażby dyscyplinarnie. Slusznie stwierdza, że takie postępowanie sedziów jest grzechem śmiertelnym, skreślającym powołanie sędziowskie. Według Lecha Gardockiego zaskrażenie przez RPO uchwały SN do Trybunału Konstytucyjnego jest bezzasadne. Sędziowie w tamtym czasie nie mogli stosować standardów, które wówczas nie istniały. I tu sie chyba ze smutkiem na twarzy muszę zgodzić i rozszerzyć wypowiedź. Te standardy nie istnieją do dziś..

Czym jest bowiem Sąd Najwyższy? To organ najwyższej wykładni prawa w Polsce. Słowami Tuska -Najjaśniejszej Rzeczypospolitej! Rzeczpospolitej, która ponoć urzeczywistnia wszelkie prawa obywatelskie i broni tak ważnych dla demokracji wartości. Rzeczpospolitej, z której idealnym porządkiem i normalnością próbowal walczyć totalitarny reżim Kaczystowski...Sąd Najwyższy wraz z jego Sędziami to organ stojący na straży prawa. Prawa stojącego z kolei ponad nami wszystkimi, okazuje się, że prawa mogącego wszystko! Czy prawa demokracji nie powinny być dekalogiem najbardziej szlachetnych zasad? Oczywiście, że tak! Standardy jednak mamy nadal inne.

Bardzo to mnie smuci i nie napawa zbyt dużą dozą optymizmu. Nie wierzę, że ludzie, wywodzący się z komunizmu, zasiadający w najwyższych, konstytucyjnych organach o bardzo długiej kadencyjności będą w stanie, będą chętni uzdrowić i wprowadzić w końcu standardy sprawiedliwości, sluszności do polskiego prawa. Choć chodzi, jak widać na powyższym przykładzie tylko o troszkę życzliwszą, możliwą wykładnię, nie ma na co liczyć. Niezmienności poglądów, chcialoby sie powiedzieć interesów, takich Organów broni jeszcze, poza ich dlugą kadencyjnością częściowa tylko, okresowa zmiana składu. Ogólnie, powtórzę to jeszcze raz: polskie środowiska prawnicze są obrazem głębokiej patologii, rządzą w nich dziewiętnasowieczne pozytywistyczne prawa. Tak jak w uchwalach Sądu Najwyższego nie ma tam kawałka życzliwości i idrobiny serca..

Jakie mamy autorytety, takie będą tendencje..Jest źle, bardzo źle..

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)